- Czeeeeeeeeść! – rzuciła mi się na szyję.
- Cześć – przytuliłem ją. Weszła do środka i zdjęła buty oraz płaszczyk.
- Kawy, herbaty? – zaproponowałem, idąc za nią do salonu. Doskonale wiedziała, że może się tutaj swobodnie czuć.
- Soku porzeczkowego. – Tak, Caroline zdecydowanie uwielbiała sok porzeczkowy. Tak samo, jak ja.
Po paru minutach siedzieliśmy już w salonie na kanapie obok siebie.
- Opowiadaj o nim – zacząłem.
- No to tak… - zagryzła na chwilę dolną wargę. – Ma na imię Gabriel i jest zabójczo przystojny. Ma ładne, duże i zadbane dłonie, zielone, roześmiane oczy, szczery uśmiech. Jeżeli chodzi o charakter, to jest uprzejmy i miły. Ma doskonałe poczucie humoru. Świetnie mi się z nim gada. Studiuje filologię francuską. Jest opiekuńczy i romantyczny, do niczego mnie nie namawia i nie zmusza. Widać, że szanuje kobiety. Lubi czytać książki i kocha kino z wyższej półki. Jest wyższy ode mnie o jakieś pół głowy. A, i ma czarne, długie włosy. Do pasa mu sięgają.
- I wiesz o nim to wszystko po jednej randce? – zapytałem, zdziwiony. Pierwsza randka pierwszą randką, no ale…
- Em… Bo to była już nasza piąta randka – przyznała ze skruchą.
- I czemu mi nic nie powiedziałaś o tym, że spotkałaś faceta swojego życia, hmm? – zapytałem.
- Bo miałeś dość własnych problemów z Nathanielem. Nie chciałam ci zawracać głowy sobą.
- Carol, Słońce, posłuchaj. Jesteś moją przyjaciółką, tak? No to wiedz, że zależy mi na tym, żebyś mi o sobie opowiadała. A nie, potem dowiaduje się ostatni.
- Dobrze, Kochanie, będę pamiętać – uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłem uśmiech.
Od pamiętnej niedzieli spędzonej z Peterem minęły trzy tygodnie. Staraliśmy się codziennie spotykać, ale nie zawsze nam się to udawało. On miał pracę, a ja rodzinę i zbliżającą się osiemnastkę mojej kuzynki, Cameron. Było wokół tego trochę szumu i, według mojej rodziny, musiałem uczestniczyć w potajemnych spotkaniach dotyczących tej imprezy. Miała być ona niespodzianką dla Cam, ale przed nią trudno cokolwiek utrzymać w tajemnicy. Małe, rude i wredne wetknie nos wszędzie, gdzie nie trzeba. Poza tym, zbliżał się rok studencki. Na szczęście dzisiaj byliśmy umówieni. Peter miał przyjść po mnie o dziewiętnastej i zabrać mnie na kolację. Już byłem przygotowany i niecierpliwie czekałem na niego, co chwilę patrząc na zegarek. Kiedy było piętnaście po dziewiętnastej, wyciągnąłem telefon w celu zadzwonienia do niego, ale w tym momencie zadzwonił… on.
- Peter? – odebrałem. W moim głosie było słychać wyraźne zaniepokojenie.
- Carmel, przepraszam, ale nie możemy się dzisiaj spotkać. Coś mi wypadło. Wybacz – powiedział raczej mało przepraszająco.
- Rozumiem. A kiedy będziesz miał w takim razie czas? – zapytałem, wzdychając cicho.
- Nie wiem, naprawdę. Przez najbliższe dni nie. – „Peeeeter! Pożegnaj się z nim i chodź tu do mnie!” – usłyszałem gdzieś z głębi jego mieszkania jakiś męski głos.
- Jest ktoś u ciebie?
- Tak.
- A kto?
- Nieważne. Może potem ci opowiem. Muszę kończyć, pa, Kochanie.
- Ta, pa – rozłączyłem się. „Może potem ci opowiem”. Co to miało znaczyć? „Pożegnaj się z nim i chodź tu do mnie”. Cholera, „do mnie”. Czyżby on… czyżby on miał… kochanka? Nie, to niemożliwe. A może jednak?
Peter rzeczywiście nie miał dla mnie czasu. Tydzień po tamtej rozmowie postanowiłem do niego zadzwonić. Przez ten czas w ogóle się do mnie nie odezwał. Wziąłem więc telefon do ręki, położyłem się brzuchem na łóżku i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Tak? – to nie był głos Petera…
- Cześć. Jest Peter?
- Nie, przed chwilą wyszedł. Przekazać coś?
- Nie nic. A z kim tak w ogóle rozmawiam?
- Z Charliem. – Charlie, Charlie… coś mi mówi to imię. Tylko… Nie, to niemożliwe. Przecież tak ma na imię jego były, który go rzucił.
- Charlie… - zrobiłem dłuższą pauzę. – Kim jesteś dla Petera?
- Jego byłym.
Kurwa!
- Aha – odparłem lakonicznie.
- Interesuję cię pewnie, czy znowu jesteśmy razem? Nie, nie jesteśmy. Chociaż niewiele nas od tego dzieli. – jego przesłodzony głos sprawiał, że miałem ochotę rzucić komórką i ścianę i coś roztrzaskać. – A poza tym… - zawiesił głos.
- A poza tym, co? – warknąłem.
- Wczoraj go pocałowałem. Nie oponował. Cześć! – rzucił beztrosko i się rozłączył. A ja rzuciłem telefonem o ścianę, który roztrzaskał się na kawałki. Wstałem i zacząłem szybko chodzić po pokoju, bliski płaczu. Miesiąc i co? I koniec związku?! Obiecał mi, że mnie nie skrzywdzi! A teraz mnie zdradza… Ja pierdolę. Dobra, jak tak bardzo chce mnie rzucić, niech zrobi to twarzą w twarz. Nie odezwę się do niego więcej. Tylko, że to wszystko cholernie boli…
Dwa dni od rozmowy z Charliem ktoś mnie odwiedził. Zadzwonił do drzwi. Postanowiłem nie otwierać, bo i po co? Nie miałem ochoty z nikim gadać. Życie mi się wali. Brakuje mi jeszcze jakichś obcych ludzi w domu. Na szczęście rodzice znowu gdzieś wyszli. Oni mają naprawdę dużo na głowie, całymi dniami ich w domu nie ma. Jakieś bankiety i tak dalej. Mama musi na nich być jako żona taty. Współczuję. Kiedy dzwonienie do drzwi powtórzyło się, jęknąłem męczeńsko i powlokłem swój seksowny tyłek do drzwi. Kiedy otworzyłem, zamurowało mnie. Przede mną stał Peter. Miał podkrążone oczy, potargane włosy. Ogółem, wyglądał strasznie.
- Carmel, możemy porozmawiać? – zapytał cicho.
- Nie mamy o czym. Zdradziłeś mnie – powiedziałem chłodno.
- Nie. To znaczy…
Rozszerzyłem oczy.
- Że co?! A ja miałem nadzieję, że jednak nie! Że ten twój Charlie mnie okłamał! Jesteś podły! Wynoś się! – chciałem zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale przytrzymał je.
- Wiedziałem, że nie będziesz chciał mnie wysłuchać. Napisałem więc list. Proszę, przeczytaj go – wyciągnął dłoń z kopertą w moją stronę. Wziąłem ją z lekkim wahaniem.
- To… cześć – szepnął ze spuszczoną głową. Odszedł, a ja zamknąłem drzwi na klucz. Wróciłem do swojego pokoju i usiadłem na łóżku. Chwilę się gryzłem, czy otworzyć list, przeczytać to wszystko i jeszcze bardziej się pogrążyć, czy może podrzeć go i wyrzucić. Wybrałem pierwszą opcję. Rozdarłem kopertę i wyjąłem z niej kartkę. Zacząłem czytać:
Kochanie,
Wiem, że Cię skrzywdziłem. Przepraszam. Fakt, Charlie to mój były i mieszkał u mnie. Właśnie, mieszkał. Ale potrzebował mojej pomocy, ponieważ rodzice wyrzucili go z domu, a on nie miał gdzie pójść. Łączyło nas uczucie, więc czułem się w obowiązku mu pomóc. Przed poznaniem Ciebie nie zrobiłbym tego, bo byłem pieprzonym narcyzem. Ale Ty mnie odmieniłeś. Bardzo Cię kocham i nie chcę Cię stracić. Nie mogę. Po tym, jak dowiedziałem się, co Charlie powiedział Ci przez telefon urządziłem mu dziką awanturę i wyrzuciłem z domu. Nie obchodzi mnie, co z nim teraz będzie. Dla mnie liczysz się tylko Ty i jeżeli on Cię skrzywdził, nie chcę go już znać. Jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć. Obiecałem Ci całkowitą szczerość, a ja obietnic dotrzymuję. Poszedłem z Charliem do łóżka. To znaczy, on mnie upił i… tak jakoś wyszło. Wiem, że po przeczytaniu tego będziesz na mnie wściekły i nie będziesz chciał mnie znać. Pomimo tego, proszę Cię o rozmowę. Ostatnią. Potem zniknę z Twojego życia. Będzie to trudne i będziemy cierpieli obydwoje, bo wiem, że mnie jeszcze kochasz, chociaż mogę się mylić. Ale skoro mi nie wybaczysz, to nasz związek nie ma sensu. Nie zrywam z Tobą i tego nie chcę, nawet tak nie myśl. Wiem jednak, że Ty to zrobisz podczas spotkania ze mną. Przyjdę do Ciebie jutro o osiemnastej.
Kocham Cię,
Peter
Wraz z dalszym czytaniem tego listu moje oczy wypełniały się łzami, a kiedy już skończyłem czytać, poryczałem się na dobre. Położyłem się na łóżku, wtulając się w poduszkę i przyciskając list do piersi. Jak on mógł mi to zrobić? Jak mógł mnie zdradzić? Skrzywdzić? Upił się i tak jakoś wyszło, ta… takie bajki niech dzieciom w przedszkolu opowiada. Nie dość, że mnie zdradził, to jeszcze mnie okłamuje! Chociaż z drugiej strony kiedyś wspominał coś, że ma strasznie słabą głowę i szybko urywa mu się film, więc… więc jest to możliwe. A w tym wszystkim jest najlepsze to, że w ciągu tego miesiąca zawsze, kiedy się kochaliśmy, ja byłem na górze. Może on faktycznie się o mnie martwi? Wszystko wyjaśni się jutro, muszę poczekać.
Nazajutrz obudziłem się z silnym bólem głowy. I po co ja wczoraj tyle płakałem? Czuję się jak na kacu. Wstałem, wziąłem orzeźwiający prysznic, ubrałem czyste ciuchy i zjadłem obiad. Tak, tak, znowu wstałem koło południa. Reszta dnia minęła mi na nerwowych przemyśleniach. Wreszcie nadeszła osiemnasta. Kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi, pobiegłem otworzyć.
- Cześć, Carmel – powiedział równie cicho, jak wczoraj. A lepiej też nie wyglądał.
- Cześć – rzuciłem sucho i wpuściłem go do środka. Zdjął buty i bluzę. Spojrzał na mnie.
- Chodź do mojego pokoju – wyminąłem go. Poszedł za mną. Kiedy znaleźliśmy się w pomieszczeniu, zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie.
- Carmel, przeczytałeś list? – zapytał, patrząc gdzieś w bok.
- Tak.
- I… i co sądzisz? – jego głos był niepewny.
- Zdradziłeś mnie. Nie wybaczę ci.
- Carmel, proszę… - przerwałem mu:
- Nie! Żadne „Carmel, proszę”. Mam dosyć tej pieprzonej miłości. Mam to wszystko gdzieś! Pierdolę twoje uczucia, wiesz? Jesteś zwykłym dupkiem! Wiedziałeś, jak mnie Nathaniel skrzywdził. A ty zrobiłeś mi to samo. Zraniłeś mnie! Wiesz, jak ja się czuję? Jak ktoś, kto jest tylko jakimś zastępstwem! Charlie cię rzucił, więc wziąłeś sobie mnie, bo czemu by nie? – dałem upust swojej złości, krzycząc na niego i płacząc.
- Carmel…
- Zamknij się! Nie chcę cię widzieć!
- Carmel, do cholery! – chwycił moje nadgarstki. – On mnie naprawdę upił! Nie jesteś jakimś zastępstwem, tylko kimś, kogo kocham najbardziej na świecie. – Spojrzał w moje załzawione oczy. Puścił moje nadgarstki i zaczął ścierać kciukami moje łzy, obejmując moją twarz rękoma.
- Ufasz mi? – spytał cicho po chwili. Kiwnąłem głową, czując, jak drży mi broda. – Wybacz mi… Kocham cię i nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie najważniejszy… - szepnął. Chciał mnie pocałować, ale wtedy oprzytomniałem i odepchnąłem go.
- Zostaw mnie. Może i poszedłem z nim pijany do łóżka, ale to nie zmienia faktu, że jednak to zrobiłeś. Domyślałeś się, że jego celem jest cię przelecieć?
- Tak, ale…
- No właśnie. To mogłeś z nim nie pić. Wynoś się.
- Carmel…
- Wynoś się! – wrzasnąłem. Zamknąłem oczy. Kiedy usłyszałem odgłos zamykanych drzwi, otworzyłem je, czując, że znowu napływają do nich łzy. Rzuciłem się na łóżko, wtulając się w poduszkę. Znowu przepłaczę pół nocy, a rano obudzę się z bólem głowy. Trudno. Nikt mi nigdy nie powiedział, że Peter mnie nie skrzywdzi.
Hej,
OdpowiedzUsuńech szkoda, żal mi Petera, źle postąpił, ale czy Carmel aż tak musiał, mógł dać mu szansę, jak widać Peter bardzo cierpi i co teraz zniknie z jego życia?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia