Zaczęło się niewinnie. Gdy przyszedł do nas pierwszy raz, wyglądał na zmęczonego życiem człowieka. Doznałem niemałego szoku, kiedy oznajmił, ile ma lat. Osobiście dawałbym mu dwadzieścia pięć. Jakaś pusta plastikowa blondynka zapytała, czy ma żonę. Miał. Żonę i dwójkę dzieci. Zapewne był szczęśliwy. Do naszego pierwszego spotkania poza studiami doszło na początku pierwszego semestru drugiego roku.
Śnieg sypał w najlepsze a ja siedziałem na ławce w parku. Nie miałem ochoty wracać do domu. Rodzice znowu się o mnie pokłócili. Matka chciała, abym w życiu kierował się własnymi ambicjami i marzeniami. Ojciec, abym przejął po nim firmę. A ja nie miałem marzeń. Chciałem tylko zdać te głupie studia i przejąć tą głupią firmę. Westchnąłem cicho i pomasowałem skroń kciukiem i palcem wskazującym.
- Carmel? – usłyszałem nad sobą i uniosłem głowę.
- Dzień dobry – przywitałem się z Nathanielem.
- Śnieg sypie jak wściekły a tobie chce się tak w parku siedzieć? – strzepał biały pył z ławki i usiadł obok mnie.
- Musiałem o czymś pomyśleć – uśmiechnąłem się lekko.
- Na studiach idzie ci znakomicie – rozsiadł się wygodniej i spojrzał w niebo, lekko mrużąc oczy.
- Tak, nie da się ukryć.
Przyjrzałem mu się uważniej. Miał prosty, średniej wielkości nos, lekko zadarty w górę i pełne wargi. Oczy miały kolor mocno nasyconej zieleni. Jego dłonie były duże i zadbane, gładkie. Chciałbym, aby objął nimi teraz moją twarz i ucałował moje wargi. Kochałem go od dawna. A gdyby tak teraz…? Nie.
Potrząsnąłem głową, skarcając się w myślach za zbyt wybujałą fantazję.
- Stało się coś? – zapytał, widząc mój gest.
- Nie, nic. Mogę zadać osobiste pytanie? – odwróciłem się bardziej w jego stronę.
- Skoro chcesz – zaśmiał się.
- Jest pan szczęśliwy?
Zamrugał. Jego mimika zdradzała zdziwienie.
- Szczerze pytasz? – po chwili odzyskał mowę. Pokiwałem głową na tak.
- Skoro tak, szczerze ci odpowiem. I tak i nie.
- To znaczy?
Westchnął i zastanowił się chwilę. A ja poczułem się trochę głupio, że pytam go o życie osobiste.
- Nie kocham już żony. Jestem z nią ze względu na dzieci. To one dają mi radość.
- Rozumiem.
- A ty jesteś szczęśliwy? – spojrzał mi w oczy.
- Nie – odpowiedziałem prosto. Nathaniel uniósł brwi w zdziwieniu, więc kontynuowałem:
- Tata wybrał za mnie moją przyszłość, straciłem brata w wieku piętnastu lat, męczę się na studiach, które mnie nawet nie interesują.
- Cóż, bywa – skomentował. – Ale to nie jest takie złe, prawda?
- Tak. Jest coś jeszcze, jeśli o to panu chodzi. – Wzruszyłem ramionami.
- A co? Jeśli mogę wiedzieć – uniósł ręce w obronnym geście i uśmiechnął się.
- Kocham pana.
- Wiesz, masz świetne poczucie humoru – roześmiał się.
- Nie, ja poważnie.
Przestał się śmiać. Spojrzał mi uważnie w oczy. Co teraz zrobi? Spoliczkuje mnie? Skrzyczy? A może zwyczajnie odejdzie i będzie udawał, że nic się nie stało?
- Carmel, posłuchaj. Jesteś jeszcze młody i tylko wydaje ci się, że mnie kochasz. Znajdź sobie kogoś, bądź szczęśliwy.
- Ale…
- „Ale” mówi ten, kto się boi. – Wstał. – Do zobaczenia jutro – pożegnał się i odszedł.
Wstałem i, niczym nieporuszony, zacząłem iść w stronę domu. Dopiero, gdy znalazłem się w swoim pokoju i położyłem na łóżku, zacząłem płakać i użalać się nad sobą. Wiem, to głupie i puste, ale cierpiałem i musiałem jakoś to wyładować. Odrzucił mnie? A proszę bardzo. Niech tylko nie myśli, że na wyznaniu mu swoich prawdziwych uczuć poprzestanę. O nie. Zamierzałem go zdobyć. I co z tego, że najprawdopodobniej był heteroseksualny i miał rodzinę? Przecież nie kochał swojej żony. A do dzieci, jakichkolwiek, nic nie miałem. Poza tym, nie zdziwiło go to zbytnio. Zdobędę go. Każdy oddech, każdy gest, każdy uśmiech. Każde jego spojrzenie będzie moje. Będzie cały mój, tak jak ja będę jego. Miłość, jeśli chodzi o moje skromne zdanie, powinna polegać właśnie na tym. Na wzajemnym oddaniu całego siebie drugiej osobie. Na oddaniu duszy i ciała. Oraz na przyjaźni i zaufaniu.
Hej,
OdpowiedzUsuńno to go zdobędzie, ale patrząc na to jego zachowanie to najpawdopodobniej jest bi, tak rodzice wybrali przyszłosć... ech....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga