wtorek, 12 lipca 2011

Zawinięty w to uczucie ze smutkiem idę, ponieważ twoja nieobecność jest okrutna.

    Następne dni wydawały się dla mnie czymś nierzeczywistym. Wszystkim zajął się Charlie. Nie wiedziałem, jak mu dziękować. Na pogrzebie nie było dużo osób. Charlie, wujek Petera i parę osób, których nie znałem. Ktoś mi współczuł, ktoś mnie ściskał. A potem Charlie pojechał ze mną do domu, dał mi jeść i położył mnie do łóżka. I znowu śnił mi się Peter. Jego uśmiech, jego spojrzenie. I jak ja mam sobie poradzić? A jeszcze mieszkam w jego domu i wszystko mi o nim przypomina. Czy coś schowałem, wyrzuciłem? Nie. Odkąd… od tamtej nocy i tamtego strasznego ranka wszystko jest, jak było. Tylko brakuje tego najważniejszego…


    Dni mijały powoli. Na bólu i rozpaczy. Wróciłem na studia tylko dlatego, że na wykładach i podczas nauki chociaż trochę nie myślałem o Peterze. Jego grób odwiedzałem codziennie. A dom wciąż pachniał nim. A szczególnie łóżko. I co noc, zasypiając na nim, płakałem. Z rozpaczy, z tęsknoty i z miłości. I nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek spotkam kogoś takiego, kogo mógłbym pokochać równie mocno. Być może. Ale z drugiej strony, czy będę znowu w stanie się zakochać? Czy jeżeli spotkam kogoś wyjątkowego, to nie skrzywdzę go, będąc z nim? Wiem, że moja miłość do Petera nigdy nie wygaśnie.


    I znowu tu jestem. Stoję, patrząc na jego pomnik. Wspomnienia powracają, nie chcąc choć na chwilę dać mi spokoju. Przed oczami staje mi obraz jego martwego ciała i tego martwego, pustego spojrzenia… Przecież ja nie wytrzymam! Wykończę sam siebie, psychicznie. Jem tylko co parę dni, żyję na herbacie i wodzie. Prawie nie śpię, jestem strasznie blady, w nocy budzę się z krzykiem. Michael powiedział mi, że powinienem pójść do psychologa, wygadać się. Ale nie potrafię zaufać obcej osobie. Wiem, że taki lekarz mógłby mi pomóc, ale nie mam siły. Po wykładach wracam do domu, odwiedzam grób Petera, a potem wracam do zimnego mieszkania i uczę się. Chodzę spać późnym wieczorem. Ale i tak rzadko mi się udaje zasnąć, jak już wspomniałem. I od jakiegoś czasu na cmentarzu nie jestem sam. Ostatnio zauważyłem, że oprócz mnie, jest tutaj codziennie jakiś młody chłopak. Chyba Japończyk. Ale nigdy nie zwraca na nic uwagi, stojąc przy jakimś grobie. Kiedyś, kiedy już poszedł, podszedłem do tego grobu. Na tablicy było napisane jakieś japońskie imię i nazwisko. Po dacie urodzenia i śmierci wywnioskowałem, że chłopak zmarł w wieku dwudziestu siedmiu lat. Przyznam, że zaintrygowało mnie to wszystko. Młody Japończyk też. Kiedyś muszę do niego podejść i zwyczajnie porozmawiać.
    Na ślub i wesele Michaela i Juliet nie poszedłem. Nie miałem siły ani ochoty. Poza tym, jestem w żałobie. Zrozumieli mnie. Kupiłem im tylko prezent i parę dni po ślubie zawiozłem go do nich. Zostałem u nich na kawie. Na początku chciałem im powiedzieć, jak tęsknię, ale kiedy zaczęli opowiadać mi o ślubie, o weselu, zrezygnowałem. Po co mam psuć im to szczęście? Niech chociaż oni będą szczęśliwi. Petera nie ma. Minął zaledwie ponad miesiąc, a mi się wydaje, jakby minęła cała wieczność.


    Już chciałem iść do domu, dzisiaj przestałem przy grobie Petera jakieś dwie godziny, śmiejąc się i płacząc na przemian. Ktoś przechodzący obok wziąłby mnie za wariata, ale ja po prostu wspominałem. Wspominałem nasze wspólne chwile, nasze rozstania i nasze kłótnie. Wszystkie wspólne noce. Ale kiedy już odchodziłem od jego grobu, zauważyłem tego Japończyka. Wpatrywał się w grób i coś do siebie mówił. Albo do zmarłego. Niepewnie podszedłem do niego od tyłu. Nie przysłuchiwałem się temu, co mówił, to jego osobista sprawa.
- Cześć - rzuciłem cicho, tak po prostu. Chłopak drgnął lekko, rozejrzał się na boki, a dopiero potem odwrócił się. Spojrzał na mnie swoimi skośnymi, brązowymi oczyma. Był młody i, przyznam, śliczny. Miał długie, brązowe włosy i był dosyć drobny.
- Cześć - odpowiedział cicho. - Czego chcesz? - skąd u niego taki ostry ton?
- Em… zauważyłem, że od jakiegoś czasu przychodzisz tutaj codziennie. Pomyślałem, że podejdę i porozmawiam - wyjaśniłem mu spokojnie.
- Śledzisz mnie? - zapytał podejrzliwie.
- Nie, ja tylko…
- To skąd wiesz, że tutaj przychodzę? - przerwał mi.
- Bo ja również tutaj codziennie przychodzę. Ale nie zauważyłem, żeby ostatnio był pogrzeb, więc ten grób musiał tu być wcześniej.
Chłopak chyba gryzł się chwilę z myślami, ale po chwili zaczął mi wyjaśniać:
- Mój brat zmarł dwa lata temu. Z mamą postanowiliśmy przeprowadzić się z Japonii do Anglii, do Londynu. A że jesteśmy jedyną rodziną Akiego, jego ciało przenieśliśmy tutaj. Przychodzę tutaj codziennie, ponieważ był mi naprawdę bliski. Tylko jemu mogłem się zwierzyć, to dlatego. - Wzruszył ramionami. To teraz już wiem, że Aki był jego bratem. Przynajmniej tyle.
- Ja przychodzę do chłopaka. Został zastrzelony nieco ponad miesiąc temu - westchnąłem cicho. Chłopak spojrzał na mnie jakoś dziwnie, ale nie przejąłem się tym.
- Jesteś gejem? - zapytał.
- Tak.
- Ja też - uśmiechnął się lekko. Zdziwiła mnie trochę jego szczerość.
- Fujimaki Ichigo - wyciągnął rękę w moją stronę. Ładne imię, Ichigo.
- Placebo Carmel - uścisnąłem jego dłoń, uśmiechając się delikatnie.
- Zabierzesz mnie na herbatę? Nie mam pieniędzy - westchnął cicho, patrząc gdzieś za mnie.
- Jasne, chodź - zacząłem iść w stronę wyjścia z cmentarza. Ichigo zrównał ze mną krok. Potem poszliśmy w stronę mojej ulubionej kawiarni. Do tej, w której umawiałem się z Peterem na spotkania służbowe, kiedy jeszcze był tylko moim adwokatem. I znowu wracają wspomnienia… Weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik. Nie było dużo osób, to dobrze. Więcej swobody.
- Co podać? - podszedł do nas kelner.
- Herbatę z miodem i jakieś ciasto czekoladowe. A ty co chcesz? - spojrzałem na mojego towarzysza.
- Herbatę truskawkową i również ciasto czekoladowe - spojrzał na mnie niepewnie. Odwzajemniłem jego spojrzenie i uśmiechnąłem się. Kiedy już kelner odszedł, odwzajemnił uśmiech. Zapadła cisza. Przyznam, trochę niezręczna. Po paru minutach kelner postawił przed nami zamówienie. Zapłaciłem mu od razu.
- Hm… Ichigo, ładne imię. Oznacza coś? - Kiedyś czytałem, że w Japonii każde imię coś oznacza.
- Truskawka - odpowiedział cicho i upił trochę herbaty, a potem zaczął jeść ciasto. Zrobiłem to samo.
- Truskawka? - uniosłem lekko brew.
- Tak, właśnie - westchnął ciężko.
- Fajnie - uśmiechnąłem się ponownie.
- A twoje nazwisko skąd się wzięło? Masz takie od urodzenia?
- Nie. Zmieniłem je sobie ze względu na mój ukochany zespół.
- Rozumiem. Rzeczywiście, świetnie grają.
- Tak.
Nagle rozdzwonił się jego telefon.
- Przepraszam - uśmiechnął się do mnie krótko. Rozmawiał przez chwilę, patrząc na różne strony, a potem się rozłączył.
- Muszę iść, matka dzwoniła. Dasz mi swój numer? - Przyznam, zaskoczył mnie.
- Pewnie. Pod warunkiem, że ty dasz mi swój - uśmiechnąłem się lekko. Potem wymieniliśmy się numerami telefonów i pożegnaliśmy krótkim: „Cześć“. Kiedy wyszedł, jeszcze chwilę posiedziałem w kawiarni, dopijając herbatę, a potem poszedłem do domu.


    Rano obudziłem się z tą świadomością, że dzisiaj niedziela. Tej nocy udało mi się zasnąć, co mnie ucieszyło, przynajmniej dzisiaj nie będę, co chwilę ziewał. Ubrałem się, uczesałem, zjadłem śniadanie, a potem umyłem zęby. Usiadłem w salonie i włączyłem telewizor. Ze znudzeniem przeleciałem wszystkie kanały, w końcu stanęło na jakimś filmie. Po kilkunastu minutach wciągnęło mnie. Kiedy film się skończył, wyłączyłem odbiornik i wstałem. Potarłem skronie, idąc do kuchni. Zrobiłem sobie herbaty z miodem i spojrzałem za okno. Padał śnieg, wszędzie było biało. Piękny krajobraz. Dopiłem herbatę do końca i wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem otworzyć.
- Cześć - Charlie uśmiechnął się do mnie pogodnie.
- Cześć - odwzajemniłem uśmiech.
- Przyszedłem sprawdzić, jak sobie radzisz - zajrzał mi przez ramię.
- Spokojnie, daję jeszcze radę sprzątać - zaśmiałem się cicho.
- Widzę. Przyprowadziłem kolegę, jeżeli to nie problem. Spotkałem go po drodze. Znamy się z wymiany i udało nam się utrzymać ze sobą kontakt, a niedawno przeniósł się do Londynu. - Wyjaśnił mi.
- A gdzie on jest? - spojrzałem za niego, nie widząc nikogo. Charlie obejrzał się za siebie.
- Cholera. Ej, no chodź tu! On nie gryzie! Fajny jest! - krzyknął.
- Fajny jestem? - zapytałem.
- Pewnie - wzruszył ramionami, uśmiechając się. Po jakiejś chwili pojawił się za nim… Ichigo.
- Jesteś wreszcie. Kiedyś przez ciebie nerwicy dostanę - oznajmił Charlie, a ja pokręciłem z rozbawieniem głową.
- Wejdźcie - odsunąłem się od drzwi. Weszli do mieszkania i rozebrali się.
- Kontrola przybyła - Charlie wszedł w głąb domu, a ja poszedłem za nim, wzdychając cicho. Zaczął sprawdzać pomieszczenia, a potem stanął przede mną.
- Nie jest źle - stwierdził.
- Wiem - wzruszyłem lekko ramionami.
- A, właśnie. Carmel, to jest Ichigo. Ichigo, to jest Carmel. - Przedstawił nas sobie.
- My się znamy - Ichigo uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę? Skąd?
- Z cmentarza - powiedziałem cicho, na co Japończyk parsknął śmiechem.
- Dobra, chyba rozumiem.
- A ty przyszedłeś tylko na kontrolę mojego domu, czy coś jeszcze chcesz? - zapytałem, unosząc brew.
- To już nie można przyjaciela odwiedzić? - udał urażonego, ale po chwili wyciągnął coś z kieszeni i mi to podał. Był to mały łańcuszek z serduszkiem, na którym było wygrawerowane „C&P“. Na te inicjały coś ścisnęło mnie za serce.
- Peter zamówił to u jubilera i dał mi na przechowanie. Chciał ci to dać po waszym zejściu się, ale chyba w końcu stracił nadzieję, bo chciał… - urwał na chwilę. - Bo chciał odejść, ale ty zdążyłeś go uratować. A potem przez ten cały szpital całkiem o tym pewnie zapomniał, ja też. A później… został zabity. I niedawno sobie o tym łańcuszku przypomniałem. Daję ci to, bo uważam, że powinieneś to mieć.
- Dziękuję - szepnąłem, czując, jak po moich policzkach zaczynają płynąc łzy. Zacisnąłem wargi, a Charlie podszedł do mnie i mnie przytulił. Wtuliłem się w niego, teraz już nie hamując łez. Kiedy się uspokoiłem, odsunąłem się od niego.
- Dziękuję - powtórzyłem jeszcze raz i się do niego uśmiechnąłem. Otarłem oczy i policzki.
- Nie ma za co - odwzajemnił uśmiech. Mój wzrok padł na Ichigo. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. A ja przypomniałem sobie rozprawę w sądzie. Christian dostał dwadzieścia pięć lat.
- Pójdziemy już - oznajmił Charlie i skierował się na korytarz.
- Ja jeszcze chwilę zostanę - powiedział cicho Ichigo. - Mogę? - spojrzał na mnie.
- Jasne - kiwnąłem głową. A Charlie ubrał się i spojrzał na nas trochę dziwnie.
- No, to cześć - uśmiechnął się do nas i wyszedł. Zapiąłem łańcuszek na szyi, a potem spojrzałem na Japończyka.
- Napijesz się herbaty?
- Nie, dziękuję. Twój chłopak został zabity? Oczywiście nie mów, jeśli nie chcesz - dodał szybko, ale i tak wyczułem dużą ciekawość w jego głosie. Chociaż pamiętam, że wspominałem mu o tym, że Petera zabito.
- Hm… Może usiądźmy - usiadłem na kanapie, a on obok mnie. Spojrzałem za okno i zacząłem mówić:
- Tak, mój chłopak został zabity. Przez mojego byłego, żeby było śmieszniej - powiedziałem zgryźliwie.
- Aha. Przykro mi - Ichigo spojrzał na mnie ze współczuciem w oczach.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do niego lekko. - A twój brat jak umarł?
- Wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.
- Rozumiem. Musiałeś strasznie cierpieć, co?
- Tak - potwierdził, a potem zagryzł dolną wargę. - Będę już szedł - oznajmił nagle, wstając z kanapy i idąc na korytarz.
- Tak nagle? - zdziwiłem się i poszedłem za nim. Ubrał się i spojrzał na mnie.
- Tak, muszę. Do zobaczenia - uśmiechnął się lekko i wyszedł. Przekręciłem klucz w zamku i oparłem się o drzwi. Dziwny chłopak.
___________________________________________________________________________________
"Ichigo" razem oznacza truskawkę, ale gdyby to rozdzielić, to:
"ichi" oznacza "pierwszy", a "go" oznacza "pięć".

1 komentarz:

  1. Hej,
    płakać mi się chce... Ichigo bardzo mnie intryguje, czemu tylko dwadzieścia pięć lat?, no Peter zamówił ten łańcuszek już wcześniej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń