wtorek, 12 lipca 2011

Słyszysz mnie, jesteś blisko mnie i wszystko inne będzie dobrze.

     Cały weekend spędziliśmy w łóżku, karmiąc się nawzajem owocami, a zaraz potem uprawiając dziki, a zarazem czuły seks. Kuba był po prostu wspaniały. Szybko odkryłem miejsca erogenne na jego ciele, więc kiedy miałem ochotę na coś więcej, niż zwykłe pieszczoty, intensywnie dotykałem owych miejsc. Raz zaproponowałem, że mógłbym być na dole, ale Kuba nie chciał takiej zamiany ról.
    - Może kiedyś, Słońce, co? - Zapytał, patrząc na mnie z dołu. Leżał na mojej klatce piersiowej, gładząc mnie dłonią po boku ciała.
    - Pewnie - uśmiechnąłem się, wpatrując się w jego błękitne oczy. - W sumie powinniśmy już wstawać, bo spóźnimy się na wykłady.
    - Masz rację - westchnął ciężko, powoli się podnosząc. Kiedy wysunął się spod kołdry, miałem okazję zobaczyć jego nagie pośladki. Ah… Cóż za widok. Co prawda, przez cały weekend miałem wiele okazji, aby ich dotykać, i to nie tylko rękoma, ale jednak… To było takie wręcz nierealne, że od piątkowej nocy jesteśmy razem, a jest nam tak cudownie. Przez cały czas naszej znajomości zdążyliśmy się bardzo dobrze poznać, a teraz jeszcze znamy doskonale nawzajem nasze ciała.
    - Remik, a ty się nie ubierasz? - Głos Kuby wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego zdziwiony. Był już w pełni ubrany.
    - Kiedy zdążyłeś się ubrać?
    - Wtedy, kiedy ty myślałeś o niebieskich migdałach - zaśmiał się i cmoknął mnie w usta. - Nawet zdążyłem prysznic wziąć. Teraz ty możesz iść. - Uśmiechnął się do mnie leciutko. Odwzajemniłem ten uśmiech, po czym odrzuciłem kołdrę na bok.
    - Zrób nam drugie śniadanie - rzuciłem jeszcze, zanim zniknąłem w łazience. Od razu wszedłem pod prysznic, odkręcając kurek z letnią wodą. Poczułem, jak schodzi ze mnie zapach seksu i pomyślałem, że to nawet dobrze, ponieważ aby pachnieć seksem ponownie, będziemy musieli zrobić to jeszcze raz, i jeszcze raz… Kiedy już spłukałem pianę z włosów, zakręciłem kurek i stanąłem na posadzce, sięgając po ciepły, puchaty ręcznik. Wytarłem się dokładnie, po czym rozczesałem i wysuszyłem włosy. Ułożyłem je i poszedłem do sypialni. Kuba najwyraźniej siedział w kuchni, bo pokój zastałem pusty. Ubrałem bokserki i skarpetki, a następnie otworzyłem szafę, wyciągając z niej czarne rurki i białą bluzkę z krótkim rękawkiem z nadrukiem z przodu. W pełni ubrany poszedłem do kuchni.
    - O, już ubrany? - Kuba wstał i cmoknął mnie w policzek.
    - Mhm. Z czym zrobiłeś kanapki? - Zapytałem, siadając na krzesełku i biorąc jedną z kanapek leżących na talerzyku. Ta była z dżemem truskawkowym, moim ulubionym.
    - Z sałatą, pomidorem i ogórkiem - usiadł naprzeciw mnie i też zaczął jeść.


    Za chwilę malowanie modela. Już wszedł na salę owinięty w białe prześcieradło. Wszyscy studenci byli już poustawiani przy sztalugach.
    - Moi drodzy - zwrócił się do nas wykładowca. - Dzisiaj, jak już zostaliście wcześniej uprzedzeni, będziecie malować modela. Nazywa się Maksymilian. No… To do roboty! - Klasnął w dłonie, po czym usiadł na krzesełku. Maks tak po prostu zrzucił prześcieradło i stanął przed nami całkiem nagi. Nie myśląc o tym dłużej, zabrałem się do pracy. Starałem się odtworzyć dokładnie całe piękno ciała modela. No bo, bądź, co bądź, ciało miał idealne. Lekko umięśnione, dobrze zbudowana klatka piersiowa, wąskie biodra, no i cóż… nie miał na co narzekać, jeśli chodzi o męskość. Był lekko owłosiony na piersi, miał kilkudniowy zarost. Od jego pępka aż do podbrzusza były widoczne włosy. Pomyślałem sobie, że to ścieżka do raju, ale zaraz potem odgoniłem tę myśl. Przecież mam Kubę! Oczy miał brązowe, duże, nos średniej wielkości, prosty, usta pełne. Na lewym przedramieniu był widoczny tatuaż. Kod kreskowy. Ciekawe, co te liczby oznaczają…?
    Nie zwracałem uwagi na innych, nawet na Kubę. Kiedy skończyłem, byłem z siebie zadowolony. Wykładowca podszedł do mnie i rzucił okiem na moje dzieło. Ocenił, na co powinienem zwrócić większą uwagę, kiedy będę następny raz malował. Potem przeszedł do innych studentów, którzy już skończyli, a ja zerknąłem w stronę mojego chłopaka. Wpatrywał się w swoje dzieło z jakąś taką krytyczną i niezbyt wesołą miną, więc podszedłem do niego.
    - Co jest? - Zapytałem, stając obok niego. Przecież ładnie mu to wyszło, czego on chce?
    - Nie wyszło mi… - jęknął cicho, po czym westchnął zrezygnowany.
    - Według mnie, to całkiem dobrze ci to wyszło.
    - Ale zobacz! Ma za małego! - Powiedział z przejęciem, a mnie dosłownie na chwilę zamurowało, po czym parsknąłem śmiechem.
    - Nie masz innych zmartwień? - Zapytałem, kiedy już się uspokoiłem.
    - Nie - odpowiedział stanowczo. Spojrzał na mnie. - A ty nie powinieneś być zły? - Uniósł lekko lewą brew ku górze. O co mu znowu chodzi?
    - Powinienem?
    - Wściekam się o to, że namalowałem modelowi zbyt małego penisa. Ja bym był zazdrosny, gdybyś coś takiego przy mnie powiedział.
    - Ale ja nie jestem - stwierdziłem.
    - Aha - odparł, po czym zawołał wykładowcę. Wróciłem przed swoją sztalugę, zastanawiając się, co chciał osiągnąć takim zachowaniem. Nawet się do mnie nie uśmiechnął. Powinienem się martwić? Powinienem być zazdrosny, zaniepokojony? Chyba tak. Ale nie jestem. Dlaczego?


    - Kuba! Kuba! - Krzyknąłem w jego stronę, ale nawet nie zareagował. Na pewno nie miał słuchawek w uszach, bo rozmawiał z kimś przez telefon. Słyszał mnie, więc dlaczego nie zareagował? Przyspieszyłem, doganiając go akurat w chwili, w której schował telefon do kieszeni spodni.
    - Kuba… - zacząłem, a on spojrzał na mnie.
    - Hm?
    - Wszystko w porządku? - Zapytałem. Szliśmy w kierunku jego mieszkania. Akurat skończyły się wykłady, więc mieliśmy wolne.
    - Tak, a coś miałoby być źle? - Zapytał, patrząc przed siebie. Był jakiś taki przygaszony i chyba… smutny?
    - Przecież widzę, że coś jest nie tak.
    Westchnął cicho, po czym wyjął telefon, podłączył do niego słuchawki i wsadził je do uszu, odtwarzając muzykę. Przyspieszył kroku, chcąc zostawić mnie w tyle.
    - Kuba! - Chwyciłem go za dłoń, ale wyrwał mi się i tym razem pobiegł.


    O co mu chodzi? No o co? Nic nie zrobiłem źle! Nie odbiera telefonu, ba, odrzuca moje połączenia. Na smsy też nie odpisuje. Początek związku… Właśnie, początek. Może po prostu stwierdził, że jednak mnie nie kocha i nie chce ze mną być? Nie, nie! To głupie. Gdyby tak było, nie zgadzałby się na bycie ze mną i nie wyznawałby mi miłości. A może po prostu do niego pójść i zapytać? Nie, to też zły pomysł… Albo mi w ogóle nie otworzy albo zatrzaśnie mi drzwi przed nosem, jak tylko zobaczy, kto przyszedł. Chociaż spróbować nie zaszkodzi… Wstałem więc z kanapy i ubrałem trampki, po czym wyszedłem z mieszkania, zamykając je na klucz. Ruszyłem w kierunku jego bloku szybkim krokiem, bojąc się tej rozmowy. O ile w ogóle jakaś rozmowa będzie… Już po paru minutach byłem pod jego drzwiami. Biorąc głęboki oddech, zadzwoniłem do drzwi. Po chwili usłyszałem kroki i zaraz potem otworzyły się drzwi. Stanąłem oko w oko z Kubą.
    - A, to Ty - warknął i już chciał zamknąć, ale mu na to nie pozwoliłem.
    - Porozmawiajmy. Musimy.
    - Niby dlaczego, co?
    - Bo to dopiero początek naszego związku. Co będzie potem, jak już teraz nie chcesz być ze mną szczery i nie mówisz mi, o co ci chodzi, co? - Zapytałem trochę za bardzo ostrym tonem, patrząc mu z determinacją w oczy. W rezultacie westchnął cicho i wpuścił mnie do środka. Zdjąłem buty i poszedłem za nim do salonu, tam siadając na kanapie, dosyć blisko niego.
    - Kochanie, powiesz mi, co się stało? - Już teraz mój ton był łagodniejszy.
    - Chodzi o tego modela… - skapitulował po dłuższej chwili. Zaczął wyłamywać sobie palce. Zawsze tak robił, jak czymś się denerwował. - Bo potem spojrzałem na twój rysunek i… Ty namalowałeś mu większego! - Wykrzyknął nagle, pełen oburzenia. Na początku po prostu wpatrywałem się w niego z szeroko otwartymi oczami, a potem nie wytrzymałem i wybuchnąłem głośnym śmiechem. Kuba patrzył na mnie z miną trzyletniego dziecka, któremu zabrano balonik.
    - I… I tobie naprawdę tylko o to chodzi? - Powoli już się uspokajałem, bo powód złości mojego chłopaka był po prostu… absurdalny.
    - AŻ o to - warknął.
    - Posłuchaj - westchnąłem cicho, całkiem już opanowany. - To po prostu perfekcjonizm. To moja pasja i wiążę z tym przyszłość, więc muszę być perfekcyjny. Podobasz mi się tylko ty. I tylko ciebie kocham - przysunąłem się do niego i pocałowałem go czule w policzek.
    - Naprawdę? - Zapytał już bardziej pogodnie.
    - Pewnie, że tak. A ty co myślałeś? Nie jestem takim, który ogląda się za każdym ładniejszym facetem - pogładziłem go dłonią po policzku, a on spojrzał na mnie ze złością.
    - Czyli jednak uważasz, że jest ładny, tak? - Wstał z kanapy i podszedł do okna, stając do mnie tyłem.
    - No przecież wolno mi oceniać, czy ktoś jest ładny, czy nie. - Również wstałem i podszedłem do niego, chcąc położyć mu dłonie na ramionach. Jednak nie zdążyłem tego zrobić, bo odsunął się ode mnie i z powrotem usiadł na kanapie.
    - Wyjdź - powiedział tylko.
    - Ale…
    - Wyjdź! - Przerwał mi ostro.
    - Nie! Masz zamiar o każdą głupotę tak się obrażać? To dziecinne! - Nie wytrzymałem i krzyknąłem na niego.
    - Uważasz, że jestem dziecinny, tak? Oh, no proszę, wielki dorosły się, kurwa, znalazł! - Wstał i stanął przede mną.
    - Nie, nie uważam tak. Ale w tym momencie zachowujesz się niedojrzale! I nie mam zamiaru być z kimś takim! - Chyba powiedziałem o kilka słów za dużo…
    - Ah tak? Nasz związek chyba nie ma sensu - powiedział ciszej, o wiele ciszej.
    - Nie, nie, Kuba… Nie to miałem na myśli. Przepraszam… - westchnąłem ciężko, niepewnie go przytulając.
    - Ja też przepraszam… Masz rację, zachowałem się dziecinnie. Nie powinienem być zły o takie głupoty. - Wtulił się we mnie mocno, więc ja też wzmocniłem uścisk. Staliśmy tak chwilę, a potem poszliśmy do sypialni, aby się kochać. Przez całą noc.


    Przez następne kilka dni było spokojnie. Kuba znowu był tym samym, radosnym Kubą, a ja zdążyłem zapomnieć o tamtej kłótni. Było po prostu dobrze. Wprowadził się do mnie. Rano miałem komu powiedzieć „dzień dobry“ i mogłem obdarzyć tą osobę szczerym uśmiechem w zamian otrzymując to samo. Mogłem go pocałować, mogłem ponarzekać. Ale najważniejsze było to, że była to osoba, którą kochałem. Mocno kochałem.
    - Dzisiaj sobota i… - zawahał się chwilę. Faktycznie, dzisiaj była sobota, dwudziestego pierwszego maja, nie mieliśmy wykładów. Obecnie była godzina trzynasta, a my siedzieliśmy w kuchni. Kuba strugał ziemniaki, a ja przygotowywałem kurczaka.
    - I? - Zapytałem, patrząc na niego z ukosa.
    - Jutro mam urodziny - dokończył, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
    - Wiem.
    - Skąd? - Był wyraźnie zdziwiony.
    - No przecież od początku naszej znajomości rok w rok zapraszasz mnie na nie - zaśmiałem się.
    - Myślałem, że nie pamiętasz…
    - Kochanie, o urodzinach ukochanej osoby się nie zapomina. Właśnie, muszę dzisiaj wyjść po obiedzie na dosyć długo, tak sądzę.
    - Po co? - Wstawił ziemniaki i oparł się tyłkiem o blat, dosyć blisko mnie.
    - Po prezent dla ciebie, głupku - cmoknąłem go w nosek i włożyłem kurczaka do piekarnika. Umyłem ręce, Kuba też, po czym oboje usiedliśmy przy stole.
    - A jaki? - Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Kochanie…
    - To niespodzianka - wyszczerzyłem się, a on trzepnął mnie przez ramię.
    - Wredny jesteś strasznie!
    - I dzisiaj w nocy nie ma seksu - poinformowałem go uprzejmie.
    - Co?! Nie no… to już przesada. Focham się! - Założył nogę na nogę, skrzyżował ramiona na piersi i odwrócił głowę w drugą stronę z miną trzyletniego, obrażonego dziecka. On chyba po prostu ma już taką mentalność…
    - Kochanie… Jutro będziesz mógł zrobić ze mną wszystko, co zechcesz. - Chyba podziałało, bo ponownie spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
    - Wszystko?
    - Wszystko.
    - Nawet nie wiesz, na co się godzisz, Kochanie - zaśmiał się, po czym mnie pocałował.


    Moim prezentem dla Kuby miał być tatuaż na ramieniu w postaci serca przebitego strzałą i owiniętego wstążką, a na wstążce napis: „Kuba“. Wszystko na czarno-biało. Może i trochę to przereklamowane, ale mu na pewno się spodoba. Tak jak więc powiedziałem, po obiedzie wyszedłem, zostawiając Kubę samego w mieszkaniu. Pożegnał mnie słowami: „Wracaj szybko, bo jak nie, to po jutrzejszym dniu będziesz nie do życia!“. Oj, Kochanie, Kochanie… Chyba zapomniałeś o tym, że jak w łóżku zmęczysz mnie, zmęczysz również siebie…
    Po jakimś czasie stałem już przed drzwiami studia tatuażu. Westchnąłem cicho. To będzie mój pierwszy tatuaż. Może nie będzie aż tak mocno bolało… Nie zastanawiając się dłużej, wszedłem do środka. Nikogo nie było.
    - Dzień dobry! - Przywitałem się z pustką.
    - Idę, idę. - Po chwili przede mną pojawił się… ten model, którego kilka dni temu malowaliśmy na zajęciach. - Dzień dobry - przywitał się ze mną pełnozębnym uśmiechem.
    - Maksymilian… - powiedziałem zdziwiony.
    - Znasz moje imię? - Zapytał, również zaskoczony.
    - Kilka dni temu pozowałeś jako model na ASP, prawda?
    - Tak. Jesteś jednym ze studentów?
    - Tak. I przepraszam, że zapytam, ale po co pozowałeś? Przecież na robieniu tatuaży można zarobić niezłą kasę, prawda?
    - Masz rację. Ale musiałem też zarobić na kurs tatuażu i jakoś się tutaj urządzić. A że mam całkiem niezłe ciało, to postanowiłem zostać dorywczo modelem. To brzmi trochę narcystycznie, ale taka prawda - zaśmiał się, wzruszając ramionami.
    - No tak - również się zaśmiałem. - Właśnie, przyszedłem zrobić sobie tatuaż.
    - No dobrze. A gdzie i jaki konkretnie?
    - Na prawym ramieniu. Serce przebite strzałą i owinięte wstążką, a na tej wstążce imię…
    - Jak ma na imię ta szczęściara? - Przerwał mi, patrząc na mnie. Zawahałem się przez chwilę.
    - Kuba - powiedziałem w końcu. - A cały tatuaż na czarno-biało.
    - Jesteś gejem? - Zapytał.
    - Tak.
    - Pójdę po sprzęt, a ty ściągnij koszulkę i poczekaj na mnie. - Zanim wyszedł, dostrzegłem w jego oczach jakiś dziwny blask, a na twarzy równie dziwny uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz