środa, 10 października 2012

"Nieuzasadniona nienawiść"



~Kostek~

         Te wakacje były najlepszymi w moim życiu. Chodziliśmy na długie spacery po plaży, zwiedziliśmy całe miasto. Mikołaj pokazał mi najciekawsze miejsca. Było cudownie. Po nocach kochaliśmy się do upadłego, rankami jedliśmy śniadania w łóżku. Bardziej szczęśliwy nie mogłem już chyba być.
   - Kochanie? – Mikołaj wszedł do kuchni z zamówioną pizzą.
   - Hmm? – wymruczałem, upijając łyk miętowej herbaty.
   - Masz może ochotę pójść później do kina i na kolację? – zapytał, rumieniąc się lekko.
   - Zapraszasz mnie na randkę? – uśmiechnąłem się.
   - Ee… No, tak jakby – odwzajemnił uśmiech lekko zakłopotany.
   - Tak jakby? – parsknąłem śmiechem. – Zdecyduj się, Kotku.
   - No tak. Co prawda, wychodziliśmy już razem, ale wtedy nie byliśmy razem i nie można tamtego zaliczyć do randek. To jak?
   - Pewnie – podszedłem do niego i objąłem rękoma za szyję.
   - Serio?
   - A jak myślisz? Z tobą pójdę wszędzie.
   - Cudowny jesteś. Kocham cię – pocałował mnie delikatnie. Pieszczota już po chwili pogłębiła się.
   - Szkoda, że jutro musimy wyjechać – westchnąłem, kiedy ponownie spojrzeliśmy sobie w oczy. – Tak sam na sam… tylko z tobą… wiesz, jak mi wspaniale? I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu moje życie tak naprawdę nie było życiem i myślałem, że nie mam szansy na szczęście…
   - Cii. Ani słowa – Mikołaj uciszył mnie delikatnym pocałunkiem. – Ważne jest to, co teraz.
   - Masz rację. A teraz… jestem głodny – przyznałem. Mikołaj się roześmiał.
   - Ja też.


         Po obiedzie poszliśmy do sypialni, żeby się przebrać. Tak jakoś wyszło, że jednak skończyło się na seksie, przez co prawie spóźniliśmy się do kina.
   - Dobrze, że zdążyliśmy – usiadłem wygodnie w fotelu z popcornem i colą w dłoniach.
   - Ale było warto, musisz przyznać – Mikołaj uśmiechnął się do mnie szeroko.
   - Seks z tobą to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w moim życiu, więc tak, było warto – cmoknąłem go w policzek. W tym momencie zgasły światła i zaczęły się reklamy.
   - Na jaki film przyszliśmy? – zapytałem, bo dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie wiem, co za chwilę będę oglądał.
   - Pojęcia nie mam – szatyn wzruszył ramionami, a ja parsknąłem śmiechem. – To chyba jakiś horror.
   - Co? – przełknąłem ślinę. Nie lubiłem filmów z tego gatunku. Zawsze po nich bałem się, że zza krzaka wyskoczy na mnie jakieś coś i mnie pożre. Albo zza drzwi w domu.
   - Nie martw się, jak będziesz się bał, zawsze możemy wyjść – zapewnił mnie Mikołaj. Uśmiechnąłem się, podałem mu popcorn i oparłem głowę na jego ramieniu.


         Z filmu pamiętam mało. Z tego prostego względu, że po prostu zasnąłem.
   - Wyspałeś się? – zapytał Mikołaj, kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz. Objął mnie ramieniem w pasie, a ja wtuliłem się w jego bok.
   - Tak. A jak ci się podobał film?
   - Dużo krwi. Szczerze mówiąc, bardziej byłem zniesmaczony niż przerażony.
   - Dużo więc nie straciłem.
   - No nie. To co, teraz kolacja?
   - A co proponujesz? – spojrzałem na niego.
   - Owoce morza?
   - Mmm, krewetki – rozmarzyłem się.
   - Wiem, że je uwielbiasz – uśmiechnął się czule.


         Kolacja była pyszna. Do domku wróciliśmy około północy, od progu zaczynając się całować i rozbierać. Nie wiem, kiedy seks nam się znudzi, ale jestem pewny, że nie nastąpi to szybko. Podejrzewam nawet, że w ogóle nam się nie znudzi… Przyjemność jest ważnym aspektem każdego związku, my mieliśmy jej aż w nadmiarze. Ale po co sobie odmawiać? Poranek minął nam na pakowaniu i sprzątaniu. Jutro mieli przyjechać tutaj rodzice Mikołaja i nie chcieliśmy, aby po naszym pobycie musieli najpierw zająć się porządkami zamiast wypoczynkiem.
   - No, gotowe – spojrzeliśmy na kuchnię, która była już ostatnim pomieszczeniem, w jakim trzeba było posprzątać.
   - Mhm. O której mamy autobus? – spojrzałem na zegarek.
   - Za dwie godziny – Mikołaj również zerknął na swój. – Coś proponujesz? – spojrzał na mnie.
   - Filmu obejrzeć nie zdążymy… Na seks mamy czas.
   - Tylko łóżko już jest złożone i pościel wyprana.
   - Fakt.
         W tym momencie obaj spojrzeliśmy na stół i już po chwili siedziałem na nim, a Mikołaj stał między moimi udami, całując moją szyję i błądząc swoimi dłońmi pod moją koszulką. Już miał ją ze mnie ściągnąć, kiedy usłyszeliśmy pełen oburzenia i przerażenia krzyk. Mikołaj odskoczył ode mnie jak oparzony. W progu kuchni stali jego rodzice…


~Mikołaj~

         Patrzyłem na wykrzywioną wściekłością twarz ojca i przerażoną twarz matki. Dlaczego przyjechali dzień wcześniej?
   - Mamo, to… - zacząłem, ale tak właściwie nie wiedziałem, co chcę powiedzieć. Nie powiem przecież, że to, co przed chwilą widzieli, to nic.
   - Ty gówniarzu! – syknął ojciec. – Wychowaliśmy cię na porządnego człowieka, a nie jakiegoś… - zrobił nieokreślony ruch ręką. – To wszystko twoja wina! – nagle wskazał Kostka palcem. Brunet stanął przy mnie, a ja natychmiast go przytuliłem.
   - Przestań, tato. To niczyja wina. Jesteśmy razem, a to nie grzech.
   - Nie grzech? – zapytała z niedowierzaniem matka. Włosy farbowane na blond miała spięte w kok. – To, co przed chwilą widzieliśmy, jest brudne! Zboczone! Złe!
   - Więc waszym zdaniem miłość jest zła? – zapytałem, czując, jak Kostek drży. Sam też byłem przerażony, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać. Nie przed nimi.
   - Oczywiście, że nie. Ale to, co wy robicie… tu nie ma miłości! Pedały potrafią tylko uprawiać seks i zdradzać się nawzajem! Chodzicie do tych wszystkich klubów, co noc szukacie innego faceta… To obrzydliwe!
   - Nie wiesz, co między nami jest! – warknąłem. – Kochamy się i chcemy być ze sobą. Tworzymy normalny związek, taki sam, jaki jest pomiędzy kobietą i mężczyzną. Ufamy sobie, jesteśmy przyjaciółmi. Mówisz o seksie? Oczywiście, kochamy się co noc. Po kilka razy – z satysfakcją patrzyłem na ich wykrzywione szokiem i obrzydzeniem twarze. – Ale seks jest w każdym związku. Jeżeli dwoje ludzi się kocha, chce dać sobie jak najwięcej.
   - Ale przecież ty zawsze kochałeś dziewczyny! Mikołaj, co się z tobą stało? To wszystko na pewno wina tego małego pedała!
   - Nie mów tak o nim! – krzyknąłem na ojca. – Od zawsze taki byłem. Ale wyparłem to w liceum. Przez was!
   - Synku, ale może… Może da się to wyleczyć? Wyślemy cię na leczenie, potem założysz normalną rodzinę…
   - Mamo, o czym ty mówisz? – spojrzałem na własną rodzicielkę z niedowierzaniem. – Wiesz, przez co przechodzą wszyscy o odmiennej orientacji na takim „leczeniu”? To ból i upokorzenie. Nigdzie nie jadę. Jestem dorosły. Będę z Kostkiem, czy to się wam podoba czy nie.
   - Skoro jesteś taki dorosły, to w domu więcej się nie pokazuj – powiedział sucho ojciec. Spodziewałem się tego. Wyjąłem klucze od domku z kieszeni i położyłem je na stole.
   - Chodź – zwróciłem się do Kostka i pociągnąłem go lekko w stronę przedpokoju. Wzięliśmy swoje bagaże i, nie żegnając się, wyszliśmy.


         Droga powrotna do domu była milcząca. Jednak nie było to smutne milczenie. Było to milczenie pełne czułości, wsparcia i nadziei. Nadziei na to, że będzie lepiej, że moi rodzice w końcu przejrzą na oczy. Po dojechaniu na miejsce wstąpiliśmy do mojego domu. Spakowałem wszystkie rzeczy.
   - I co teraz? – spojrzałem na Kostka.
   - Do mnie.
   - Ale…
   - Żadnych „ale”. Zamieszkasz ze mną, dopóki twoi rodzice nie zmądrzeją. I tak mieszkamy większość roku w Akademiku, od kilku miesięcy śpimy w jednym łóżku, więc jaką nam to robi różnicę? – wzruszył ramionami. – Na pewno gorzej by było, gdybyśmy pozostały czas wakacji musieli spędzić osobno.
   - Co ja bym bez ciebie zrobił? – przytuliłem go od tyłu.
   - Nie wiem. Ale jest dobrze, jak jest, przynajmniej pod tym względem, że możemy spać razem – uśmiechnął się szeroko.
   - A tobie tylko jedno w głowie – westchnąłem, kręcąc głową. Kostek obrócił się w moich ramionach i objął mnie za szyję.
   - Przecież nie chodzi mi teraz o seks – przewrócił oczami.
   - Wiem, wiem – roześmiałem się. – Żartowałem tylko. To co? – spojrzałem na jego dom. – Idziemy?
   - Tak – odsunął się, chwytając mnie za rękę. W jego domu znaleźliśmy się w przeciągu minuty. Nikogo nie było, więc spokojnie zdążyliśmy rozpakować się w jego pokoju, zanim jego rodzice, Hania i Hisaki, wrócili z pracy.
   - Cześć! – przywitał się z nimi Kostek. Mama mocno go uściskała, a tata poklepał po ramieniu.
   - Dzień dobry, Mikołaj – oboje przywitali się ze mną z uśmiechami.
   - Dzień dobry.
   - Mikołaj zostanie tu przez jakiś czas – oznajmił brunet. – Może, prawda?
   - Oczywiście, że tak, ale… no nie za bardzo mamy wolne łóżko. Materac musi ci wystarczyć – szczupła, niska kobieta o farbowanych na brązowo włosach uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. Jej błękitne oczy były wiecznie młode.
   - Nie trzeba. Mikołaj będzie spał ze mną – wytłumaczył spokojnie Kostek, podchodząc do mnie. Już chyba odruchowo objąłem go w pasie, a on wtulił się w mój bok. – Właśnie dlatego jego rodzice wyrzucili go z domu. I… - zawahał się na chwilę. – Wy mnie nie wyrzucicie, prawda? – zapytał niepewnie.
         Jego rodzice, kiedy wyszli już z szoku, uśmiechnęli się.
   - Oczywiście, że nie, Kochanie – zapewniła go mama. – Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się z tatą, że nie przepadasz za dziewczynami. Tym bardziej cieszy nas twój wybór, bo znamy Mikołaja od zawsze i wiemy, że to odpowiedzialny, młody mężczyzna. A teraz zrobię kawy, usiądziemy w salonie i opowiecie wszystko, od początku do końca.
   - Kochanie, daj chłopakom spokój – powiedział pan Hisaki, dosyć wysoki Japończyk z krótkimi, czarnymi włosami, które już gdzieniegdzie były przyprószone siwizną. – Na pewno chcą odpocząć – mrugnął do nas wesoło.
   - Mój drogi, właśnie się dowiedziałam, że nasz syn jest gejem i ma chłopaka. Inna matka byłaby zła, a ja chcę tylko wiedzieć, jak to wszystko się między nimi zaczęło – podeszła do męża, który natychmiast ucałował ją w policzek.
   - Szczerze mówiąc, też jestem ciekawy – przyznał w końcu, na co wszyscy się roześmialiśmy. – Mam nadzieję, Mikołaj, że twoi rodzice w końcu zmądrzeją – zwrócił się w moją stronę.
   - Ja też – uśmiechnąłem się lekko.
         Po kilku minutach w czwórkę siedzieliśmy w salonie.


         Spać poszliśmy po pierwszej w nocy.
   - Sorry za mamę, zawsze taka była… - Kostek uśmiechnął się do mnie przepraszająco, kiedy już leżeliśmy w łóżku wtuleni w siebie.
   - Weź przestań. Ile ja bym oddał za to, żeby moja taka była? – westchnąłem cicho.
   - Hej, ale wszystko się ułoży. Na pewno – wtulił się we mnie mocniej.
   - Mam nadzieję – przejechałem dłonią po jego plecach, wdychając jego zapach. Pachniał mango. – Ślicznie pachniesz – uśmiechnąłem się lekko.
   - Dla ciebie? Zawsze – zaśmiał się cicho.
   - Szczególnie po seksie – zamruczałem, drapiąc go po boku.
   - Kochanie, nie kuś mnie… Rodzice są w domu – powiedział z rezygnacją w głosie.
   - Czyli seks tylko wtedy, jak będą w pracy?
   - Niestety.
   - Oj, przestań. To i tak dużo, że mogę u was zamieszkać – pocałowałem go w skroń.
   - Gdyby nie ja, ciągle mógłbyś być w swoim domu – smutek w jego głosie boleśnie poruszył moje serce. – To wszystko moja wina… - szepnął.
   - Słońce, nie masz prawa się obwiniać.
   - Ale gdyby nie ja, to nie byłoby tego wszystkiego…
   - No właśnie – przerwałem mu. – Nie byłoby. Nie byłoby naszego związku, naszej miłości, ty dalej byś cierpiał, a ja dalej umawiałbym się z dziewczynami, a potem żył w nieszczęśliwym związku przez resztę życia z jedną z nich. Kochanie, nawet, gdyby ludzie rzucali we mnie kamieniami, nie zrezygnowałbym z ciebie. Za bardzo cię kocham, za bardzo cię potrzebuję. I wiem, że ty też mnie kochasz i potrzebujesz.
   - Bardzo, bardzo – powiedział wzruszony, uśmiechając się do mnie. – Jesteś wspaniały.
         Zasnęliśmy. Żaden z nas nie wiedział, co będzie dalej, ale teraz byliśmy razem i niczego więcej nie było nam trzeba.


~Kostek~

         Dni mijały beztrosko. Z Mikołajem często jeździliśmy nad jezioro, chodziliśmy na wieczorne spacery, do kina i na kolacje do restauracji. Było wspaniale. Czasami tylko widziałem smutek w jego oczach. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego jego rodzice zareagowali w tak okrutny sposób. Chciałbym, żeby wszystko było już dobrze, żeby go przeprosili.
   - Synku? – do pokoju zajrzała mama. Mikołaj brał prysznic, a ja akurat miałem do niego dołączyć.
   - Tak? – spojrzałem na nią. Była kochana. Zawsze mi pomagała i stała za mną murem. Tak samo tata.
   - Wiem, że już jest późno i ciemno, ale mógłbyś skoczyć do sklepu? Na jutro rano potrzebuję kawy do pracy, a teraz akurat mi się skończyła. Byłbyś tak kochany? – uśmiechnęła się do mnie.
   - Jasne, nie ma sprawy – odwzajemniłem uśmiech. Odkąd pamiętałem, mama do pracy zawsze brała swoją kawę w termosie, bo nienawidziła tej brei, którą mieli w biurze. Pracowała w firmie reklamowej. Tata również tam pracował.


         Aby dojść do sklepu całodobowego, musiałem przejść przez park. Był początek sierpnia i mimo ciepłej pogody nie było tu nikogo. Było już po dwudziestej trzeciej. Nagle usłyszałem czyjeś kroki i rozejrzałem się nerwowo.
   - Jest tu ktoś? – rzuciłem w przestrzeń, zatrzymując się. Nikt mi nie odpowiedział, więc po chwili szybko ruszyłem przed siebie. Wtedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyłem i obejrzałem się za siebie. – To pan? – stanąłem twarzą w twarz z ojcem Mikołaja. Zamiast odpowiedzi poczułem silny cios w brzuch. Złapałem się za niego, zginając się w pół.
   - Ty mały pedale! – wysyczał, ciągnąc mnie za włosy. Jęknąłem z bólu. – Masz odczepić się od Mikołaja!
         Kolejne ciosy były coraz silniejsze. Nie pamiętam, w którym momencie straciłem przytomność.


~Mikołaj~

         Wyszedłem z łazienki z wysuszonymi już włosami. Kostek nie dołączył do mnie pod prysznicem, w pokoju też go nie było. Ubrałem spodnie i bluzkę, a potem poszedłem do salonu. Na fotelu siedziała jego mama i czytała książkę.
   - Przepraszam, gdzie jest Kostek? – zapytałem, przysiadając na kanapie. Pani Hania spojrzała na mnie.
   - Wysłałam go do sklepu po kawę. W zasadzie już powinien wrócić… - zerknęła na zegarek.
   - Zadzwonię do niego – z kieszeni spodni wyciągnąłem telefon i wybrałem numer bruneta. – Nie odbiera – powiedziałem po dłuższej chwili. – Pójdę go poszukać. Szedł przez park? – zapytałem, wstając z kanapy. Na pewno szedł do całodobowego.
   - Pewnie tak – jego mama westchnęła lekko, wyraźnie zmartwiona.
   - Proszę się nie martwić, znajdę go – uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Ubrałem buty i wyszedłem z domu. Biegiem ruszyłem w stronę parku.
   - Kostek! – krzyknąłem, kiedy już się tam znalazłem. Nie wiem, skąd przeświadczenie, że właśnie tam będzie… To chyba jakiś szósty zmysł zakochanych. Zacząłem rozglądać się po okolicy. Nic… Ruszyłem dalej i wtedy zobaczyłem jakąś postać leżącą obok ławki. Podbiegłem do niej. To był on… na jego widok poczułem bolesny ucisk w sercu i łzy same zakręciły mi się w oczach. Z ust sączyła mu się krew. Był zwinięty w kłębek, jakby się przed kimś bronił… I był nieprzytomny. Uklęknąłem przy nim i wyciągnąłem telefon z kieszeni, wybierając numer pogotowia ratunkowego.


         W szpitalu od razu wzięli go na badania. Zadzwoniłem po rodziców Kostka, zjawili się w ciągu kilkunastu minut. Siedziałem na krzesełku, modląc się o to, aby nic mu nie było, aby… aby żył. Zabiję skurwiela, który mu to zrobił. Podniosłem się z miejsca, kiedy na korytarzu pojawił się lekarz. Państwo Matsuya również wstali. Mężczyzna w białym kitlu podszedł do nas.
   - Nie jest aż tak źle – zaczął. Wszyscy troje odetchnęliśmy z ulgą. – Został dotkliwie pobity, ale nie ma żadnych obrażeń wewnętrznych, kości są całe. Pan Konstanty miał dużo szczęścia – uśmiechnął się do nas pokrzepiająco. – Jest mocno posiniaczony, ponieważ został skopany. Napastnik zadawał ciosy na plecach, jak i również na brzuchu – westchnął, pocierając nasadę nosa. – Został również mocno uderzony w głowę, ale wstrząsu mózgu nie ma. Chłopak naprawdę miał dużo szczęścia. Na razie śpi, ponieważ dostał silne środki przeciwbólowe. Na noc zostawimy go w szpitalu, rano proszę po niego przyjechać. Jeżeli ktoś chce z nim zostać, to może być to tylko jedna osoba.
   - Mikołaj, zostań z nim – pan Hisaki położył mi dłoń na ramieniu.
   - Ale…
   - Zostań – Pani Hania poparła męża. – Kiedy się obudzi, na pewno będzie chciał Cię zobaczyć – uśmiechnęła się. – Do widzenia – skinęła lekarzowi głową i rodzice Kostka udali się w stronę wyjścia.


         Siedziałem przy łóżku Kostka, trzymając go za rękę i patrząc na jego spokojną twarz. Była piąta rano, kiedy poczułem, jak ściska moją dłoń. Wymruczał coś i powoli uniósł powieki.
   - Cześć – uśmiechnąłem się, po czym się nachyliłem i pocałowałem go w policzek. Odwzajemnił uśmiech. – Jak się czujesz?
   - Wszystko mnie boli – przyznał, rozglądając się. – Jestem w szpitalu?
   - Tak. Długo nie wracałeś i poszedłem cię szukać. Znalazłem cię w parku i zadzwoniłem po pogotowie. Lekarz mówił, że nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych, kości są całe, ale zostałeś mocno uderzony w głowę i skopany w brzuch i w plecy – przerwałem na chwilę, biorąc spokojny oddech. – Kochanie, kto Ci to zrobił? – zapytałem cicho, gładząc jego dłoń kciukiem.
   - Nie chcesz wiedzieć… - szepnął, odwracając nagle wzrok. Przełknąłem nerwowo.
   - Słoneczko… Proszę, powiedz mi. Policji również będziesz musiał o tym opowiedzieć.
   - Ja… - zawahał się na chwilę. – Nie chcę – pokręcił głową. Spojrzał mi w oczy. – To twój ojciec – powiedział cicho, a mi zakręciło się w głowie.
_______________________________________________
dziękuję za komentarze :*
co mogę powiedzieć.. opowiadanie zbliża się do końca. następnie mam dwa pomysły. z jednego wyjdzie one-shot, być może w dwóch częściach, a z drugiego pomysłu będzie coś dłuższego :). na razie mogę Wam zdradzić tytuły:
"Dwa tygodnie" - one shot
"Besame sin miedo" - to dłuższe ;>
"Besame sin miedo" z hiszpańskiego na polski znaczy tyle, co  "Pocałuj mnie bez strachu". akcja będzie działa się w Hiszpanii.

mam nadzieję, że rozdział się podobał :D

6 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że ojciec Mikołaja będzie przepraszał, a raczej błagał o wybaczenie, Kostka za to co mu zrobił. Co za chora nienawiść posunęła tego człowieka do takich czynów. A gdyby się nie opanował i go zabił. *szuka na biurku chusteczek*
    Najważniejsze, że chłopcy mają poparcie państwa Matsuya zawsze to coś. Do tego mają siebie, kochają się i to jest najważniejsze.

    Wenyyyyyy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No mam ochotę zabić tego s*******! Po prostu zaczęłabym od obicia ryja i poszłabym dalej. Biedny Kostek i jeszcze bardziej biedny Mikołaj - w końcu było, nie było to jego ojciec.
    Pisz proszę dalej bo chciałabym jak najszybciej zobaczyć co zrobi teraz Mikołaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. jezu co z aojciec! takiego to kur wa zabić! =.= w największych męczarniach ! a matka: może pójdziemy do lekarza, synku? co za matka??
    ale dobrze, że Kostek się obudził! Mimo wszytsko bardzo dobrze, że jest w dobrym stanie. :)
    weny! :) a teraz dalsza część nauki :/

    OdpowiedzUsuń
  4. jak ja nienawidzę takich homofobów... -.-
    no serio nie ogarniam takich ludzi.. czy ma się syna geja, czy córkę lesbijkę to przez orientację nie powinno się umniejszać miłości do dziecka -.-
    ale rozdział ciekawy i trzeba skopać dupsko ojcowi Mikołaja!

    OdpowiedzUsuń
  5. Może to i ojciec Mikołaja, ale niech skończy w pudle! Niech tam trafi na geja-morderce i niech tamten skopie mu dupę! Cholerny dupek! Skąd się tacy ludzie biorą pojęcia nie mam.
    Dobrze, że Kostek z tego szybko wyjdzie. Już Mikołaj się nim zajmie.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, po poprzednim rozdziale przeczówałam, że coś się stanie i nie myliłam się, rodzice przyjechali wcześniej i wszystko widzieli, alez drugiej strony i rak chcial im wszystko powiedzieć, więc ma już to z głowy, ale później to pobicie jak ojcirc Mikołaja mógł to zrobić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń