~Mikołaj~
Znowu to samo. Znowu ciągną mnie na
jakąś bezsensowną „super-imprezę”. No ile można? Wolę posiedzieć w pokoju i
gapić się bez sensu w ścianę niż siedzieć na kanapie w zatłoczonym pokoju pełnym
ludzi. A jakąś „super-wystrzałową-fajną dupę” mogę poznać, gdzie tylko zechcę.
W końcu mam swój urok osobisty i wygląd. Metr osiemdziesiąt pięć, brązowe,
nastroszone włosy, czekoladowe oczy, prosty nos i wąskie, ale pełne usta wprost
stworzone do całowania. Tak mi zawsze mówią dziewczyny. Teraz jednak muszę je
chyba odstawić na bok, bo mam problem. Problem ma metr siedemdziesiąt pięć
wzrostu, czarne oczy, czarne włosy, mały nos z szerszymi skrzydełkami, wąskie
usta, nosi okulary „kujonki” i jest wiecznie roześmianym pół-Japończykiem. A na
imię ma Konstanty, czyli Kostek. Dlaczego jest moim aktualnym problemem? Cóż,
sytuacja miała miejsce wczoraj…
Na
tych wykładach to męczą gorzej niż matka w domu o to, żebyś posprzątał w
pokoju. Ale dam radę, muszę. Nie chcę potem wylądować na kasie w Biedronce.
Wszedłem do pokoju w akademiku i od razu rzuciłem się na łóżko.
- Hej! – usłyszałem po chwili. Otworzyłem
oczy i spojrzałem na Kostka, który stał przy moim łóżku z szerokim uśmiechem na
twarzy.
- Hej – usiadłem powoli i oparłem się
plecami o ścianę. – Nie powinieneś być na wykładach? – zerknąłem na zegarek.
- Nie. Jeden z wykładowców zachorował i nam
zajęcia odwołali. Idziesz jutro na imprezę? – zapytał, poprawiając grzywkę i
okulary.
- Nie. Nie chce mi się.
- Oj no, Miki, no weź…
- Mikołaj – poprawiłem go.
- Mikołaj – westchnął ciężko. – No weź, nie
bądź taki. Będzie fajnie – wyszczerzył się, a ja uśmiechnąłem się lekko.
- Kostek… Naprawdę to dla ciebie takie
ważne? – zapytałem, spoglądając na niego.
- Żebyś tam ze mną poszedł? Tak.
- Dlaczego? A może akurat na jutro jestem
umówiony? – uśmiechnąłem się złośliwie. Z doświadczenia wiedziałem, że Kostek
nie lubi żadnej dziewczyny, która się przy mnie kręciła. Nie wiedziałem tylko,
dlaczego.
- Co? – zapytał cicho, nagle jakoś tak
smutniejąc. Znowu to samo.
- Nic. Słuchaj… - wstałem i stanąłem
naprzeciw niego. – Dlaczego zawsze zachowujesz się jakoś dziwnie, kiedy widzisz
mnie z dziewczyną albo, kiedy o jakiejś mówię?
- Jak dziwnie? Normalnie się zachowuję –
wzruszył ramionami, uśmiechając się nerwowo.
- Nie wywiniesz się. No, słucham –
spojrzałem mu uważnie w oczy.
- Ale ja…
- Tyle razy cię o to pytałem, za każdym
razem udało ci się uniknąć odpowiedzi. Ale nie tym razem. Co, jesteś zazdrosny,
bo ty nie masz dziewczyny? Spokojnie, znajdziesz jakąś. Na pewno – uśmiechnąłem
się.
- Jestem gejem – wypalił.
- Zaraz… Co? – chyba się przesłyszałem…
- Jestem gejem – spojrzał na mnie niepewnie.
- No… no dobra… - chyba jestem w szoku. Ale
tylko takim małym. Tak, na pewno takim małym.
- I… i cię kocham. Od dawna – po tych
słowach chyba chciał mnie pocałować, ale automatycznie się odsunąłem. Po chwili
usłyszałem trzask zamykanych drzwi. A na noc do pokoju nie wrócił.
Zupełnie nie wiem, co mam teraz zrobić.
Nie wiem, czy już dotarło do mnie to, że Kostek jest we mnie zakochany.
Powiedział, że od dawna. No dobra, ale od kiedy? Roku, dwóch? Powinienem skupić
się na nauce, a nie na tym, że jest we mnie zakochany chłopak. I w tym chyba
cały sęk – gdyby to był jakiś zwykły chłopak, olałbym to. Ale to Kostek, mój
przyjaciel od zawsze. I może nie za bardzo pojmuję to, jak mężczyzna może
kochać drugiego mężczyznę, ale chcę pomóc mojemu przyjacielowi. Szkoda tylko,
że to ja jestem problemem…
~Kostek~
Głupi jestem. Po co mu to mówiłem?
Teraz pewnie nie chce mnie znać. Muszę tylko jakoś przemknąć się do pokoju po
swoje rzeczy, a potem… No właśnie, co potem? Wyjadę? Wrócę do rodziców?
Jęknąłem z bezsilności, opadając na ławkę w parku. Zawsze uważałem, że do
spania nie są zbyt wygodne i po dzisiejszej nocy spędzonej na jednej z nich
zdania nie zmienię. Wszystko mnie boli.
Mikołaj… Znamy się od zawsze. A kiedy
się w nim zakochałem? W liceum. O tak. Był szkolną gwiazdą – przystojny, dobrze
się uczył, grał w szkolnej drużynie koszykarskiej. Dziewczyny do niego lgnęły,
wszystkie. Chłopacy zresztą też. Kilku wyznało mu swoje uwielbienie, a Mikołaj…
śmiał się. Po prostu śmiał się z nich, z ich głupoty. I śmiał się w taki
sposób, że mnie samego to wszystko bolało. A potem, kiedy zdałem sobie sprawę,
że jestem w nim na śmierć i życie zakochany – byłem przerażony. Przerażony do
tego stopnia, że w mgnieniu oka zniknął ten wesoły, tryskający życiem chłopak.
Mikołaj martwił się o mnie. Pytał, co mi jest, ale zawsze znajdywałem jakąś
wymówkę. Byleby tylko nie poznał prawdy. Potem, po bardzo długim czasie
stwierdziłem, że użalanie się nad sobą nie ma sensu, w końcu i tak tego nie
zmienię. Bez względu na to, jak bardzo wtedy tego chciałem. Znowu zacząłem się
śmiać, wszędzie było mnie pełno, ale wszystko to było sztuczne. W środku nie
czułem chęci do życia. W końcu przyzwyczaiłem się do tego całego udawania.
Mikołaj szedł przed siebie z wysoko uniesioną głową i uśmiechem na twarzy, a ja
podążałem za nim ze smutkiem w sercu. Podniosłem się z ławki. Czas stawić czoła
Mikołajowi, wziąć swoje rzeczy i uciec. Byle jak najdalej stąd.
~Mikołaj~
Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
Natychmiast otworzyłem oczy i stanąłem na podłodze.
- Gdzie byłeś? – zapytałem.
- Nieważne – mruknął pod nosem, otwierając
szafę. Zaczął wyrzucać swoje rzeczy na łóżko.
- Kostek, gdzie byłeś? – powtórzyłem z
większym naciskiem. Wzruszył tylko ramionami. Podszedłem do niego i chwyciłem
go za nadgarstek. – Musimy porozmawiać.
- Po co? – spojrzał na mnie z takim bólem w
oczach, że aż jęknąłem w duchu. A najgorsze było to, że nie mogłem mu pomóc.
- Bo tego potrzebujemy. Usiądź, ok? –
pociągnąłem go w stronę swojego łóżka. Usiadł na nim z westchnieniem, a ja
przysunąłem sobie krzesełko i usiadłem naprzeciw niego. Siedzieliśmy chwilę w
ciszy. W końcu zapytałem: - Po co wyrzucasz ubrania z szafy?
- Bo wyjeżdżam.
- Co? – zamurowało mnie. Tak w środku
semestru?
- Wyjeżdżam.
- Gdzie?
- Jeszcze nie wiem.
No ja pierdolę…
- Kostek, jak ty to sobie wyobrażasz?
Wyjedziesz i co? Wylądujesz na ulicy? To ci odpowiada?
- Nie, ale wątpię, abyś w dalszym ciągu
chciał mieszkać ze mną w jednym pokoju i…
- Zamknij się – warknąłem. Spojrzał na mnie
z oburzeniem. Odetchnąłem i kontynuowałem: - Posłuchaj, może nie za bardzo
dociera do mnie to, że mnie kochasz, ale jesteś moim przyjacielem. Zostań, a ja
postaram się to zaakceptować, dobra? – spojrzałem mu uważnie w oczy, a on tylko
prychnął, odwracając swoje.
- Postarasz się zaakceptować? Czy ty siebie
słyszysz? Zostanę tu i co? Będziesz udawał wielkiego przyjaciela, a w środku
będziesz brzydził się każdym, nawet przypadkowym dotykiem. Wybacz, ale to nie
dla mnie. Wracam do pakowania.
Już chciał wstać, ale szybko zareagowałem
i ponownie chwyciłem go za nadgarstek.
- Zostań. Dobrze wiesz, że sobie nie
poradzisz. Poza tym, jest środek semestru. Kostek, obiecuję ci, że nie dam ci
żadnego powodu do cierpienia. Moje nastawienie do gejów jest obojętne, nie
brzydzę się nimi ani na nich nie narzekam.
- Serio? Więc nie będziesz śmiał się z
idiotycznych kawałów o gejach, nie będziesz ich opowiadał i nie będziesz
umawiał się z dziewczynami? – uniósł brwi. Przełknąłem ślinę. Cholera, o tym
nie pomyślałem… Ale tu w ogóle nie ma wątpliwości. Kostek jest dla mnie
ważniejszy, jako przyjaciel.
- Nie będę – uśmiechnąłem się.
- Chyba nie wierzysz w to, co mówisz… Obaj
wiemy, że kochasz seks. A ze mną w pokoju życie o rączce będzie raczej
niemożliwe, nie uważasz?
Dobry jest. I ma rację. No kurwa. Ale
przecież jakoś dam radę. Nikt z braku seksu jeszcze nie umarł.
- Dam radę – powiedziałem pewnie. Kostek
westchnął ciężko.
- Przemyślę to, czy zostanę – zerknął na
zegarek. – A teraz idę na imprezę – wstał i tak po prostu wyszedł, a ja
zostałem w pokoju sam z głową pełną myśli.
~Kostek~
Na imprezie było tłoczno, głośno i
wesoło. Jak zawsze. I jak zawsze byłem nastawiony na dobrą zabawę. Ale tym
razem nie dane było mi dobrze się bawić. Siedziałem na kanapie i patrzyłem na
tych wszystkich ludzi, myśląc o Mikołaju. Chciał, żebym został i obiecał, że
postara się to wszystko zaakceptować. Obiecał więcej mnie nie ranić. I tylko
dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi? Przecież obaj wiemy, że i tak się nie uda. A
jeśli on w to wierzył? Jeśli chciał starać się tylko… TYLKO dla mnie? Kiedy o
tym pomyślałem, na sercu zrobiło mi się cieplej, a uśmiech sam cisnął się na
usta. To, jak mocno jestem w nim zakochany i jak bardzo przez to cierpię, wiem
tylko ja.
- Kostek! – usłyszałem tuż przy uchu.
Spojrzałem na mojego towarzysza. Kacper patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. –
Co jest, stary? Baw się!
- Dzisiaj nie mam za bardzo ochoty. Wybacz –
uśmiechnąłem się przepraszająco, a on westchnął ciężko. Pożegnał mnie
poklepaniem po ramieniu i zostawił piwo. Otworzyłem je i wziąłem pierwszy łyk.
A potem już samo poszło. Po pierwszym piwie było drugie, a potem kolejne i
kolejne. I nawet nie zorientowałem się, kiedy wylądowałem we własnym łóżku.
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy.
Otworzyłem oczy i z trudem podniosłem się z łóżka. Byłem rozebrany do bokserek,
a moje ubrania leżały na podłodze. Widocznie ktoś mnie odprowadził do pokoju.
- Jak się czujesz? – usłyszałem ten od tak
dawna ukochany głos. Spojrzałem na Mikołaja. Siedział po turecku na swoim łóżku
z plecami opartymi o ścianę.
- Źle… - wymamrotałem. – Idę wziąć prysznic
– wstałem, wziąłem świeże ubrania i wyszedłem z pokoju.
Orzeźwiony po prysznicu i z dwulitrową
butelką wody w ręku wróciłem do pokoju. Spojrzałem na Mikołaja. Wciąż siedział
na łóżku. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
- Lepiej się czujesz? – zapytał z troską.
- Tak – kiwnąłem twierdząco głową,
odwzajemniając jego uśmiech.
- Zostajesz? – zapytał po dłuższej chwili
milczenia. Westchnąłem cicho, siadając na swoim łóżku.
- Tak. Ucieczka byłaby faktycznie głupim
pomysłem. Ale nie złamiesz obietnicy? – spojrzałem na niego z powagą. Kiwnął
gorliwie głową, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Nigdy.
- Jakoś nie za bardzo to widzę… - mruknąłem.
-
Kostek! – wstał ze swojego łóżka i usiadł na moim. – Znamy się od kiedy?
- Od zawsze.
- Właśnie. Znasz mnie bardzo dobrze,
rewelacyjnie i wiesz, że jestem w stanie tej obietnicy dotrzymać. Szczególnie,
że złożyłem ją właśnie tobie. Mam też na uwadze to, że łamiąc ją, mocno cię
zranię, a nie chcę tego. Zależy mi na twoim szczęściu. Ja wiem, że jestem tym
głównym, największym problemem, ale… postaram się. Po prostu. Tylko mi zaufaj.
- Wiesz, że ufam ci, jak nikomu innemu –
uśmiechnąłem się do niego.
- A teraz, jeśli mogę wiedzieć, to… kiedy to
właściwie się stało? – zapytał niepewnie.
- W drugiej klasie liceum miałem taki okres,
że byłem nie do życia i w ogóle.
- O tak, pamiętam doskonale. Ale… I to było
przez to, że się we mnie zakochałeś?
- Tak. Bo wiedziałem, że nigdy nie będę mógł
znaleźć się na miejscu tych wszystkich dziewczyn, które mogą się do ciebie
przytulić, chwycić za dłoń czy pocałować. Oczywiście, dołuje mnie to do dziś,
ale nauczyłem się nie okazywać tego na zewnątrz.
Mikołaj analizował moje słowa, po czym
zapytał ostrożnie:
- Więc… przez cały ten czas, od tego
momentu, cały czas udajesz wesołego, pełnego energii Kostka?
- Cały czas to może nie. Jednak w środku
mnie boli. Tak cholernie mocno – ostatnie trzy słowa wyszeptałem. Szatyn
spojrzał na mnie z autentycznym współczuciem.
- Gdybym wiedział wcześniej…
- To i tak nie byłbyś w stanie mi pomóc. W
końcu cierpię przez ciebie. Czy może raczej przez twoją orientację.
- Kostek, ale… - westchnął cicho. – Chciałbym,
aby cały czas było między nami tak, jak do tej chwili, w której wyznałeś mi
swoje uczucia.
- Nie da rady – parsknąłem. – Podejrzewam,
że skoro już wiesz, od tej pory nie będę przez cały czas ukrywał swojego bólu.
Jestem teraz twoim głównym problemem, tak, jak ty jesteś moim. Jednak to ty
masz się mną zająć, abym całkiem nie popadł w depresję – zadziwiało mnie to, z
jaką łatwością przychodzi mi rozmawiać szczerze na temat moich uczuć do
Mikołaja.
- Jasne. Będę cię zabierał do kina, będę
chodził z tobą na imprezy.
- Trzymam za słowo.
~Mikołaj~
Od szczerej rozmowy z Kostkiem minął
tydzień, który był wyjątkowo trudny do zniesienia. Mój przyjaciel prawie w
ogóle ze mną nie rozmawiał, dużo spał, a w nocy przeważnie wychodził na jakąś
imprezę. Nie spodziewałem się, że jego ból odbije się w taki sposób. Zupełnie
nie wiedziałem, co robić, jak do niego dotrzeć… Rozmowa nic nie dawała,
próbowałem codziennie po kilkanaście razy. Dlaczego po pierwszej szczerej
rozmowie na temat jego uczuć nie potrafił zdobyć się na drugą taką? Przecież
zawsze wiedziałem, jak go podejść, a teraz nic nie działa. Zamknął się w sobie
na dobre. Właśnie wszedł do pokoju. Na mnie nawet nie spojrzał, od razu
podchodząc do biurka. Wyłożył na nie swoje notatki i zaczął je przeglądać.
- Kostek… - zacząłem z nadzieją, że tym
razem się uda. Zero reakcji. – Kostek – ponowiłem próbę, tym razem bardziej
stanowczym tonem. Spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. – Musimy porozmawiać. I tym
razem się nie wykręcisz.
- A co, nie podoba ci się moje zachowanie?
To twoja wina.
Zatkało mnie. Po dłuższej chwili
przeczesałem dłonią włosy i kontynuowałem:
- Wiem, że to moja wina. Ale jakoś udaje nam
się żyć tak, jak dawniej, prawda? – zapytałem ze słabym uśmiechem.
- Tak, jak dawniej? W ogóle wiesz, co
mówisz? Dla ciebie może nie zaszła aż tak gwałtowna zmiana, ale dla mnie… -
pokręcił głową z cichym westchnieniem.
- Co dla ciebie?
- Dla mnie zmieniło się wszystko! – nagle
wstał gwałtownie i stanął przede mną. Również wstałem, nie wiedząc, co może za
chwilę nastąpić. – Bo już, kurwa, wiesz i nie rusza cię to! Po prostu cię to
nie rusza. Żyjesz sobie, jak dawniej, pewnie umawiasz się z jakąś laską poza
moimi oczami. A przede mną udajesz, że dotrzymujesz swojej obietnicy. Ale dla
mnie nic nie jest okej i pewnie już nigdy nie będzie – spojrzał na mnie ze
łzami w oczach.
- Kostek, ja…
- Jutro się stąd wyprowadzam. Zabukowałem
bilet do Japonii.
- Co? Chyba żartujesz… Kostek! Przecież… nie
możesz – spojrzałem na niego mocno zszokowany.
- Nie mogę? Jestem dorosły, wiem, co robię.
Wolę pocierpieć przez jakiś czas sam daleko stąd i poczekać, aż z czasem
wszystko będzie lepiej niż cierpieć bardzo, bardzo długo tutaj z tobą w jednym
pokoju – odetchnął spokojnie. Chyba mu ulżyło, kiedy mi to wszystko powiedział,
ale… No kurwa! Przecież nie może od tak sobie uciekać.
- Zostań – poprosiłem, patrząc mu szczerze
prosto w oczy.
- Nie – odpowiedź była krótka i stanowcza. –
Dlaczego ci tak na tym zależy, co?
- Bo jesteś moim przyjacielem, to chyba
oczywiste.
- No dla mnie nie za bardzo. Wiesz, czego
nie mogę zrozumieć? Tego, jak potrafisz tak po prostu żyć z wiedzą, że jestem w
tobie szaleńczo zakochany i traktować mnie normalnie. Powinieneś dać mi w pysk
albo kazać spierdalać – spojrzał na mnie wyzywająco. Jeśli sądzi, że teraz
wygrał, to się myli.
- Nie zrobię nic z tych rzeczy, ponieważ
kocham cię, jak brata. Jesteś moim przyjacielem. A potrafię żyć z tym normalnie
właśnie dlatego. Nie możesz mi tylko zarzucać, że nic z tym nie robię. Przecież
martwię się o ciebie, staram ci się pomóc, porozmawiać z tobą…
- I, jak widzisz, to za mało. Teraz
rozmawiamy, osiągnąłeś swój cel. Więc co zamierasz dalej? Ignorować mnie i moje
zachowanie?
- W życiu. Nie wiem, co będzie dalej –
odpowiedziałem szczerze.
- No to ja ci powiem. Ja wyjadę, a ty
zostaniesz tutaj, znajdziesz sobie wspaniałą dziewczynę i weźmiesz z nią ślub.
Będziecie mieli wspaniałe życie, wspaniałe dzieci i wspaniałą miłość. A ja
postaram się zapomnieć, poczekam, aż ból minie i spróbuję ułożyć sobie życie na
nowo. Bez ciebie.
Zabolało. I to jak bardzo…
- Kostek, błagam cię. Nie wyjeżdżaj. Zależy
mi na twojej przyjaźni, jak na niczym innym. Jesteś dla mnie bardzo ważny –
naprawdę już nie wiedziałem, jakich mogę jeszcze użyć argumentów.
- Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny.
Najważniejszy na świecie. Szkoda, że ja jestem dla ciebie ważny w innym sensie
– przetarł oczy. – Czas zacząć się pakować – chciał odwrócić się w stronę
szafy, ale chwyciłem go za łokieć.
- Co mam zrobić, żebyś został?
Spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Puść mnie! Nic nie możesz zrobić – zaczął
się szarpać.
- Coś na pewno mogę! Tylko powiedz. Zrobię
wszystko.
Przestał się wyrywać i spojrzał na
mnie.
- Wszystko? – upewnił się.
- Tak. Tylko zostań.
- Pocałuj mnie.
No to teraz mnie zagiął…
____________________________________________________
podoba się nowy wygląd bloga? ;D
pierwszy rozdział pisało mi się ciężko. brak weny dopada mnie od pewnego czasu praktycznie przez cały czas. poza tym, pisząc ten pierwszy rozdział doszłam do wniosku, że popełniłam błąd. z tego prostego względu, że nagle pomysł wpadł mi do głowy i super, napiszę, będzie fajnie. ale, ale. nie mam nic zaplanowane. nie wiem, co będzie dalej w tym opowiadaniu. i nic nie mogę wymyślić. dlatego też, moje kochane, jeżeli Wy macie jakieś pomysły na to, co mogłoby dziać się dalej w tym opowiadaniu, piszcie mi w komentarzu lub zapraszam na rozmowę na gg (9929781) :). ucieszę się z każdego Waszego pomysłu!
cieszy mnie też, że po zapoznaniu się z opisem opowiadania była taka pozytywna reakcja :).
Yaoistka - u mnie nie przejdzie regularne publikowanie. piszę, kiedy mnie najdzie ochota. jak nie mam weny, nie piszę na siłę, bo mi to na złe wychodzi. podejrzewam, że gdybym zaczęła wstawiać rozdziały regularnie, to pisałabym je na siłę lub co chwilę powiadamiała, że w tym tygodniu rozdziału nie będzie, bo nie mam weny. jeżeli chcesz, to przecież napisz na gg, może akurat rozmowa z Tobą doda mi weny :). co do Twojego komentarza na temat wyglądu postaci: moim zdaniem Mikołaj jest przystojny, a Kostek śliczny ;). każdy ma inny gust i szczerze mówiąc, kiedy czytam opowiadania, też wyobrażam sobie postaci po swojemu mimo że są wstawione zdjęcia postaci XD. i wiem, ilu jest naprawdę ładnych Japończyków, w końcu od pięciu lat niezmiennie zakochana jestem w Japonii. :)
mam nadzieję, że pierwszy rozdział Wam się podobał! ;*
Uśmiech na twarzy i smutek w sercu. To zdanie doskonale określa Kostka. On wie jak trudno jest żyć u boku kogoś kogo się kocha i jest się świadomym, że nigdy nie będzie się miało tej osoby. Nie w takim sensie jakim by się chciało. Nigdy nie będzie pocałunków, przytulania o seksie już nie wspominam (ta, i tak wspomniałam :D). Tym bardziej go boli, że Mikołaj wie o jego uczuciu i właściwie nic się nie dzieje. Chłopak zachowuje się jak wcześniej. Podczas gdy zdaniem Kostka powinien jakoś reagować. Wściekać się, odsuwać od niego lub przeciwnie. Natomiast dla Mikołaja przyjęcie takich uczuć było łatwe, bo Kostek nie jest dla niego obojętny. Dzięki temu mógł nadal z nim dzielić pokój i po prostu być jako przyjaciel. Tylko, że nie wie jaka to trudna sprawa dla Kostka.
OdpowiedzUsuńUcieczka też nie jest dobrym pomysłem. Przyznam, że małe rozstanie by mogło obu pomóc. Ale nie na zawsze.
I Kostek wystrzelił z tym pocałunkiem. Dobrze zrobił. Teraz wszystko zależy od Mikołaja. Zależy co zrobi tak potoczy się kolejny rozdział. Obaj stanęli na rozdrożu dróg. I to Miki ma zdecydować, którą wybierze.
Dobra, napisałam się i sama siebie nie rozumiem. :DD
W paru słowach bardzo mi się spodobał ten rozdział. Chociaż brakuje mi tu więcej emocji. Wiadomo, że w Mikim ich nie ma, ale Kostek ma w sobie masę bólu, marzeń, które się nie spełnią.
bossskie *.*
OdpowiedzUsuńKostek chumorki jak baba w ciąży, a Miko gadanie o przyjaźni... już ich kocham <3
rozpaliłaś we mnie ciekawość co do kolejnego rozdziału! ;D
czekam zniecierpliwiona! ;)
Rozumiem Ay. ;) I ciesze sie z rozdziału! od razu z grubej rury. ;) Ja też jestem zakochana w Japonii. ;) Też inaczej ich sobie wyobrażam. ;) Jak najszybcie napisz do cb na gg i będe motywowała do pisania. ;) WENY!!! ^^ Czekam na koleny rozdział z zapartym tchem! Ciekawe co wybierze Mikołaj...podświadomie myślę, że jednak .... ^^
OdpowiedzUsuńWszystkie twoje opowiadania przeczytałam. I mogę z ręką na sercu przyznać, że widać w nich twoją poprawę w pisaniu. To nowe opowiadanie zdecydowanie to pokazuje. Wyrabiasz się. Nie stoisz w miejscu. Pracuj nad tym i pisz dalej. (:
OdpowiedzUsuńEl
Ostatnie linijki mnie rozwaliły xD
OdpowiedzUsuńKocham ich! Kocham Miki'ego (z wiadomych przyczyn) i Kostka, bo jest... bo Kostek to Kostek. Ma humorki, no i zagiął przyjaciela xD w końcu zna go od lat, doskonale wiedział jak.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och biedny Kostek zakochany w kumplu, a Mikołaj widzi w nim tylko przyjaciela, brata, w zasadzie ten wyjazd to dobry pomysł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia