wtorek, 12 lipca 2011

Jestem Remigiusz, nie Remik.

     Moje życie jest tak poukładane i rutynowe, że czasami mam ochotę wyrwać się stąd i uciec gdzieś daleko albo zaszyć się w domu, w łóżku pod kołdrą, z dobrą książką i dużym kubkiem herbaty. Niestety, nie mogę sobie na to pozwolić, ponieważ moja pieprzona ambicja mi na to nie pozwala. Studiuję na ASP i w przyszłości chcę zostać sławnym malarzem, tudzież kasjerem w Biedronce. Bardzo ambitne. Ale trzeba mieć jakiś plan, gdyby ten pierwszy się nie udał, prawda?
    Mieszkam w Krakowie. Tutaj się urodziłem, tutaj się wychowywałem i tutaj zostałem wyrzucony z domu za swoją nieprawidłową orientację seksualną. Pamiętam ten dzień, kiedy przyznałem się rodzicom do tego, że wolę mężczyzn. Miałem wtedy dziewiętnaście lat i byłem na pierwszym roku studiów, teraz już jestem na czwartym. Ojciec bez słowa wypisał mi czek i powiedział, że mam się więcej w domu nie pokazywać. Pieniądze przeznaczyłem na zakup małej kawalerki oraz na jej wyremontowanie, ponieważ poprzedni lokator pozostawił po sobie brudne ściany, zniszczony dywan i jedno pęknięte okno. Śmiem twierdzić, że za to wszystko został wyrzucony przez właściciela. Co do samych właścicieli, widziałem ich parę razy na rozmowach w sprawie kawalerki. Wydawali się sympatyczni, ustaliliśmy czynsz i omówiliśmy wszystkie potrzebne sprawy. Wynosił tysiąc złotych, więc było nieciekawie, ponieważ pieniędzy od ojca zostało mi mało, a wtedy jeszcze byłem przed remontem. Po kupnie tegoż cudownego mieszkania (mam nadzieję, że wyczuwacie sarkazm) długo szukałem sposobu, jak znaleźć pieniądze na opłacanie czynszu. Na remont mi, na całe szczęście, jeszcze starczyło. Podjąłem się pracy na kasie w najbliższym sklepie, ale po miesiącu mnie wylali, bo „nie wykonywałem należycie swoich obowiązków“. No przepraszam bardzo, przecież doradzanie jakiemuś moherowi w kupnie proszku do prania nie leży w moim interesie, prawda? Jednak wypłatę dostałem i opłaciłem pierwszy miesiąc. Potem już było brak pomysłów i nadziei na to, że cokolwiek może się zmienić. Moje myśli wyglądały wtedy tak: pomieszkam tutaj do końca miesiąca, nie zapłacę czynszu, wywalą mnie z kawalerki i pójdę grzecznie rozgościć się na jakimś dworcu, tudzież śmietniku, zabierając przestrzeń życiową innym menelom. Chodziłem na wykłady, patrzyłem, jak innym się dobrze wiedzie i łapałem coraz większego doła. Jednak pewnego brzydkiego i deszczowego dnia nadarzyła się okazja na niezłą kasę. Nie miałem za sobą jeszcze swojego pierwszego razu, a przynajmniej nie był on pełen. Miałem kiedyś chłopaka, jeszcze w liceum, były pieszczoty i seks oralny, ale analnego wtedy się bałem. Bałem się tego, że będzie bolało. Poza tym, nie kochałem Emila i nie chciałem mu się w pełni oddawać. Może na to nie wygląda, ale mam swoje zasady. I te zasady poszły się, ładnie mówiąc, kochać, kiedy uświadomiłem sobie, że grozi mi bezdomność. Arek był silnym, dobrze zbudowanym facetem. Zaproponował mi seks za pieniądze, kiedy, w stanie upojenia alkoholowego, zwierzyłem mu się, że jeszcze jestem prawiczkiem. Kazał mi się zastanowić i zadzwonić, jeżeli się zgodzę. Wpisał mi swój numer do mojego telefonu i wyszedł z klubu. Siedziałem przy barze i zastanawiałem się. W mieszkaniu w ogóle nie spałem, tak bardzo mnie to gryzło. W końcu podjąłem decyzję. Zadzwoniłem do Arka i umówiliśmy się na wieczór, zaraz po moich zajęciach. Był to wtorek, pamiętam do dzisiaj. Poszedłem do niego. Dom miał wielki, ładny i dobrze urządzony. Zazdrościłem mu i zastanawiałem się, czemu ja nie mogę tak mieć? Ale sprawiedliwość to pojęcie względne, życie mnie tego aż za dobrze nauczyło. Zrobił mi drinka i włączył jakąś muzykę, po czym usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie. Również usiadłem, a on objął mnie ramieniem. Kiedy dopiłem drinka do końca, odstawiłem go na stoliczek, czując jakąś dziwną gulę w gardle. Denerwowałem się. Poprosiłem, żeby był delikatny, a on tylko uśmiechnął się tajemniczo z dziwnym błyskiem w oku. Na początku wszystko było dobrze, dotykał mnie, całował. Było nawet przyjemnie. Jednak zrezygnowałem, kiedy on był już twardy. Chciałem uciec, ale nie dałem rady. Tej nocy zostałem zgwałcony. Po wszystkim rzucił mi dwadzieścia tysięcy na łóżko i powiedział, że jak się ogarnę, to mam wyjść, sprzątaczka zamknie za mną drzwi. Potem po prostu poszedł gdzieś, a ja zostałem sam. Nie, nie płakałem. Sam tego na początku chciałem. Poza tym, nie należę do tych, którzy często płaczą. Jednak gwałt to było coś… coś, czego się zupełnie nie spodziewałem. Bolało mnie i miałem na udach zaschniętą krew pomieszaną ze spermą. Wstałem, poszedłem wziąć prysznic i ubrałem się. Potem wziąłem pieniądze i wyszedłem. Co za ironia… Brałem prysznic w mieszkaniu faceta, który mnie krótko przed tym zgwałcił. Wróciłem do siebie i położyłem się spać z tą myślą, że chociaż mam pieniądze.
    Następne dni były jak jakiś sen. Nie wiem skąd, ale rodzice dowiedzieli się, że uprawiałem seks za pieniądze (ale to pewnie zasługa Arka. Jak już mnie poniżyć, to po całości, co nie?). Podobno wiedzieli też sąsiedzi i wytykali ich palcami. Tak samo, jak wtedy, kiedy poszła wieść o tym, że jestem gejem. Ojciec wpadł wściekły do mojego mieszkania, a matka weszła za nim, cała zapłakana.
    - Jak możesz się tak bezwstydnie puszczać za pieniądze?! - Warknął na mnie, a ja spojrzałem na niego bez wyrazu. - Jak jakaś dziwka!
    Cieszyła mnie teraz złość, a raczej wściekłość, ojca i zapłakana twarz matki. Tak, tak, wiem, jestem bezduszny.
    - Umówmy się tak - zacząłem, myśląc szybko nad tym, czy to, co właśnie wymyśliłem, jest dobrym pomysłem. - Ja już nie będę puszczał się za kasę, a wy, co miesiąc, będziecie wpłacali pieniądze na moje konto w banku. Powiedzmy, że starczy mi… trzy tysiące. Wiem, że dla was to grosze, ale dla mnie to naprawdę dużo.
    Patrzyłem na ich zaskoczone miny. Ojciec już chciał coś powiedzieć. Zapewne to, że zwariowałem, że się mnie wyrzeka (jakby nie zrobił tego już dawno, ta…) i takie tam.
    - Dobrze - odpowiedziała matka, zanim on zdążył otworzyć usta. - Zgadzamy się… synku - ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło. Uśmiechnąłem się w duchu, ciesząc się, że mi się udało. Rodzice wyszli, a ja opadłem na kanapę i sięgnąłem po książkę.


    Kiedy skończyłem czytać, na zewnątrz było już ciemno. Przeczytałem kilkanaście rozdziałów. Książka nie była rewelacyjna, ale ciekawa. Prosty przekaz, żadna fantazja w doborze słów i całkiem zrozumiała oraz przyswajalna fabuła. Tego było trzeba mojemu zmęczonemu umysłowi. Ziewnąłem szeroko, dłońmi przetarłem oczy i poszedłem wziąć prysznic. Po wytarciu się ręcznikiem, ubrałem czerwone bokserki, a następnie udałem się do kuchni, aby zrobić sobie miętową herbatę. Po zagotowaniu się wody wlałem wrzątek do kubka i odczekałem chwilę, aż herbata się zaparzy. Potem wsypałem dwie łyżeczki cukru, zamieszałem i poszedłem przed telewizor. Włączyłem kolorowe pudło i zacząłem szukać czegoś sensownego, skacząc po kanałach. Same badziewia. Czy na tym świecie już nie ma ludzi, którzy potrafiliby stworzyć jakiś w miarę ciekawy serial? Jeszcze natrafiłem na „Modę na Sukces“. Litości… Zostawiłem na jakimś filmie akcji i dopiłem herbatę do końca, nie za bardzo skupiając się na filmie. Moje myśli bardziej zaprzątało to, że dawno nikogo nie miałem. Nie, nie chodzi mi o seks. Po seks wystarczy pójść do klubu, poderwać jakiegoś naiwnego nastolatka i już. Chodzi mi o związek. Westchnąłem ciężko i wyłączyłem tv. Poszedłem do kuchni, odstawiając kubek do zlewu. Potem udałem się do swojego łóżka. Po chwili już spałem. Nie spałem jednak długo, ponieważ krzyki zza ściany mi na to nie pozwalały. To małżeństwo obok często się kłóciło, ale dzisiaj przeszli samych siebie. Po kilkunastu minutach wzajemnych wyzwisk usłyszałem dźwięk rozbijanego szkła. Pewnie w ruch poszły talerze. Zakryłem głowę poduszką, ale i tak się nie wyspałem. A nazajutrz, zaraz po wykładach, poszedłem do banku, aby założyć konto i od razu wpłacić na nie całą zarobioną (nieważne, w jaki sposób, ale zarobioną) kasę. Zaproponowali mi kartę, więc wziąłem. Potem rozważałem, czy nie kupić sobie większej kawalerki, ale ostatecznie stwierdziłem, że w tej jest mi dobrze. Nie jest ani za mała, ani za duża.


    Od tych wydarzeń, jak już wspomniałem, minęły jakieś trzy lata. Niedawno były moje dwudzieste drugie urodziny. Nic specjalnego, naprawdę. Kumple z mojej grupy wyciągnęli mnie na piwo. Siedzieliśmy tam prawie do rana. Oni się świetnie bawili, ja trochę mniej. Rzygać mi się chciało od ich uwag na temat każdej dziewczyny siedzącej w knajpie. Co one im zrobiły? Dobra, wiem, że co druga z nich wygląda jak jakaś pusta lalka, która, oprócz wyglądu, nic nie ma. No, może poza kasą. Ich gadaninę rekompensowałem sobie piwem i papierosami, które wypalałem praktycznie jeden za drugim.
    - Remik, a ty masz dziewczynę? - Skrzywiłem się na to pytanie. Po pierwsze, nienawidzę, jak ktoś zwraca się do mnie „Remik“. Głupi skrót. Jestem Remigiusz i już. Ewentualnie można po nazwisku. Nie raz na wykładach słyszałem: „Bielecki, nie śpij!“. Po drugie, nie mógłbym mieć dziewczyny z oczywistych powodów. Do teraz zastanawiam się, dlaczego im nie powiedziałem, że jestem gejem. Pewnie by mnie zaszlachtowali.
    - Nie, nie mam - odpowiedziałem Pawłowi, na co ten się zaśmiał i poklepał mnie po plecach.
    - Stary, masz już tyle lat i jeszcze koło żadnej się nie zakręciłeś? Spójrz na te wszystkie niunie tutaj. Na pewno są chętne na ostry, namiętny seks.
    Przewróciłem oczami.
    - Paweł, dwadzieścia dwa lata to jeszcze nie starość. A na seks ochoty nie mam, dziękuję.
    Cała trójka spojrzała na mnie ze szczerym zdziwieniem.
    - Nie no, stary… Nie mów, że prawiczkiem jesteś! - Odezwał się Marek po dłuższej chwili milczenia. Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową.
    - Nie, nie jestem.
    Odetchnęli z ulgą, a mi ponownie zachciało się śmiać. Nie powiem, nawet ich lubiłem. Paweł, Marek i Kuba. Paweł miał ciemne, krótkie włosy. W zasadzie czarne. Ciemne, niebieskie oczy, prosty nos, mocno zarysowana szczęka. Był proporcjonalnie umięśniony, nie to, co ja, taki chudy i mizerny. W szkole miałem ksywkę „chuchro“. Ta, bardzo oryginalne, jak na te tępe umysły. Marek był lustrzanym odbiciem Pawła, ponieważ byli bliźniakami. Za to Kuba miał długie, brązowe włosy, sięgające łopatek. Nosił te swoje glany, czarne rurki i czarne t-shirty z nadrukami. Na nadgarstkach zawsze miał jakieś pieszczochy, przy biodrach zawsze jakieś łańcuchy. Był blady i sprawiał wrażenie anemika (zresztą, tak samo, jak ja). On miał bardziej delikatne rysy niż bliźniacy. I bardzo mi się podobał. Niestety, był zdeklarowanym hetero. Zawsze muszę mieć pecha, zawsze! No dobra, nie zawsze, ale często, jak na przeciętnego człowieka. Poza tym, może przy okazji opiszę siebie… Nic specjalnego. Długie, czarne włosy do łopatek, duże, brązowe oczy, gładkie, pełne, malinowe usta, dosyć ładny nos. No i też byłem delikatniejszy z rysów twarzy.
    Wracając do moich znajomych. Odkąd pamiętam, zawsze trzymałem się z tą trójką. Na początku denerwowało mnie ich towarzystwo, bo to oni wszędzie za mną łazili, starając się do mnie dotrzeć. Z czasem jednak się do nich przyzwyczaiłem, a potem polubiłem. Do domu wróciłem, o dziwo, o własnych nogach. Był już ranek. Miałem małe problemy (no okej, duże! Przestańcie się czepiać…) z otworzeniem drzwi. Kiedy już wszedłem do mieszkania, to miałem wszystko gdzieś i walnąłem się w ubraniach na kanapę, dosyć szybko zasypiając. Nawet nie przypuszczałem, że dzisiaj wieczorem moje życie przestanie być takie rutynowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz