wtorek, 12 lipca 2011

Jestem tylko rozdartym sercem, które nie przestaje słyszeć cię każdego dnia bardziej.

      Wiecie, jakie to uczucie, kiedy budzicie się rano i macie tą świadomość, że Wasz koszmar się skończył? Och, tak, no i jeszcze Peter. Jego ruchy i sposób, w jaki odgarnia włosy za ucho, jego usta, oczy, głos… Dobra, stop. Westchnąłem cicho i wstałem z łóżka. Dzisiaj sobota. Spojrzałem na zegarek. Pięknie, południe. A planowałem wstać o dziesiątej. Planować, to ja sobie dużo mogę, ta… Poszedłem do łazienki, ziewając szeroko. Wziąłem prysznic, umyłem zęby, po czym wróciłem do pokoju. Ubrałem sprane rurki i biały podkoszulek. Moje kapcie-tygryski idealnie uzupełniały cały zestaw. Usiadłem na kanapie, wziąłem komórkę do ręki i… osiem nieodebranych połączeń od Petera? Dzwonił o dziewiątej. Nie spanie o dziewiątej w sobotę zakrawa na cud, ale co tam. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha, czekając na sygnał.
- Carmel – odebrał, wypowiadając miękko moje imię. Ah!
- Peter – starałem się brzmieć równie miękko, jak on, ale chyba mi to nie wyszło.
- Dziś nie pracuję i pomyślałem, że może się spotkamy? – od razu przeszedł do rzeczy.
- Oczywiście! – odpowiedziałem, ale chyba za bardzo entuzjastycznie, bo usłyszałem jego rozbawione parsknięcie.
- Dzisiaj o dziewiętnastej?
- Pewnie. Gdzie?
- U mnie.
- A…ha – o tak!
- Coś nie tak?
- Nie, nic. Pewnie, u ciebie.
- Do zobaczenia.
- Mhm, pa – rozłączyłem się. Oparłem się o oparcie kanapy i uśmiechnąłem się szeroko. Wybrałem numer Caroline.
- Hm? – odebrała.
- Cześć! Carol, Kochanie, pamiętasz może, jak opowiadałem ci o Peterze? – zapytałem.
- Pamiętam. Jesteś nim zauroczony. A co?
- A to, że zaprosił mnie na randkę! – powiedziałem, uradowany.
- Jej, świetnie! A gdzie idziecie?
- Em… zaprosił mnie do siebie…
- Carmel… to super! – zaśmiała się.
- Myślisz?
- Pewnie! A Ty się nie cieszysz?
- Cieszę, i to bardzo, ale… - zagryzłem dolną wargę.
- No?
- Ale boję się.
- Czego?
- Tego, że między nami do czegoś dojdzie.
- Chyba chcesz tego… prawda?
- Chcę… - prawie szepnąłem.
- No właśnie!
- Ale Carol! Ja tak nie mogę po tym… po Nathanielu.
- Idioto, zapomnij o nim. Skąd wiesz, że to właśnie Peter nie jest tym jedynym? A nawet, jeśli się Wam nie ułoży, to, co z tego?
- Jak to, co? Będę cierpiał!
- Przeżyjesz. A spróbować zawsze warto – ta… jak zawsze szczera. Ale za to ją kocham.
- Masz rację… Dzięki – uśmiechnąłem się. Wiem, że chociaż tego nie widziała, to wyczuła mój gest.
- Sto złoty się należy – zaśmiała się. – Carmel… Dasz radę. Wybacz, idę, zaraz mam randkę.
- Co?! – i czemu ja nic nie wiem, hę?!
- Potem Ci opowiem! Serio muszę kończyć. Paa! – cmoknęła w słuchawkę i się rozłączyła.


        Tak bardzo denerwowałem się spotkaniem z Peterem. Przez cały dzień nic nie jadłem. O siedemnastej wziąłem prysznic i zacząłem się zastanawiać, co ubrać. W końcu zdecydowałem się na czarne, obcisłe spodnie i czarną koszulę. Również obcisłą, a co! Kiedy już się ubrałem, wysuszyłem włosy i wyprostowałem je. Pociągnąłem usta błyszczykiem a rzęsy delikatnie tuszem. Z daleka nie było widać, ale kiedy Peter mi się przyjrzy, zobaczy efekt. Użyłem słodkich perfum, ubrałem czarne, zamszowe półbuty i wyszedłem z domu, zamykając go na klucz. Ruszyłem w stronę domu blondyna. Kiedy tam dotarłem, zadzwoniłem do drzwi. Peter mi otworzył, a mnie zatkało. Z wrażenia, żeby nie było. Może inni pomyśleliby, że wygląda zupełnie normalnie, ale dla mnie wyglądał cudownie. Miał na sobie ciemno-czerwoną koszulę rozpiętą od góry i czarne, obcisłe spodnie. Stopy miał bose. Jego rozpuszczone włosy były… cudowne. Miałem ochotę wplątać w nie palce, ale oczywiście nie zrobiłem tego.
- Witaj, Carmel – powiedział cicho, uśmiechając się. Zbliżył się do mnie i dotknął ustami mojego lewego policzka. Lewą ręką gładził mnie po drugim, a prawą ręką objął w pasie. Owionął mnie zapach jego perfum i przeszły mnie dreszcze.
- Drżysz… - szepnął mi do ucha, a ja przymknąłem oczy. Po chwili poczułem, jak Peter odsuwa się ode mnie. Otworzyłem oczy i napotkałem jego wzrok. Uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłem jego uśmiech, a on przepuścił mnie w drzwiach i zamknął je na klucz. Zdjąłem buty. Chwycił mnie za rękę i poprowadził do salonu. Na środku stał stolik, a po obydwóch jego stronach dwa krzesełka.
- Lubisz naleśniki z truskawkami, prawda? – zapytał blondyn, kierując się w stronę kuchni. Fakt, ostatnio mu o tym mówiłem. Peter wszedł do salonu, niosąc naleśniki.
- Wiem, że to być może nie jest najodpowiedniejsze danie na romantyczną kolację, ale w końcu ma być nam dobrze, prawda? – czy to było dwuznaczne?
- Prawda? – uśmiechnąłem się, siadając przy stoliku.
Peter postawił danie na stoliku i wyszedł na chwilę z salonu. Po chwili wrócił z winem.
- Czerwone, wiśniowe. Mam nadzieję, że lubisz – uśmiechnął się, otwierając je i nalewając sobie i mi.
- A jest słodkie?
- Bardzo – zakręcił je i postawił na środku stolika.
- To dobrze.
- Wznieśmy więc toast – usiadł. – Za nas – uniósł w górę swój kieliszek. Czy on musi się tak uśmiechać?!
- Za nas – stuknąłem swoim kieliszkiem o jego. Upiliśmy trochę wina. Mm… pyszne.
        Podczas kolacji rozmawialiśmy o filmach, które obejrzeliśmy i, które najbardziej lubimy. Oczywiście, rozmawialiśmy nie tylko o filmach, ale to nieistotne. Po dwóch godzinach byłem już lekko wstawiony. No dobrze, może trochę bardziej niż lekko. Mniejsza. Peter nie był w ogóle. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Ale… każdy jego ruch wydawał mi się erotyczny, cholera.
- Chyba już pójdę – spojrzałem na zegarek.
- Tak szybko? – zdziwił się blondyn.
- Tak – wstałem od stolika, ale zakręciło mi się lekko w głowie i zachwiałem się.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł.
Peter podszedł do mnie i objął mnie w pasie, przytrzymując.
- Dlaczego? – zapytałem i też go objąłem.
- Zostań na noc – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
- Peter… Ja się boję. Ja… wstydzę się i wiesz… i po tym wszystkim z Nathanielem… - jaki ja jestem głupi…
- Carmel… - blondyn spojrzał na mnie w szoku. – Ja nie chcę się z tobą przespać. Zależy mi na tym, ale… - zagryzł dolną wargę. Aww, jakie to słodkie! – Nie chcę cię wykorzystywać. Poczekam, aż będziesz gotowy, zgoda?
Spojrzałem na jego usta. I kogo ja oszukuję? To oczywiste, że chcę się z nim przespać. Westchnąłem cicho i wpiłem się w jego wargi. Oddał pocałunek, agresywnie badając językiem moje podniebienie i policzki. Zamruczałem w jego usta. Otarłem się o niego lekko biodrami i wsunąłem dłonie pod jego koszulę, na plecy. Peter położył dłonie na mojej klatce piersiowej i odsunął mnie od siebie.
- Carmel, nie. Nie teraz, nie tak… Chcę, żebyś był trzeźwy. Potem możesz tego żałować – uśmiechnął się do mnie leciutko.
- Przepraszam… - zarumieniłem się lekko, ze wstydu. – Pójdę już – skierowałem się w stronę drzwi.
- Chcę, żebyś został – chwycił mnie za dłoń. – Możemy spać razem, bez seksu. Będzie miło – przybliżył się do mnie i pocałował mnie czule w policzek.


        Po wzięciu prysznica wytarłem się i ubrałem bokserki. Wszedłem do sypialni.
- Mm, seksownie wyglądasz – Peter objął mnie od tyłu w pasie i cmoknął w szyję.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się lekko.
- Chodź – pociągnął mnie w stronę łóżka. On na sobie też miał tylko bokserki. Położył się na łóżku a ja ułożyłem się obok niego. Przytulił mnie do siebie a ja się w niego wtuliłem.
- Dobranoc – pocałował mnie, a ja oddałem pocałunek. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Peter zamknął oczy, a ja wpatrywałem się w niego. Kiedy już zasnął, zacząłem się zastanawiać. Konkretnie nad tym, czy my właściwie jesteśmy razem? Bo nic nie zostało powiedziane, ale… yh! Jestem głupi! Jak przyjdzie odpowiedni czas, to z nim o tym porozmawiam. Zamknąłem oczy i zasnąłem.

1 komentarz:

  1. Hej,
    rozdział cudowny, ciekawi mnie dlaczego się rozejdą, bo jak wcześniej było mówione to Peter był byłym, jak widać nie spieszy się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń