wtorek, 12 lipca 2011

Po trochu serce... traci wiarę, traci głos.

      Caroline, jak to miała w zwyczaju, przyjechała jakieś pół godziny wcześniej. Ta kobieta jest tak zakręcona, że czasami zastanawiam się, jak udaje jej się wyjść z domu w pełni ubraną, z prawem jazdy, dowodem osobistym i portfelem. Kilka razy zostawiła portfel w sklepie, ale to nic, prawda?
- Czeeeeeeeeść! – rzuciła mi się na szyję.
- Cześć – przytuliłem ją. Weszła do środka i zdjęła buty oraz płaszczyk.
- Kawy, herbaty? – zaproponowałem, idąc za nią do salonu. Doskonale wiedziała, że może się tutaj swobodnie czuć.
- Soku porzeczkowego. – Tak, Caroline zdecydowanie uwielbiała sok porzeczkowy. Tak samo, jak ja.
Po paru minutach siedzieliśmy już w salonie na kanapie obok siebie.
- Opowiadaj o nim – zacząłem.
- No to tak… - zagryzła na chwilę dolną wargę. – Ma na imię Gabriel i jest zabójczo przystojny. Ma ładne, duże i zadbane dłonie, zielone, roześmiane oczy, szczery uśmiech. Jeżeli chodzi o charakter, to jest uprzejmy i miły. Ma doskonałe poczucie humoru. Świetnie mi się z nim gada. Studiuje filologię francuską. Jest opiekuńczy i romantyczny, do niczego mnie nie namawia i nie zmusza. Widać, że szanuje kobiety. Lubi czytać książki i kocha kino z wyższej półki. Jest wyższy ode mnie o jakieś pół głowy. A, i ma czarne, długie włosy. Do pasa mu sięgają.
- I wiesz o nim to wszystko po jednej randce? – zapytałem, zdziwiony. Pierwsza randka pierwszą randką, no ale…
- Em… Bo to była już nasza piąta randka – przyznała ze skruchą.
- I czemu mi nic nie powiedziałaś o tym, że spotkałaś faceta swojego życia, hmm? – zapytałem.
- Bo miałeś dość własnych problemów z Nathanielem. Nie chciałam ci zawracać głowy sobą.
- Carol, Słońce, posłuchaj. Jesteś moją przyjaciółką, tak? No to wiedz, że zależy mi na tym, żebyś mi o sobie opowiadała. A nie, potem dowiaduje się ostatni.
- Dobrze, Kochanie, będę pamiętać – uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłem uśmiech.


        Od pamiętnej niedzieli spędzonej z Peterem minęły trzy tygodnie. Staraliśmy się codziennie spotykać, ale nie zawsze nam się to udawało. On miał pracę, a ja rodzinę i zbliżającą się osiemnastkę mojej kuzynki, Cameron. Było wokół tego trochę szumu i, według mojej rodziny, musiałem uczestniczyć w potajemnych spotkaniach dotyczących tej imprezy. Miała być ona niespodzianką dla Cam, ale przed nią trudno cokolwiek utrzymać w tajemnicy. Małe, rude i wredne wetknie nos wszędzie, gdzie nie trzeba. Poza tym, zbliżał się rok studencki. Na szczęście dzisiaj byliśmy umówieni. Peter miał przyjść po mnie o dziewiętnastej i zabrać mnie na kolację. Już byłem przygotowany i niecierpliwie czekałem na niego, co chwilę patrząc na zegarek. Kiedy było piętnaście po dziewiętnastej, wyciągnąłem telefon w celu zadzwonienia do niego, ale w tym momencie zadzwonił… on.
- Peter? – odebrałem. W moim głosie było słychać wyraźne zaniepokojenie.
- Carmel, przepraszam, ale nie możemy się dzisiaj spotkać. Coś mi wypadło. Wybacz – powiedział raczej mało przepraszająco.
- Rozumiem. A kiedy będziesz miał w takim razie czas? – zapytałem, wzdychając cicho.
- Nie wiem, naprawdę. Przez najbliższe dni nie. – „Peeeeter! Pożegnaj się z nim i chodź tu do mnie!” – usłyszałem gdzieś z głębi jego mieszkania jakiś męski głos.
- Jest ktoś u ciebie?
- Tak.
- A kto?
- Nieważne. Może potem ci opowiem. Muszę kończyć, pa, Kochanie.
- Ta, pa – rozłączyłem się. „Może potem ci opowiem”. Co to miało znaczyć? „Pożegnaj się z nim i chodź tu do mnie”. Cholera, „do mnie”. Czyżby on… czyżby on miał… kochanka? Nie, to niemożliwe. A może jednak?


        Peter rzeczywiście nie miał dla mnie czasu. Tydzień po tamtej rozmowie postanowiłem do niego zadzwonić. Przez ten czas w ogóle się do mnie nie odezwał. Wziąłem więc telefon do ręki, położyłem się brzuchem na łóżku i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Tak? – to nie był głos Petera…
- Cześć. Jest Peter?
- Nie, przed chwilą wyszedł. Przekazać coś?
- Nie nic. A z kim tak w ogóle rozmawiam?
- Z Charliem. – Charlie, Charlie… coś mi mówi to imię. Tylko… Nie, to niemożliwe. Przecież tak ma na imię jego były, który go rzucił.
- Charlie… - zrobiłem dłuższą pauzę. – Kim jesteś dla Petera?
- Jego byłym.
Kurwa!
- Aha – odparłem lakonicznie.
- Interesuję cię pewnie, czy znowu jesteśmy razem? Nie, nie jesteśmy. Chociaż niewiele nas od tego dzieli. – jego przesłodzony głos sprawiał, że miałem ochotę rzucić komórką i ścianę i coś roztrzaskać. – A poza tym… - zawiesił głos.
- A poza tym, co? – warknąłem.
- Wczoraj go pocałowałem. Nie oponował. Cześć! – rzucił beztrosko i się rozłączył. A ja rzuciłem telefonem o ścianę, który roztrzaskał się na kawałki. Wstałem i zacząłem szybko chodzić po pokoju, bliski płaczu. Miesiąc i co? I koniec związku?! Obiecał mi, że mnie nie skrzywdzi! A teraz mnie zdradza… Ja pierdolę. Dobra, jak tak bardzo chce mnie rzucić, niech zrobi to twarzą w twarz. Nie odezwę się do niego więcej. Tylko, że to wszystko cholernie boli…



        Dwa dni od rozmowy z Charliem ktoś mnie odwiedził. Zadzwonił do drzwi. Postanowiłem nie otwierać, bo i po co? Nie miałem ochoty z nikim gadać. Życie mi się wali. Brakuje mi jeszcze jakichś obcych ludzi w domu. Na szczęście rodzice znowu gdzieś wyszli. Oni mają naprawdę dużo na głowie, całymi dniami ich w domu nie ma. Jakieś bankiety i tak dalej. Mama musi na nich być jako żona taty. Współczuję. Kiedy dzwonienie do drzwi powtórzyło się, jęknąłem męczeńsko i powlokłem swój seksowny tyłek do drzwi. Kiedy otworzyłem, zamurowało mnie. Przede mną stał Peter. Miał podkrążone oczy, potargane włosy. Ogółem, wyglądał strasznie.
- Carmel, możemy porozmawiać? – zapytał cicho.
- Nie mamy o czym. Zdradziłeś mnie – powiedziałem chłodno.
- Nie. To znaczy…
Rozszerzyłem oczy.
- Że co?! A ja miałem nadzieję, że jednak nie! Że ten twój Charlie mnie okłamał! Jesteś podły! Wynoś się! – chciałem zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale przytrzymał je.
- Wiedziałem, że nie będziesz chciał mnie wysłuchać. Napisałem więc list. Proszę, przeczytaj go – wyciągnął dłoń z kopertą w moją stronę. Wziąłem ją z lekkim wahaniem.
- To… cześć – szepnął ze spuszczoną głową. Odszedł, a ja zamknąłem drzwi na klucz. Wróciłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Chwilę się gryzłem, czy otworzyć list, przeczytać to wszystko i jeszcze bardziej się pogrążyć, czy może podrzeć go i wyrzucić. Wybrałem pierwszą opcję. Rozdarłem kopertę i wyjąłem z niej kartkę. Zacząłem czytać:


Kochanie,

Wiem, że Cię skrzywdziłem. Przepraszam. Fakt, Charlie to mój były i mieszkał u mnie. Właśnie, mieszkał. Ale potrzebował mojej pomocy, ponieważ rodzice wyrzucili go z domu, a on nie miał gdzie pójść. Łączyło nas uczucie, więc czułem się w obowiązku mu pomóc. Przed poznaniem Ciebie nie zrobiłbym tego, bo byłem pieprzonym narcyzem. Ale Ty mnie odmieniłeś. Bardzo Cię kocham i nie chcę Cię stracić. Nie mogę. Po tym, jak dowiedziałem się, co Charlie powiedział Ci przez telefon urządziłem mu dziką awanturę i wyrzuciłem z domu. Nie obchodzi mnie, co z nim teraz będzie. Dla mnie liczysz się tylko Ty i jeżeli on Cię skrzywdził, nie chcę go już znać. Jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć. Obiecałem Ci całkowitą szczerość, a ja obietnic dotrzymuję. Poszedłem z Charliem do łóżka. To znaczy, on mnie upił i… tak jakoś wyszło. Wiem, że po przeczytaniu tego będziesz na mnie wściekły i nie będziesz chciał mnie znać. Pomimo tego, proszę Cię o rozmowę. Ostatnią. Potem zniknę z Twojego życia. Będzie to trudne i będziemy cierpieli obydwoje, bo wiem, że mnie jeszcze kochasz, chociaż mogę się mylić. Ale skoro mi nie wybaczysz, to nasz związek nie ma sensu. Nie zrywam z Tobą i tego nie chcę, nawet tak nie myśl. Wiem jednak, że Ty to zrobisz podczas spotkania ze mną. Przyjdę do Ciebie jutro o osiemnastej.


                                                                       Kocham Cię,
                                                                       Peter


        Wraz z dalszym czytaniem tego listu moje oczy wypełniały się łzami, a kiedy już skończyłem czytać, poryczałem się na dobre. Położyłem się na łóżku, wtulając się w poduszkę i przyciskając list do piersi. Jak on mógł mi to zrobić? Jak mógł mnie zdradzić? Skrzywdzić? Upił się i tak jakoś wyszło, ta… takie bajki niech dzieciom w przedszkolu opowiada. Nie dość, że mnie zdradził, to jeszcze mnie okłamuje! Chociaż z drugiej strony kiedyś wspominał coś, że ma strasznie słabą głowę i szybko urywa mu się film, więc… więc jest to możliwe. A w tym wszystkim jest najlepsze to, że w ciągu tego miesiąca zawsze, kiedy się kochaliśmy, ja byłem na górze. Może on faktycznie się o mnie martwi? Wszystko wyjaśni się jutro, muszę poczekać.


        Nazajutrz obudziłem się z silnym bólem głowy. I po co ja wczoraj tyle płakałem? Czuję się jak na kacu. Wstałem, wziąłem orzeźwiający prysznic, ubrałem czyste ciuchy i zjadłem obiad. Tak, tak, znowu wstałem koło południa. Reszta dnia minęła mi na nerwowych przemyśleniach. Wreszcie nadeszła osiemnasta. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, pobiegłem otworzyć.
- Cześć, Carmel – powiedział równie cicho, jak wczoraj. A lepiej też nie wyglądał.
- Cześć – rzuciłem sucho i wpuściłem go do środka. Zdjął buty i bluzę. Spojrzał na mnie.
- Chodź do mojego pokoju – wyminąłem go. Poszedł za mną. Kiedy znaleźliśmy się w pomieszczeniu, zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie.
- Carmel, przeczytałeś list? – zapytał, patrząc gdzieś w bok.
- Tak.
- I… i co sądzisz? – jego głos był niepewny.
- Zdradziłeś mnie. Nie wybaczę ci.
- Carmel, proszę… - przerwałem mu:
- Nie! Żadne „Carmel, proszę”. Mam dosyć tej pieprzonej miłości. Mam to wszystko gdzieś! Pierdolę twoje uczucia, wiesz? Jesteś zwykłym dupkiem! Wiedziałeś, jak mnie Nathaniel skrzywdził. A ty zrobiłeś mi to samo. Zraniłeś mnie! Wiesz, jak ja się czuję? Jak ktoś, kto jest tylko jakimś zastępstwem! Charlie cię rzucił, więc wziąłeś sobie mnie, bo czemu by nie? – dałem upust swojej złości, krzycząc na niego i płacząc.
- Carmel…
- Zamknij się! Nie chcę cię widzieć!
- Carmel, do cholery! – chwycił moje nadgarstki. – On mnie naprawdę upił! Nie jesteś jakimś zastępstwem, tylko kimś, kogo kocham najbardziej na świecie. – Spojrzał w moje załzawione oczy. Puścił moje nadgarstki i zaczął ścierać kciukami moje łzy, obejmując moją twarz rękoma.
- Ufasz mi? – spytał cicho po chwili. Kiwnąłem głową, czując, jak drży mi broda. – Wybacz mi… Kocham cię i nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie najważniejszy… - szepnął. Chciał mnie pocałować, ale wtedy oprzytomniałem i odepchnąłem go.
- Zostaw mnie. Może i poszedłem z nim pijany do łóżka, ale to nie zmienia faktu, że jednak to zrobiłeś. Domyślałeś się, że jego celem jest cię przelecieć?
- Tak, ale…
- No właśnie. To mogłeś z nim nie pić. Wynoś się.
- Carmel…
- Wynoś się! – wrzasnąłem. Zamknąłem oczy. Kiedy usłyszałem odgłos zamykanych drzwi, otworzyłem je, czując, że znowu napływają do nich łzy. Rzuciłem się na łóżko, wtulając się w poduszkę. Znowu przepłaczę pół nocy, a rano obudzę się z bólem głowy. Trudno. Nikt mi nigdy nie powiedział, że Peter mnie nie skrzywdzi.

1 komentarz:

  1. Hej,
    ech szkoda, żal mi Petera, źle postąpił, ale czy Carmel aż tak musiał, mógł dać mu szansę, jak widać Peter bardzo cierpi i co teraz zniknie z jego życia?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń