wtorek, 12 lipca 2011

Carmel Placebo.

        Opowiem Wam historię. Moją historię. Nie, nie miałem żadnych szalonych przygód. Moje życie nie zaowocowało w rodzinę ani dzieci. Jednak było ciekawe. Głównie moja historia będzie dotyczyć moich czterech miłości. Obecnie mieszkam z jedną z nich. Jestem szczęśliwy, zakochany. Zakochany i kochany. Ma piękne oczy i dłonie, pełne usta, które układają się w śliczny uśmiech. Ale o tym potem. Teraz zacznijmy od początku.


         Nazywam się Carmel. Carmel Placebo. Mam dwadzieścia sześć lat. Stary już jestem, co nie? Moje włosy są czerwone i sięgają karku a oczy duże i czarne. Zawsze ważyłem zbyt mało w stosunku do mojego wzrostu. Co dziwniejsze, kocham jeść. Zawsze jadłem zbyt dużo. Jestem raczej nieprzewidywalny. Nie lubię tłoku, spotkań rodzinnych, warzyw i soku pomidorowego. Uwielbiam czekoladę, wszelkiego rodzaju herbaty, słodycze i owoce. Lubię wprawiać ludzi w zakłopotanie. To takie zabawne, gdy nie wiedzą, co powiedzieć. Czy jestem ironiczny? Owszem. Bywam także nieśmiały. Lubię się bać, dlatego kocham horrory. Zawsze się w kogoś wtulam, to takie przyjemne. U ludzi cenię sobie szczerość i poczucie humoru. Przy pierwszym spotkaniu zawsze najpierw zwracam uwagę na dłonie i oczy. Jestem szczery, czasami aż do bólu.
         Rodzina? Tak, mam. Był pewien czas, gdy myślałem, że ją straciłem, ale o tym za chwilę. Przyjaciele? Michael i Caroline. Michael ma krótkie, brązowe włosy, zielone oczy, szpiczasty podbródek, średniej wielkości nos i pali. Pali jak smok. Jego jedyna wada. Mój kochany przyjaciel jest zabawny. Gdy pokłóci się ze swoją narzeczoną Juliet, zawsze przychodzi do mnie i pijemy do momentu, aż będziemy na tyle pijani, by nie trafić do kieliszka. Lubimy pić razem także bez powodu. Ot, takie spotkania towarzyskie, tak zwane męskie wieczorki. Podczas takich wieczorków rozmawiamy o naszym życiu. On zwierza się mi, ja jemu.
         Caroline. Caroline jest inteligentna, zabawna i ładna. Ma długie blond włosy sięgające jej do połowy pleców, niebieskie oczy, mały, śliczny nosek, pełne usta. Ideał dziewczyny każdego chłopaka. A oprócz tego wymarzona przyjaciółka. Potrafi przyjechać do mnie o trzeciej w nocy, jeśli tego potrzebuję. Potrafi także zdenerwować. Zawsze ma rozwiązanie na wszystko. Czy to właśnie miłość mojego życia? Nie. Miłością mojego życia nie jest kobieta. Jest nią mężczyzna. Jeszcze chudszy ode mnie, chociaż karmię go za nas dwoje. Jeżeli chodzi o nasz związek, to ja jestem stroną, tak zwaną, dominującą. Ichigo, bo tak ma na imię, pochodzi z Japonii. Jednak Japończykiem nie jest. Ma oczy jeszcze większe od moich, ładnie wykrojone, delikatne usta, pół długie włosy koloru blond i śliczny, malutki nosek.Jeśli chodzi o imię, wybrała mu je matka. Zawsze kochała Kraj Kwitnącej Wiśni oraz truskawki. Zamieszkała tam, gdy miała ku temu okazję. „Ichigo” oznacza po japońsku truskawkę. Nie powiem, moje kochanie jest tak samo słodkie i potrafi zaczerwienić się prawie tak mocno, jak ten owoc. W takich momentach nazywam go moją małą, słodką truskaweczką. Ichigo ma dopiero dwadzieścia lat i studiuje japonistykę. W przyszłości chce uczyć w szkole tego języka. Oczywiście, jako obcego, bo mieszkamy w Londynie. Miasto może i duże, ale za to jakie zaśmiecone. Mówiłem mu, że nie musi pracować, ponieważ moi rodzice są bogaci i zapewnią nam środki do życia. On jednak stwierdził, że będzie nauczał w szkole, ponieważ najzwyczajniej tego chce. Nie wtrącam się więc. Skoro już mowa o mojej rodzinie, to wspominałem, że był pewien czas, gdy myślałem, że ją straciłem. Było to właśnie wtedy, kiedy powiedziałem im, że jestem gejem. Odwrócili się ode mnie na jakiś czas, jednak potem przeprosili mnie i stwierdzili, że liczy się dla nich tylko moje szczęście. A jeżeli ma mi je dawać mężczyzna.
         Zanim poznałem Ichigo, miałem trzech innych chłopaków. Nathaniela, Christiana oraz Petera. Z każdym z nich rozstałem się na inny, w pewien sposób tragiczny sposób. Gdy poznałem pierwszego z nich miałem dwadzieścia jeden lat. Co do mojego nazwiska, pierwotnie było inne. Zmieniłem je pod wpływem miłości do mojego ukochanego zespołu, Placebo. Może to i głupie, ale ja się uparłem.
         Dzisiaj moje życie jest stabilne. Wiem, że Ichigo mnie nie zdradzi. On wie, że ja tego nie zrobię. Kochamy się, jesteśmy szczęśliwi.


1 komentarz:

  1. Hej,
    początek ciekawy, troszkę o naszym głownym bohatrze się dowiedzieliśmy, i podoba mi się, że to będzie tak jakby z jego perspektywy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń