- Dzień dobry – cmoknął mnie w usta.
- Dzień dobry – odwzajemniłem cmoknięcie.
- Dzisiaj niedziela, ja nie pracuję. A ty jesteś zajęty?
- Nie – pokręciłem głową z uśmiechem.
- To spędźmy ten dzień razem.
- Dobrze… Kochanie – zagryzłem lekko dolną wargę.
- Jesteś taki słodki. – Pocałował mnie czule w czoło.
- I przez ciebie się rumienię – mruknąłem, nie patrząc mu w oczy.
- Bo jesteś słodki i umiem cię zawstydzić, Kocie.
- Kocie?
- Lubię tak mówić na kogoś, kogo darzę szczególną sympatią.
Kolejny, mocniejszy rumieniec.
- Co będziemy dzisiaj robić? – zmieniłem temat.
- A co byś chciał?
- Hm… śniadanie? – uśmiechnąłem się.
- Dobry pomysł. Ale najpierw chodźmy wziąć prysznic.
- Razem?
- No razem… Carmel, Słońce moje, przecież nie musi między nami do niczego dojść – uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w policzek. Wstał z łóżka i wyciągnął rękę w moją stronę. Skorzystałem z pomocy. Po chwili znaleźliśmy się w łazience.
- Carmel, a ty nie masz kaca? – zapytał i zaczął zdejmować bokserki.
- Nie… może trochę – zarumieniłem się lekko, nie patrząc na niego.
- Spójrz na mnie – stanął przede mną. Spojrzałem mu w oczy. Uśmiechnął się lekko i położył mi ręce na brzuchu.
- Ciepły jesteś – cmoknął mnie w usta i zahaczył palcami o gumkę od bokserek. Przeszły mnie dreszcze. Peter zaczął zsuwać ze mnie bieliznę, a ja go pocałowałem, obejmując w pasie. Kiedy się od niego oderwałem, zdjąłem bokserki do końca. Odsunął się ode mnie na jakiś metr i obejrzał mnie od góry do dołu. Standardowo się zarumieniłem.
- Jesteś piękny – stwierdził, patrząc mi w oczy.
- Dziękuję – powiedziałem cicho i też zmierzyłem go wzrokiem. Och… Momentalnie przylgnąłem do niego, całując go zachłannie. Mruknął zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek.
- Peter, chcę się z tobą kochać. Teraz – szepnąłem mu do ucha i lekko je ugryzłem.
- Carmel… - westchnął cicho i spojrzał mi w oczy. - Na pewno jesteś gotowy?
- Tak… - odpowiedziałem z wyraźnym wahaniem w głosie.
- Kochanie, jeśli chcesz, możesz być na górze – powiedział pewnie.
- Ale ja jeszcze nigdy nie byłem – odpowiedziałem. Teraz to już byłem buraczkiem.
- Spokojnie, pokieruję tobą – ucałował mnie w czoło, przytulając do siebie. – Ma być nam dobrze.
Nie odpowiedziałem. Przymknąłem oczy i czekałem. Wziął mnie na ręce, a już po chwili czułem, jak kładzie mnie na łóżku. Rozchylił moje uda i ułożył się między nimi.
- Otwórz oczy. Nie wstydź się – usłyszałem miękki szept w swoim uchu. Otworzyłem więc oczy. Twarz Petera znalazła się naprzeciw mojej. Pocałował mnie delikatnie. Uchyliłem wargi, a on wsunął swój język do moich ust i zaczął delikatnie badać ich wnętrze. Po chwili zacząłem odwzajemniać pocałunek, ocierając się swoim językiem o jego własny. Poczułem, jak ociera się o mnie. Jego penis był już pół twardy, a ja… nie byłem podniecony. Jęknąłem w duchu. Po chwili jego usta znalazły się na mojej szyi. Zaczął ją delikatnie ssać, a potem zrobił coś, od czego jęknąłem głośno.
- Co… to? – zapytałem.
- Ugryzłem cię. Nikt nigdy ci tego nie robił? – był zdziwiony.
- Nie. To jest bardzo przyjemne… - westchnąłem. A Peter ponownie ugryzł moją szyję. I znowu. Powtórzył tę czynność kilka razy. Och, jak dobrze… Poruszyłem biodrami, moja męskość była już twarda. Czułem, jak penis blondyna wbija mi się w wewnętrzną stronę uda. Jego usta czułem na swojej klatce piersiowej. Po chwili znowu z moich ust wydobył się głośniejszy jęk, ponieważ Peter językiem, zębami i ustami zaczął pieścić mojego sutka. Drugiego pieścił palcami. Tylko coś mi nie pasowało. Skoro to ja miałem być na górze, to dlaczego on wszystkim teraz prowadzi? To chyba nie fair wobec niego…
- Peter – powiedziałem cicho.
- Hmm? – mruknął, nie odrywając się od pieszczenia mnie.
- Połóż się – byłem pewny siebie. Przestał na chwilę, a potem oderwał się ode mnie i położył się obok mnie. Wziąłem głęboki oddech, uniosłem się i ułożyłem się między jego nogami.
- Carmel, jeżeli nie chcesz…
- Zamknij się – przerwałem mu. Pocałowałem go agresywnie, a on równie agresywnie pocałunek oddał. Po chwili zszedłem ustami na jego szyję. Cały czas się bałem, że coś schrzanię. Nigdy nie byłem na górze, to mój pierwszy raz. Zacząłem ją ssać, robiąc na niej malinki. Peter westchnął zadowolony, co bardzo mnie ucieszyło i dało motywację do dalszych działań. Chwilę jeszcze ssałem jego szyję, potem złożyłem kilka mokrych pocałunków na jego lewym obojczyku i zszedłem z ustami na jego klatkę piersiową. Na niej również złożyłem kilka mokrych pocałunków i, nie czekając dłużej, zająłem się jego sutkami. Kiedy jeden z nich ugryzłem mocniej, z ust Petera wyrwało się ciche, pełne zadowolenia syknięcie. Po dłuższej pieszczocie zacząłem całować jego brzuch. Kiedy doszedłem do podbrzusza, zawahałem się chwilkę. Ale tylko chwilkę. Pierwszy raz będę komuś robił dobrze ustami… Jak to brzmi. Nie czekając dłużej, zacząłem całować wewnętrzną stronę jego ud. Widziałem, jak zaciska dłonie na pościeli. Przejechałem językiem po jego penisie i wziąłem czubek w usta, zaczynając go delikatnie ssać. Peter wplątał dłonie w moje włosy. Chyba wiedział, że strasznie się denerwowałem tym, że coś pójdzie nie tak, bo zaczął mnie delikatnie masować palcami. Po chwili wziąłem całą jego męskość w usta. Pierwsze wrażenie było dziwne. Myślałem, że się udławię, ale kiedy już się przyzwyczaiłem, nie było tak źle. Zacząłem poruszać głową w górę i w dół. Blondyn jęknął przeciągle, oddychając szybko. Przerwałem pieszczotę i ponownie zacząłem ssać czubek, palcami pieszcząc jego jądra. Słyszałem jego coraz szybszy oddech.
- Carmel, wystarczy – szepnął. Przerwałem więc całkowicie i spojrzałem na niego, unosząc się lekko.
- A teraz… - zagryzłem lekko dolną wargę. Peter podniósł się i sięgnął do szafki. Wyciągnął z niej lubrykant. Podał mi go z uśmiechem.
- Nie wstydź się, Kochanie. Jesteś wspaniały – szepnął, całując mnie lekko. Oderwał się i położył z powrotem na łóżku. Spojrzałem na niego, nie bardzo wiedząc, jak się do tego zabrać. Położyłem lubrykant obok siebie, uklęknąłem między jego nogami i podsunąłem mu dwa palce do ust. Wziął je w wargi i zaczął ssać. Zapatrzyłem się na to. Jakie to… erotyczne. Po chwili wysunąłem je z jego ust. Peter objął nogami moje lędźwie, a ja pochyliłem się nad nim i wsunąłem w niego jeden palec. Poczułem mięśnie zaciskające się wokół, które nie pozwalały na dalsze ruchy. Ująłem w dłoń jego męskość i zacząłem nią przesuwać w górę i w dół. Rozluźnił się, więc wsunąłem palec i dołożyłem drugi, ponownie czując zaciskające się mięśnie, jednak nie przerywałem pieszczoty dłonią i po chwili zacząłem go rozciągać, obserwując wyraz jego twarzy. Miał przymknięte oczy, a jego wargi układały się w lekki, błogi uśmiech. Nagle otworzył oczy i krzyknął, patrząc na mnie. Uśmiechnąłem się, zadowolony z siebie. Widocznie musiałem natrafić na prostatę. Uznałem, że jest już gotowy, więc wyjąłem z niego palce i sięgnąłem po lubrykant. Otworzyłem go i wylałem sobie trochę na rękę. Postawiłem lubrykant na półce i zacząłem przesuwać ręką po swojej męskości, aby stała się śliska. Położyłem sobie nogi Petera na swoich ramionach i zacząłem w niego powoli i delikatnie wchodzić. Był ciasny, widziałem na jego twarzy grymas bólu. Zamknął oczy, próbując się rozluźnić. Nachyliłem się nad nim, sprawiając, że teraz nogami obejmował ponownie moje lędźwie. Pocałowałem go delikatnie. Odwzajemnił pocałunek, rozluźniając się. Wszedłem w niego do końca, nie poruszając się na razie. Bardzo tego chciałem, ale nie mogłem go skrzywdzić. Kiedy podgryzł moją dolną wargę, zacząłem wykonywać delikatne i wolne ruchy biodrami w przód i w tył. Nasz pocałunek z czasem stawał się coraz bardziej agresywny, a moje ruchy coraz szybsze. Czułem, jak jego paznokcie wbijają mi się z rozkoszy w skórę. Kiedy trafiłem w jego prostatę, krzyknął głośno, odchylając głowę do tyłu. Zacząłem uderzać w jego prostatę, chcąc mu dać jak najwięcej przyjemności. Poruszałem się mocno, pewnie i stanowczo, wciąż czując jego paznokcie wbijające mi się w skórę na moich plecach. Po paru ostrych pchnięciach Peter doszedł, a ja poczułem mięśnie zaciskające się wokół mojego penisa. Och, jak dobrze… Doszedłem krótko po nim, opadając na niego. Oboje oddychaliśmy głośno. Po chwili wysunąłem się z niego i położyłem obok. Wtuliłem się w jego ciepłe ramiona.
- Jak było? – zapytałem, spoglądając w jego oczy.
- Byłeś cudowny, Carmel – pocałował mnie w policzek. – I byłeś moim pierwszym… - dodał już o wiele ciszej.
- Co? Ale Peter… Jak to? – nie wiedziałem, co myśleć. Jednak serce podpowiadało mi, że mam się cieszyć.
- Normalnie. Zawsze ja byłem na górze. – Westchnął. – Jesteś na mnie zły?
- Zły? Chyba żartujesz. Jestem szczęśliwy – uśmiechnąłem się do niego.
- To dobrze.
- Tylko, Peter, zastanawia mnie jedna rzecz. Jesteś narcyzem, dlaczego chcesz dla mnie jak najlepiej?
Zastanowił się chwilę.
- Zmieniasz mnie, Carmel. Jesteś pierwszym chłopakiem… mężczyzną, w którym tak naprawdę się… zakochałem – spojrzał mi uważnie w oczy. – Od samego początku znaczysz dla mnie coś więcej, a teraz to już wszystko. Przez ciebie, dla ciebie zacząłem się zmieniać. Wiem, ile przeszedłeś i wiem, że muszę o ciebie dbać.
- Peter… kochasz mnie? – zapytałem, zwracając uwagę na jego wcześniejsze słowa.
- Tak. Bardzo – uśmiechnął się leciutko.
- To dobrze. Bo ja Ciebie też.
- Jesteś wspaniały, naprawdę. To od teraz jesteśmy razem? – zapytał z wahaniem w głosie.
- Oczywiście – pocałowałem go czule.
Poleżeliśmy jeszcze w łóżku jakąś godzinę, całując się i przytulając, a potem wstaliśmy i poszliśmy wziąć prysznic. Po śniadaniu poszliśmy na romantyczny spacer. Potem Peter odprowadził mnie do domu. On jest taki kochany i wspaniały. Kiedy już przebrałem się w inne rzeczy, usiadłem na kanapie i zadzwoniłem do Caroline.
- Cześć, Kochanie – odebrała. Słyszałem z jej głosie uśmiech.
- Witaj, moja droga – odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko.
- Opowiadaj, jak było u Petera.
- Jesteśmy razem – oznajmiłem szczęśliwy.
- To super! A poszliście do łóżka? – ta kobieta nie zna wyczucia czasu.
- A ty tylko o jednym – zaśmiałem się. – Tak, poszliśmy do łóżka. I byłem na górze!
- Łał, Carmel, robisz postępy. Twoje życie seksualne się rozwija – roześmiała się.
- Tsa, erotomanko.
- Wypraszam sobie!
- A jak tobie udała się randka?
- Było świetnie – wiedziałem, że właśnie w tej chwili szeroko się uśmiechnęła.
- To opowiadaj! Jak ma na imię i w ogóle.
- Może się spotkamy? – zaproponowała.
- Pewnie! W sumie dawno się nie widzieliśmy – ucieszyłem się z jej propozycji.
- Kiedy masz czas?
- Hm… Jutro po południu? Może piętnasta?
- Dobrze. Przyjadę do ciebie.
- Dobrze. Do jutra, pa – uśmiechnąłem się.
- Pa – cmoknęła w słuchawkę i rozłączyła się.
Oparłem się wygodniej o oparcie kanapy. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na Peterze. Wiem, że równie dobrze ja jego mogę zawieść. Chciałbym, żeby nam wyszło.
Hej,
OdpowiedzUsuńprzepięknie, Peter się zakochał, i to Carmel go zmienia, ocho był na górze :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia