~Kostek~
Te wakacje były najlepszymi w moim
życiu. Chodziliśmy na długie spacery po plaży, zwiedziliśmy całe miasto.
Mikołaj pokazał mi najciekawsze miejsca. Było cudownie. Po nocach kochaliśmy
się do upadłego, rankami jedliśmy śniadania w łóżku. Bardziej szczęśliwy nie
mogłem już chyba być.
- Kochanie? – Mikołaj wszedł do kuchni z
zamówioną pizzą.
- Hmm? – wymruczałem, upijając łyk miętowej
herbaty.
- Masz może ochotę pójść później do kina i
na kolację? – zapytał, rumieniąc się lekko.
- Zapraszasz mnie na randkę? – uśmiechnąłem
się.
- Ee… No, tak jakby – odwzajemnił uśmiech
lekko zakłopotany.
- Tak jakby? – parsknąłem śmiechem. –
Zdecyduj się, Kotku.
- No tak. Co prawda, wychodziliśmy już
razem, ale wtedy nie byliśmy razem i nie można tamtego zaliczyć do randek. To
jak?
- Pewnie – podszedłem do niego i objąłem
rękoma za szyję.
- Serio?
- A jak myślisz? Z tobą pójdę wszędzie.
- Cudowny jesteś. Kocham cię – pocałował
mnie delikatnie. Pieszczota już po chwili pogłębiła się.
- Szkoda, że jutro musimy wyjechać –
westchnąłem, kiedy ponownie spojrzeliśmy sobie w oczy. – Tak sam na sam… tylko
z tobą… wiesz, jak mi wspaniale? I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu
moje życie tak naprawdę nie było życiem i myślałem, że nie mam szansy na
szczęście…
- Cii. Ani słowa – Mikołaj uciszył mnie
delikatnym pocałunkiem. – Ważne jest to, co teraz.
- Masz rację. A teraz… jestem głodny –
przyznałem. Mikołaj się roześmiał.
- Ja też.
Po obiedzie poszliśmy do sypialni, żeby
się przebrać. Tak jakoś wyszło, że jednak skończyło się na seksie, przez co
prawie spóźniliśmy się do kina.
- Dobrze, że zdążyliśmy – usiadłem wygodnie
w fotelu z popcornem i colą w dłoniach.
- Ale było warto, musisz przyznać – Mikołaj
uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Seks z tobą to jedna z najprzyjemniejszych
rzeczy w moim życiu, więc tak, było warto – cmoknąłem go w policzek. W tym
momencie zgasły światła i zaczęły się reklamy.
- Na jaki film przyszliśmy? – zapytałem, bo
dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie wiem, co za chwilę będę oglądał.
- Pojęcia nie mam – szatyn wzruszył
ramionami, a ja parsknąłem śmiechem. – To chyba jakiś horror.
- Co? – przełknąłem ślinę. Nie lubiłem
filmów z tego gatunku. Zawsze po nich bałem się, że zza krzaka wyskoczy na mnie
jakieś coś i mnie pożre. Albo zza drzwi w domu.
- Nie martw się, jak będziesz się bał,
zawsze możemy wyjść – zapewnił mnie Mikołaj. Uśmiechnąłem się, podałem mu
popcorn i oparłem głowę na jego ramieniu.
Z filmu pamiętam mało. Z tego prostego
względu, że po prostu zasnąłem.
- Wyspałeś się? – zapytał Mikołaj, kiedy
znaleźliśmy się już na zewnątrz. Objął mnie ramieniem w pasie, a ja wtuliłem
się w jego bok.
- Tak. A jak ci się podobał film?
- Dużo krwi. Szczerze mówiąc, bardziej byłem
zniesmaczony niż przerażony.
- Dużo więc nie straciłem.
- No nie. To co, teraz kolacja?
- A co proponujesz? – spojrzałem na niego.
- Owoce morza?
- Mmm, krewetki – rozmarzyłem się.
- Wiem, że je uwielbiasz – uśmiechnął się czule.
Kolacja była pyszna. Do domku
wróciliśmy około północy, od progu zaczynając się całować i rozbierać. Nie
wiem, kiedy seks nam się znudzi, ale jestem pewny, że nie nastąpi to szybko.
Podejrzewam nawet, że w ogóle nam się nie znudzi… Przyjemność jest ważnym
aspektem każdego związku, my mieliśmy jej aż w nadmiarze. Ale po co sobie
odmawiać? Poranek minął nam na pakowaniu i sprzątaniu. Jutro mieli przyjechać
tutaj rodzice Mikołaja i nie chcieliśmy, aby po naszym pobycie musieli najpierw
zająć się porządkami zamiast wypoczynkiem.
- No, gotowe – spojrzeliśmy na kuchnię,
która była już ostatnim pomieszczeniem, w jakim trzeba było posprzątać.
- Mhm. O której mamy autobus? – spojrzałem
na zegarek.
- Za dwie godziny – Mikołaj również zerknął
na swój. – Coś proponujesz? – spojrzał na mnie.
- Filmu obejrzeć nie zdążymy… Na seks mamy
czas.
- Tylko łóżko już jest złożone i pościel
wyprana.
- Fakt.
W tym momencie obaj spojrzeliśmy na
stół i już po chwili siedziałem na nim, a Mikołaj stał między moimi udami,
całując moją szyję i błądząc swoimi dłońmi pod moją koszulką. Już miał ją ze
mnie ściągnąć, kiedy usłyszeliśmy pełen oburzenia i przerażenia krzyk. Mikołaj
odskoczył ode mnie jak oparzony. W progu kuchni stali jego rodzice…
~Mikołaj~
Patrzyłem na wykrzywioną wściekłością
twarz ojca i przerażoną twarz matki. Dlaczego przyjechali dzień wcześniej?
- Mamo, to… - zacząłem, ale tak właściwie
nie wiedziałem, co chcę powiedzieć. Nie powiem przecież, że to, co przed chwilą
widzieli, to nic.
- Ty gówniarzu! – syknął ojciec. –
Wychowaliśmy cię na porządnego człowieka, a nie jakiegoś… - zrobił nieokreślony
ruch ręką. – To wszystko twoja wina! – nagle wskazał Kostka palcem. Brunet
stanął przy mnie, a ja natychmiast go przytuliłem.
- Przestań, tato. To niczyja wina. Jesteśmy
razem, a to nie grzech.
- Nie grzech? – zapytała z niedowierzaniem
matka. Włosy farbowane na blond miała spięte w kok. – To, co przed chwilą
widzieliśmy, jest brudne! Zboczone! Złe!
- Więc waszym zdaniem miłość jest zła? –
zapytałem, czując, jak Kostek drży. Sam też byłem przerażony, ale nie chciałem
dać tego po sobie poznać. Nie przed nimi.
- Oczywiście, że nie. Ale to, co wy robicie…
tu nie ma miłości! Pedały potrafią tylko uprawiać seks i zdradzać się nawzajem!
Chodzicie do tych wszystkich klubów, co noc szukacie innego faceta… To
obrzydliwe!
- Nie wiesz, co między nami jest! –
warknąłem. – Kochamy się i chcemy być ze sobą. Tworzymy normalny związek, taki
sam, jaki jest pomiędzy kobietą i mężczyzną. Ufamy sobie, jesteśmy
przyjaciółmi. Mówisz o seksie? Oczywiście, kochamy się co noc. Po kilka razy –
z satysfakcją patrzyłem na ich wykrzywione szokiem i obrzydzeniem twarze. – Ale
seks jest w każdym związku. Jeżeli dwoje ludzi się kocha, chce dać sobie jak
najwięcej.
- Ale
przecież ty zawsze kochałeś dziewczyny! Mikołaj, co się z tobą stało? To
wszystko na pewno wina tego małego pedała!
- Nie mów tak o nim! – krzyknąłem na ojca. –
Od zawsze taki byłem. Ale wyparłem to w liceum. Przez was!
- Synku, ale może… Może da się to wyleczyć?
Wyślemy cię na leczenie, potem założysz normalną rodzinę…
- Mamo, o czym ty mówisz? – spojrzałem na
własną rodzicielkę z niedowierzaniem. – Wiesz, przez co przechodzą wszyscy o
odmiennej orientacji na takim „leczeniu”? To ból i upokorzenie. Nigdzie nie
jadę. Jestem dorosły. Będę z Kostkiem, czy to się wam podoba czy nie.
- Skoro jesteś taki dorosły, to w domu
więcej się nie pokazuj – powiedział sucho ojciec. Spodziewałem się tego.
Wyjąłem klucze od domku z kieszeni i położyłem je na stole.
- Chodź – zwróciłem się do Kostka i
pociągnąłem go lekko w stronę przedpokoju. Wzięliśmy swoje bagaże i, nie
żegnając się, wyszliśmy.
Droga powrotna do domu była milcząca.
Jednak nie było to smutne milczenie. Było to milczenie pełne czułości, wsparcia
i nadziei. Nadziei na to, że będzie lepiej, że moi rodzice w końcu przejrzą na
oczy. Po dojechaniu na miejsce wstąpiliśmy do mojego domu. Spakowałem wszystkie
rzeczy.
- I co teraz? – spojrzałem na Kostka.
- Do mnie.
- Ale…
- Żadnych „ale”. Zamieszkasz ze mną, dopóki
twoi rodzice nie zmądrzeją. I tak mieszkamy większość roku w Akademiku, od
kilku miesięcy śpimy w jednym łóżku, więc jaką nam to robi różnicę? – wzruszył
ramionami. – Na pewno gorzej by było, gdybyśmy pozostały czas wakacji musieli
spędzić osobno.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? – przytuliłem
go od tyłu.
- Nie wiem. Ale jest dobrze, jak jest,
przynajmniej pod tym względem, że możemy spać razem – uśmiechnął się szeroko.
- A tobie tylko jedno w głowie –
westchnąłem, kręcąc głową. Kostek obrócił się w moich ramionach i objął mnie za
szyję.
- Przecież nie chodzi mi teraz o seks –
przewrócił oczami.
- Wiem, wiem – roześmiałem się. – Żartowałem
tylko. To co? – spojrzałem na jego dom. – Idziemy?
- Tak – odsunął się, chwytając mnie za rękę.
W jego domu znaleźliśmy się w przeciągu minuty. Nikogo nie było, więc spokojnie
zdążyliśmy rozpakować się w jego pokoju, zanim jego rodzice, Hania i Hisaki,
wrócili z pracy.
- Cześć! – przywitał się z nimi Kostek. Mama
mocno go uściskała, a tata poklepał po ramieniu.
- Dzień dobry, Mikołaj – oboje przywitali
się ze mną z uśmiechami.
- Dzień dobry.
- Mikołaj zostanie tu przez jakiś czas –
oznajmił brunet. – Może, prawda?
- Oczywiście, że tak, ale… no nie za bardzo
mamy wolne łóżko. Materac musi ci wystarczyć – szczupła, niska kobieta o
farbowanych na brązowo włosach uśmiechnęła się do mnie przepraszająco. Jej
błękitne oczy były wiecznie młode.
- Nie trzeba. Mikołaj będzie spał ze mną –
wytłumaczył spokojnie Kostek, podchodząc do mnie. Już chyba odruchowo objąłem
go w pasie, a on wtulił się w mój bok. – Właśnie dlatego jego rodzice wyrzucili
go z domu. I… - zawahał się na chwilę. – Wy mnie nie wyrzucicie, prawda? –
zapytał niepewnie.
Jego rodzice, kiedy wyszli już z szoku,
uśmiechnęli się.
- Oczywiście, że nie, Kochanie – zapewniła
go mama. – Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się z tatą, że nie przepadasz za
dziewczynami. Tym bardziej cieszy nas twój wybór, bo znamy Mikołaja od zawsze i
wiemy, że to odpowiedzialny, młody mężczyzna. A teraz zrobię kawy, usiądziemy w
salonie i opowiecie wszystko, od początku do końca.
- Kochanie, daj chłopakom spokój –
powiedział pan Hisaki, dosyć wysoki Japończyk z krótkimi, czarnymi włosami,
które już gdzieniegdzie były przyprószone siwizną. – Na pewno chcą odpocząć –
mrugnął do nas wesoło.
- Mój drogi, właśnie się dowiedziałam, że
nasz syn jest gejem i ma chłopaka. Inna matka byłaby zła, a ja chcę tylko
wiedzieć, jak to wszystko się między nimi zaczęło – podeszła do męża, który
natychmiast ucałował ją w policzek.
- Szczerze mówiąc, też jestem ciekawy –
przyznał w końcu, na co wszyscy się roześmialiśmy. – Mam nadzieję, Mikołaj, że
twoi rodzice w końcu zmądrzeją – zwrócił się w moją stronę.
- Ja też – uśmiechnąłem się lekko.
Po kilku minutach w czwórkę
siedzieliśmy w salonie.
Spać poszliśmy po pierwszej w nocy.
- Sorry za mamę, zawsze taka była… - Kostek
uśmiechnął się do mnie przepraszająco, kiedy już leżeliśmy w łóżku wtuleni w
siebie.
- Weź przestań. Ile ja bym oddał za to, żeby
moja taka była? – westchnąłem cicho.
- Hej, ale wszystko się ułoży. Na pewno –
wtulił się we mnie mocniej.
- Mam nadzieję – przejechałem dłonią po jego
plecach, wdychając jego zapach. Pachniał mango. – Ślicznie pachniesz –
uśmiechnąłem się lekko.
- Dla ciebie? Zawsze – zaśmiał się cicho.
- Szczególnie po seksie – zamruczałem, drapiąc
go po boku.
- Kochanie, nie kuś mnie… Rodzice są w domu
– powiedział z rezygnacją w głosie.
- Czyli seks tylko wtedy, jak będą w pracy?
- Niestety.
- Oj, przestań. To i tak dużo, że mogę u was
zamieszkać – pocałowałem go w skroń.
- Gdyby nie ja, ciągle mógłbyś być w swoim
domu – smutek w jego głosie boleśnie poruszył moje serce. – To wszystko moja
wina… - szepnął.
- Słońce, nie masz prawa się obwiniać.
- Ale gdyby nie ja, to nie byłoby tego
wszystkiego…
- No właśnie – przerwałem mu. – Nie byłoby.
Nie byłoby naszego związku, naszej miłości, ty dalej byś cierpiał, a ja dalej
umawiałbym się z dziewczynami, a potem żył w nieszczęśliwym związku przez
resztę życia z jedną z nich. Kochanie, nawet, gdyby ludzie rzucali we mnie
kamieniami, nie zrezygnowałbym z ciebie. Za bardzo cię kocham, za bardzo cię
potrzebuję. I wiem, że ty też mnie kochasz i potrzebujesz.
- Bardzo, bardzo – powiedział wzruszony,
uśmiechając się do mnie. – Jesteś wspaniały.
Zasnęliśmy. Żaden z nas nie wiedział,
co będzie dalej, ale teraz byliśmy razem i niczego więcej nie było nam trzeba.
~Kostek~
Dni mijały beztrosko. Z Mikołajem
często jeździliśmy nad jezioro, chodziliśmy na wieczorne spacery, do kina i na
kolacje do restauracji. Było wspaniale. Czasami tylko widziałem smutek w jego
oczach. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego jego rodzice zareagowali w tak okrutny
sposób. Chciałbym, żeby wszystko było już dobrze, żeby go przeprosili.
- Synku? – do pokoju zajrzała mama. Mikołaj
brał prysznic, a ja akurat miałem do niego dołączyć.
- Tak? – spojrzałem na nią. Była kochana.
Zawsze mi pomagała i stała za mną murem. Tak samo tata.
- Wiem, że już jest późno i ciemno, ale
mógłbyś skoczyć do sklepu? Na jutro rano potrzebuję kawy do pracy, a teraz
akurat mi się skończyła. Byłbyś tak kochany? – uśmiechnęła się do mnie.
- Jasne, nie ma sprawy – odwzajemniłem
uśmiech. Odkąd pamiętałem, mama do pracy zawsze brała swoją kawę w termosie, bo
nienawidziła tej brei, którą mieli w biurze. Pracowała w firmie reklamowej.
Tata również tam pracował.
Aby dojść do sklepu całodobowego,
musiałem przejść przez park. Był początek sierpnia i mimo ciepłej pogody nie
było tu nikogo. Było już po dwudziestej trzeciej. Nagle usłyszałem czyjeś kroki
i rozejrzałem się nerwowo.
- Jest tu ktoś? – rzuciłem w przestrzeń,
zatrzymując się. Nikt mi nie odpowiedział, więc po chwili szybko ruszyłem przed
siebie. Wtedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Podskoczyłem i obejrzałem się
za siebie. – To pan? – stanąłem twarzą w twarz z ojcem Mikołaja. Zamiast
odpowiedzi poczułem silny cios w brzuch. Złapałem się za niego, zginając się w
pół.
- Ty mały pedale! – wysyczał, ciągnąc mnie
za włosy. Jęknąłem z bólu. – Masz odczepić się od Mikołaja!
Kolejne ciosy były coraz silniejsze.
Nie pamiętam, w którym momencie straciłem przytomność.
~Mikołaj~
Wyszedłem z łazienki z wysuszonymi już
włosami. Kostek nie dołączył do mnie pod prysznicem, w pokoju też go nie było.
Ubrałem spodnie i bluzkę, a potem poszedłem do salonu. Na fotelu siedziała jego
mama i czytała książkę.
- Przepraszam, gdzie jest Kostek? –
zapytałem, przysiadając na kanapie. Pani Hania spojrzała na mnie.
- Wysłałam go do sklepu po kawę. W zasadzie
już powinien wrócić… - zerknęła na zegarek.
- Zadzwonię do niego – z kieszeni spodni
wyciągnąłem telefon i wybrałem numer bruneta. – Nie odbiera – powiedziałem po
dłuższej chwili. – Pójdę go poszukać. Szedł przez park? – zapytałem, wstając z
kanapy. Na pewno szedł do całodobowego.
- Pewnie tak – jego mama westchnęła lekko,
wyraźnie zmartwiona.
- Proszę się nie martwić, znajdę go –
uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Ubrałem buty i wyszedłem z domu. Biegiem
ruszyłem w stronę parku.
- Kostek! – krzyknąłem, kiedy już się tam
znalazłem. Nie wiem, skąd przeświadczenie, że właśnie tam będzie… To chyba
jakiś szósty zmysł zakochanych. Zacząłem rozglądać się po okolicy. Nic…
Ruszyłem dalej i wtedy zobaczyłem jakąś postać leżącą obok ławki. Podbiegłem do
niej. To był on… na jego widok poczułem bolesny ucisk w sercu i łzy same
zakręciły mi się w oczach. Z ust sączyła mu się krew. Był zwinięty w kłębek,
jakby się przed kimś bronił… I był nieprzytomny. Uklęknąłem przy nim i
wyciągnąłem telefon z kieszeni, wybierając numer pogotowia ratunkowego.
W szpitalu od razu wzięli go na
badania. Zadzwoniłem po rodziców Kostka, zjawili się w ciągu kilkunastu minut.
Siedziałem na krzesełku, modląc się o to, aby nic mu nie było, aby… aby żył.
Zabiję skurwiela, który mu to zrobił. Podniosłem się z miejsca, kiedy na
korytarzu pojawił się lekarz. Państwo Matsuya również wstali. Mężczyzna w
białym kitlu podszedł do nas.
- Nie jest aż tak źle – zaczął. Wszyscy
troje odetchnęliśmy z ulgą. – Został dotkliwie pobity, ale nie ma żadnych
obrażeń wewnętrznych, kości są całe. Pan Konstanty miał dużo szczęścia –
uśmiechnął się do nas pokrzepiająco. – Jest mocno posiniaczony, ponieważ został
skopany. Napastnik zadawał ciosy na plecach, jak i również na brzuchu –
westchnął, pocierając nasadę nosa. – Został również mocno uderzony w głowę, ale
wstrząsu mózgu nie ma. Chłopak naprawdę miał dużo szczęścia. Na razie śpi,
ponieważ dostał silne środki przeciwbólowe. Na noc zostawimy go w szpitalu,
rano proszę po niego przyjechać. Jeżeli ktoś chce z nim zostać, to może być to
tylko jedna osoba.
- Mikołaj, zostań z nim – pan Hisaki położył
mi dłoń na ramieniu.
- Ale…
- Zostań – Pani Hania poparła męża. – Kiedy
się obudzi, na pewno będzie chciał Cię zobaczyć – uśmiechnęła się. – Do
widzenia – skinęła lekarzowi głową i rodzice Kostka udali się w stronę wyjścia.
Siedziałem przy łóżku Kostka, trzymając
go za rękę i patrząc na jego spokojną twarz. Była piąta rano, kiedy poczułem,
jak ściska moją dłoń. Wymruczał coś i powoli uniósł powieki.
- Cześć – uśmiechnąłem się, po czym się
nachyliłem i pocałowałem go w policzek. Odwzajemnił uśmiech. – Jak się czujesz?
- Wszystko mnie boli – przyznał, rozglądając
się. – Jestem w szpitalu?
- Tak. Długo nie wracałeś i poszedłem cię
szukać. Znalazłem cię w parku i zadzwoniłem po pogotowie. Lekarz mówił, że nie
masz żadnych obrażeń wewnętrznych, kości są całe, ale zostałeś mocno uderzony w
głowę i skopany w brzuch i w plecy – przerwałem na chwilę, biorąc spokojny
oddech. – Kochanie, kto Ci to zrobił? – zapytałem cicho, gładząc jego dłoń
kciukiem.
- Nie chcesz wiedzieć… - szepnął, odwracając
nagle wzrok. Przełknąłem nerwowo.
- Słoneczko… Proszę, powiedz mi. Policji
również będziesz musiał o tym opowiedzieć.
- Ja… - zawahał się na chwilę. – Nie chcę –
pokręcił głową. Spojrzał mi w oczy. – To twój ojciec – powiedział cicho, a mi
zakręciło się w głowie.
_______________________________________________
dziękuję za komentarze :*
co mogę powiedzieć.. opowiadanie zbliża się do końca. następnie mam dwa pomysły. z jednego wyjdzie one-shot, być może w dwóch częściach, a z drugiego pomysłu będzie coś dłuższego :). na razie mogę Wam zdradzić tytuły:
"Dwa tygodnie" - one shot
"Besame sin miedo" - to dłuższe ;>
"Besame sin miedo" z hiszpańskiego na polski znaczy tyle, co "Pocałuj mnie bez strachu". akcja będzie działa się w Hiszpanii.
mam nadzieję, że rozdział się podobał :D
Mam nadzieję, że ojciec Mikołaja będzie przepraszał, a raczej błagał o wybaczenie, Kostka za to co mu zrobił. Co za chora nienawiść posunęła tego człowieka do takich czynów. A gdyby się nie opanował i go zabił. *szuka na biurku chusteczek*
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że chłopcy mają poparcie państwa Matsuya zawsze to coś. Do tego mają siebie, kochają się i to jest najważniejsze.
Wenyyyyyy :D
No mam ochotę zabić tego s*******! Po prostu zaczęłabym od obicia ryja i poszłabym dalej. Biedny Kostek i jeszcze bardziej biedny Mikołaj - w końcu było, nie było to jego ojciec.
OdpowiedzUsuńPisz proszę dalej bo chciałabym jak najszybciej zobaczyć co zrobi teraz Mikołaj.
jezu co z aojciec! takiego to kur wa zabić! =.= w największych męczarniach ! a matka: może pójdziemy do lekarza, synku? co za matka??
OdpowiedzUsuńale dobrze, że Kostek się obudził! Mimo wszytsko bardzo dobrze, że jest w dobrym stanie. :)
weny! :) a teraz dalsza część nauki :/
jak ja nienawidzę takich homofobów... -.-
OdpowiedzUsuńno serio nie ogarniam takich ludzi.. czy ma się syna geja, czy córkę lesbijkę to przez orientację nie powinno się umniejszać miłości do dziecka -.-
ale rozdział ciekawy i trzeba skopać dupsko ojcowi Mikołaja!
Może to i ojciec Mikołaja, ale niech skończy w pudle! Niech tam trafi na geja-morderce i niech tamten skopie mu dupę! Cholerny dupek! Skąd się tacy ludzie biorą pojęcia nie mam.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Kostek z tego szybko wyjdzie. Już Mikołaj się nim zajmie.
Weny!
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, po poprzednim rozdziale przeczówałam, że coś się stanie i nie myliłam się, rodzice przyjechali wcześniej i wszystko widzieli, alez drugiej strony i rak chcial im wszystko powiedzieć, więc ma już to z głowy, ale później to pobicie jak ojcirc Mikołaja mógł to zrobić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia