wtorek, 12 lipca 2011

Jak to możliwe, że stoję tu z tobą i nie jestem poruszony?

       Byłem szczęśliwy z Nathanielem. Dbał o mnie, okazywał mi uczucia, kupował mi drobne upominki, rozpieszczał mnie. Do domu przychodził do mnie jako mój kolega ze studiów. Rodzice szybko go polubili, zupełnie niczego nie podejrzewając. Czułem się świetnie. Piętnastego lipca, w jego urodziny, zabrałem go do mojej ulubionej restauracji. Było słonecznie, niebo było bezchmurne, a my spacerowaliśmy, beztrosko trzymając się za ręce.
- Carmel, uszczęśliwić cię? – zapytał w pewnym momencie.
- Cały czas to robisz, ale skoro możesz jeszcze bardziej… - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Złożyłem pozew o rozwód.
- Co? – spojrzałem na niego zaskoczony.
- No… tak – uśmiechnął się do mnie.
- To świetnie! – ucieszyłem się i rzuciłem mu się na szyję. – A twoja żona?
- Wyprowadziła się do swojej matki. Niestety, wzięła ze sobą dzieci.
- Przykro mi…
- Sąd na pewno odbierze mi prawa rodzicielskie, ale będę walczył o widywanie się z nimi i będę płacił alimenty.
- Nath?
- Tak?
- Kocham cię.
- Wiem. Ja ciebie też.


        Nathaniel wziął rozwód, a ja wprowadziłem się do niego. I tu zaczyna się mój mały koszmar. Ale o tym potem. Zacznę od tego, że co weekend mieliśmy gości. Dokładniej, jego dzieci. Dylan miał siedem lat i był małym, sprytnym blondynkiem o dużych, brązowych oczach. Cameron była o rok starsza i wspaniale dorastała. Miała śliczny, mały nosek, szczery uśmiech, brązowe włosy do połowy pleców, niebieskie oczy i rozbrajający śmiech. Szybko mnie polubiły i zaczęły nazywać mnie wujkiem. Bawiłem się z nimi i czytałem im bajki na dobranoc. Nathaniel im powiedział, że jestem jego kuzynem, który niedawno wrócił z dalekiej podróży i nie ma gdzie mieszkać. Swojej byłej żonie, Kate, powiedział to samo. Dobra, ja rozumiem, że dzieci uwierzyły, ale dorosła kobieta? Byłem mocno zdziwiony. Nath zresztą też. Rodzicom, co do mojej orientacji, otworzyłem oczy dwa miesiące temu. Był to szary, wrześniowy dzień. Ten sam, w którym wprowadziłem się do swojego ukochanego. Przyszedłem do nich, kazałem im usiąść i mnie wysłuchać. Zacząłem więc mówić. Potem pamiętam już tylko płacz matki i krzyki ojca. I to, że chciałem wtedy znaleźć się szybko w ramionach Nathaniela. Pobiegłem do swojego pokoju, zamknąłem drzwi na klucz i zacząłem się pakować. Potem zadzwoniłem do Natha i poprosiłem, aby po mnie przyjechał. Pamiętam, że matka go wyzywała a ojciec prawie uderzył. Do dzisiaj żadne z nich nie odwiedziło mnie ani nie zadzwoniło. Chociaż ja wiele razy próbowałem. Wszystko na nic. I jeśli mam być szczery sam ze sobą, to chyba się już z tym pogodziłem. Przecież jestem szczęśliwy bez nich. Prawda?


        Ze snu wyrwał mnie telefon. Spojrzałem na zegarek. Kto dzwoni o… Co? To już południe? Cholera. Na szczęście dzisiaj sobota.
- Halo? – odebrałem, ziewając przy tym przeciągle. Niezbyt grzeczne, wiem.
- Synku! – po drugiej stronie usłyszałem znajomy głos.
- Mama? – zdziwiłem się i usiadłem na łóżku.
- Synku, posłuchaj. Mógłbyś do nas wpaść?
- Ja-jasne… - złapałem się za głowę. – Kiedy?
- Dzisiaj, za godzinę.
- Świetnie! – odłożyłem telefon i pobiegłem do łazienki. W drzwiach minąłem Natha, całując go w policzek. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby, wysuszyłem włosy i wróciłem do sypialni. Zacząłem się ubierać a mój ukochany siedział na łóżku i mi się przyglądał.
- Gdzie idziesz? – zapytał, popijając kawę.
- Do rodziców. Mama dzwoniła – naciągnąłem na siebie bluzkę i poszedłem na korytarzyk. Nath poszedł za mną z kubkiem kawy w ręku. Ubrałem kurtkę i zacząłem ubierać buty.
- To świetnie – uśmiechnął się, ubrał mi czapkę na głowę i ucałował mnie w czoło. Wyszedłem na zewnątrz i udałem się w stronę swojego byłego domu. Gdy znalazłem się przed drzwiami zawahałem się, czy zapukać, czy po prostu wejść. Ostatecznie wybrałem to drugie. Nacisnąłem więc klamkę i wszedłem do środka. Zdjąłem buty i kurtkę a następnie udałem się do salonu. Rodzicie siedzieli na kanapie.
- Usiądź, synu – tata wskazał mi fotel naprzeciwko nich.
Usiadłem.
- Synku, razem z ojcem zdecydowaliśmy, że nie będziemy się do ciebie więcej nie odzywać.
Zamrugałem.
- Jeśli szczęście zamiast kobiety ma Ci dawać mężczyzna, to nic nie szkodzi. Dla nas najważniejszym jest, abyś był szczęśliwy. – Moja mama wstała i rozłożyła ręce a tata uśmiechnął się do mnie pogodnie. Wstałem i podszedłem do mamy, aby następnie się w nią wtulić.


        Wspominałem coś o moim małym koszmarze, prawda? Nie było lekko. Musiałem wszystko pozdawać a do tego poświęcać czas Nathanielowi. Może to dziwnie zabrzmi, ale… szczególnie w łóżku. Bywało tak, że padałem kompletnie wycieńczony a on nalegał na seks. Oczywiście brał to, co chciał. A ja nawet nie czułem przyjemności, od razu po stosunku zasypiając. W nasz związek wkradła się rutyna. Oboje byliśmy zabiegani. Fakt, że ja dużo bardziej według Nathaniela nie usprawiedliwiał mnie.
- Carmel, gdzie byłeś? – zapytał pewnego dnia, gdy wróciłem około północy. Nath był mocno wstawiony.
- U kolegi… - poszedłem do sypialni.
- U kolegi? Jakiego? – uniósł brew i stanął naprzeciwko mnie.
- Nieważne – machnąłem ręką.
- Ważne – warknął i… uderzył mnie. Pięścią. W policzek. Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczyma. Uderzył mnie? Tak, właśnie tak!
- Nath, no co ty… - zacząłem iść w stronę łóżka, lekko drżąc.
- Och, nawet wiesz, gdzie masz się położyć – zadrwił i popchnął mnie. Upadłem na pościel i spojrzałem na niego. Rozpinał pasek od spodni.
- Nie chcę… - wyszeptałem, czując cisnące się do oczu łzy.
Prychnął tylko i rozpiął rozporek. A potem mnie zgwałcił.


        W moje dwudzieste trzecie urodziny byłem już wrakiem człowieka. Nathaniel bił mnie i gwałcił za wszystko. Dosłownie. Miałem wygniecioną koszulę? Karą był cios w policzek. Spóźniłem się na zajęcia? Zaraz po powrocie byłem gwałcony. Nie, nie chciałem się z nim kochać. Miałem być dla niego idealny? Miałem tego dość. Codziennie płakałem i zadawałem sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego Nathaniel okazał się takim potworem? Czy to dlatego żona od niego odeszła? Przecież na początku był taki… taki ciepły i czuły. Nie rozumiałem, po prostu tego nie rozumiałem. W końcu postanowiłem z nim szczerze porozmawiać. Oczywiście, byłem przygotowany na gwałt i pobicie.
- Nathaniel? – stanąłem w drzwiach sypialni. Siedział przy biurku i coś pisał.
- Co? – niechętnie przerwał wykonywaną czynność.
- Czy ty mnie jeszcze kochasz? – ledwo powstrzymywałem łzy.
- Nie – odpowiedział sucho. A ja poczułem się sto razy gorzej niż po pierwszym gwałcie. Przecież wiedziałem, że mnie nie kocha. Ale miałem tą pieprzoną nadzieję. Czy naprawdę potrzebowałem usłyszeć to do niego, aby to zrozumieć? Aby zrozumieć, że już mnie nie chce? I, do cholery, dlaczego teraz leżę na podłodze i płaczę?
- I czego ryczysz? – stanął nade mną.
- J-ja… - załkałem.
- No? – chwycił mnie za włosy, zmuszając do uklęknięcia.
- Dlaczego? – jakoś się ogarnąłem i stanąłem na nogach.
- No? – powtórzył, krzyżując ręce na piersi i unosząc prawą brew lekko ku górze.
- Dlaczego taki jesteś? – zapytałem cicho. – Na początku byłeś inny.
- Och, Carmelku. Jakoś musiałem cię ukarać za to, że mnie po prostu olewałeś. – Chwycił mnie za ramiona i popchnął w stronę łóżka. Opadłem na nie.
- Przepraszam… - wyszeptałem. Nathaniel prychnął tylko i zaczął się rozbierać. Gdy skończył, rozebrał także mnie. Nie stawiałem się, bo… bo i tak wiedziałem, że to nic nie da. Im mnie bólu, tym lepiej.
- Nath… Kocham cię. Możemy to jeszcze naprawić. Znowu będę ci poświęcał tyle czasu, ile poświęcałem kiedyś. – Pogładziłem go dłonią po torsie. Na ten gest uśmiechnął się drwiąco i pokręcił głową.
- Nie chcę tego. Chcę tylko twojego ciała. – Uniósł moje biodra i wszedł we mnie gwałtownie. Krzyknąłem, a z moich oczu potoczyły się łzy. Poruszał się we mnie coraz szybciej i mocniej z jakąś dziką satysfakcją.
- Pamiętaj, że jesteś moją dziwką – szepnął mi do ucha, gdy skończył. Potem wstał i poszedł wziąć prysznic, zostawiając mnie samego. A ja nie przestawałem płakać.

1 komentarz:

  1. Hej,
    co na początku, było tak miło, a potem czemu tak się zmienił, czy taki był od początku tylko udawał?, rodzice tak żle najpierw potraktowali, ale póżniej zrozumieli wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń