poniedziałek, 6 lutego 2012

"W sumie to nawet fajna ta ich miłość"


~Michał~

         Trzeci dzień choroby, truję się antybiotykami i nie czuję się ani trochę lepiej. Cholera jasna… W dodatku Gabriel nie ma dla mnie za dużo czasu, bo ostatnio postanowił pomęczyć uczniów kartkówkami i sprawdzianami, a musi je sprawdzić w terminie. W dodatku ma jeszcze do sprawdzenia matury próbne. Dlaczego musiałem zakochać się w nauczycielu? Pewnie podrywają go uczennice, myśląc, że w ten sposób za ładne oczy i duży dekolt dostaną pozytywną ocenę. Za jakie grzechy… Westchnąłem ciężko i podniosłem się z łóżka akurat w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Alexa nie było w domu, więc sam musiałem doczłapać się do drzwi. Kiedy otworzyłem, zobaczyłem Madzię.
   - Co ty tu robisz? – zapytałem zdziwiony, zapominając o dobrych manierach.
   - Nie ma co, miłe powitanie – rzuciła mi pełne wyrzutu spojrzenie, a ja się zreflektowałem:
   - Cześć, wejdź – odsunąłem się od drzwi, a dziewczyna weszła do środka. Jej twarz od razu rozjaśnił uśmiech.
   - No, tak już lepiej – ściągnęła buty oraz kurtkę i ruszyła do kuchni, więc poszedłem za nią.
   - No to co ty tutaj robisz? – powtórzyłem pytanie i usiadłem. Czułem, że jeśli tego nie zrobię, to zaraz zemdleję.
   - Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz, biedaku. I widzę, że nie za dobrze – westchnęła. – Potrzebujesz czegoś? O, wiem! Zrobię ci rosół – rudowłosa uśmiechnęła się szeroko, po czym wstała i żwawo zaczęła przygotowywać wymieniony przez nią posiłek. Patrzyłem tępym wzrokiem za okno i czułem, jak zbiera mi się na wymioty. Wstałem gwałtownie i pobiegłem do łazienki. A potem samo już poszło.
   - Misiek, Słońce, co ci jest? – parę sekund później znalazła się przy mnie Madzia. Czułem na sobie jej współczujący wzrok.
   - A żebym to ja wiedział… - westchnąłem, po czym… znowu zwymiotowałem. – Idź do kuchni, poradzę sobie – powiedziałem po dłuższej chwili, a dziewczyna z wahaniem wyszła z łazienki. Oddychałem ciężko, odgarniając spocone kosmyki z czoła. Wstałem i podszedłem do umywalki, gdzie umyłem zęby i przemyłem twarz zimną wodą. Wróciłem do kuchni.
   - Może idź się połóż, co? – zapytała z troską, a ja kiwnąłem głową i wtedy poczułem, jak tracę równowagę.


         Obudziłem się z tępym bólem głowy. Wokół widziałem rażącą biel, a nade mną pochylała się Madzia.
   - Misiek? – zapytała, kiedy tylko zobaczyła, że otworzyłem oczy.
   - Co się stało? – zapytałem słabo.
   - Zemdlałeś i zadzwoniłam po pogotowie. Jesteś w szpitalu – wyjaśniła krótko, a ja westchnąłem. – Jak się czujesz? – zapytała, kładąc mi dłoń na czole. Po chwili ją zabrała. – Lekarze podali ci coś, co jest skuteczniejsze od tego, co przepisał ci lekarz i masz już mniejszą gorączkę. Jak cię przywieźli, miałeś czterdzieści stopni. Kiedy ostatni raz ją sobie mierzyłeś, co? Wiesz, że powinieneś przynajmniej raz dziennie? – uniosła prawą brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
   - Trzy dni temu – odpowiedziałem.
   - No tak, pięknie. Mogłam przyjść już wczoraj… - pokręciła głową. – Właśnie powinnam mieć randkę – mruknęła z wyrzutem.
   - Przepraszam za to, że umieram – syknąłem złośliwie. Naprawdę nie miałem teraz ochoty na jej humory… - Przecież nie musisz przy mnie siedzieć.
   - Nie muszę? Misiek, czy ty siebie słyszysz? Jestem twoją przyjaciółką.
   - Więc nie rób mi wyrzutów – spojrzałem na nią karcąco, a ona… opuściła z zakłopotaniem wzrok. Nigdy jej takiej nie widziałem i wiem, że trzeba naprawdę wiele, aby wprowadzić ją w poczucie winy.
   - Przepraszam, nie chciałam – powiedziała po chwili.
   - Nic się nie stało. Ile byłem nieprzytomny? – zmieniłem temat.
   - Bo ja wiem? Wpadłam do Ciebie jakoś tak około czternastej, a już dwudziesta pierwsza – wzruszyła ramionami.
   - Dwudziesta pierwsza? A godziny odwiedzin nie są przypadkiem do dwudziestej? – uniosłem brwi. Naprawdę było mi już lepiej.
   - Skłamałam, że jestem twoją narzeczoną, to mi pozwolili zostać, póki się nie obudzisz – oznajmiła beztrosko, szczerząc się przy tym. Pokręciłem głową z dezaprobatą.
   - Jesteś stuknięta.
   - Tak, wiem. No, ale już się będę zbierać. Powiadomiłam Gabiego i Alexa. Pa! – i nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, już jej nie było. Westchnąłem któryś już raz tego dnia. Znając ją, to pewnie faktycznie powiedziała im, że umieram… Na potwierdzenie tego chwilę później usłyszałem, jak jakiś lekarz upomina kogoś głośno. Dosłyszałem coś o tym, że godziny odwiedzin już się skończyły. Potem chwila ciszy i…
   - Kochanie! – do sali wpadł Gabriel. Uśmiechnąłem się na jego widok.
   - Cześć – przywitałem się z nim, kiedy już usiadł przy łóżku. – Co ci ta ruda wariatka nagadała, że tak panicznie tutaj wbiegłeś?
   - Że umierasz – powiedział, a ja parsknąłem śmiechem. – Z czego się śmiejesz? Ja naprawdę się martwiłem – złapał mnie za dłoń i ją ścisnął.
   - Wiem, Kochanie, wiem. Ale właśnie tego się po niej spodziewałem. Jak widzisz, nie umieram i już ze mną lepiej. Tylko zemdlałem – uśmiechnąłem się pocieszająco, widząc prawdziwy strach w jego oczach. Rozczulił mnie tym.
   - Tylko zemdlałeś? A gdyby jej tam nie było? I teraz wciąż byś leżał nieprzytomny na zimnej podłodze? – odetchnął cicho.
   - To ty byś pewnie zadzwonił i zmartwiony tym, że nie odbieram, przyszedłbyś sprawdzić, co ze mną jest. Albo Alex by mnie znalazł – pogłaskałem kciukiem jego dłoń, a on się uśmiechnął.
   - Pewnie masz rację – i nie zdążył powiedzieć już nic więcej, bo na salę wpadł mój młodszy brat.
   - Misiek, ty idioto, żeby tak mdleć w środku dnia – westchnął, jednak w jego oczach widziałem ulgę, że widzi mnie całego i żywego.
   - Ciebie też miło widzieć – odpowiedziałem, nie mając głowy do tego, aby wymyślać jakąś złośliwość. Alex podszedł do łóżka i dopiero wtedy zobaczył Gabriela.
   - O… Dzień dobry – zaczerwienił się lekko i usiadł.
   - Dzień dobry – kiwnął mu głową szatyn. Westchnąłem cicho. No pięknie, teraz będą siedzieć i się do siebie ani do mnie nie odzywać.
   - I teraz będziecie tak siedzieć cicho? – coś musiałem powiedzieć.
   - A co? – mruknął w zamyśleniu Alex.
   - A nic. Tylko wkurza mnie taka atmosfera. Alex, do cholery, w domu ciągle mi dogryzasz, a teraz co, mowę ci odjęło? – sprowokowałem go.
   - Ej no! – zareagował tak, jak oczekiwałem. Spojrzenie pełne wyrzutu, dłonie zaciśnięte w pięści i zaczerwieniona twarz. Pewnie przez to, że tak mu pojechałem przy jego nauczycielu.
   - No co? – uniosłem brwi.
   - Nic – burknął tylko i spojrzał z wyrzutem, tym razem na Gabriela. – Jak już z nim jesteś, to mógłbyś go zrobić trochę mniej pyskatym – patrzyłem w szoku na mojego głupiego, młodszego brata. Raczej nie spodziewałem się tego, że zwróci się do swojego wychowawcy po imieniu i wytknie mu, że to jego wina, iż zachowuję się tak, a nie inaczej. Wnioskując po minie Gabriela, on też się chyba tego nie spodziewał. Alex odetchnął, po czym kontynuował: - Tak w ogóle to dzięki, że posłuchałeś Michała i na wycieczce dałeś mi wspólny pokój z Konradem – uśmiechnął się lekko, zapewne na samo wspomnienie tamtych wydarzeń.
   - Skąd wiesz? – zapytałem tylko.
   - Domyśliłem się – wzruszył ramionami.
         Zapadła chwila ciszy, ale już nie tak niezręcznej. Atmosfera powoli się rozluźniała. W końcu odezwał się Gabriel:
   - Dobra, poza murami szkoły możesz zwracać się do mnie na „ty”.
   - Dobra – skwitował cicho Alex, wyciągając przed siebie dłoń. Szatyn uścisnął ją krótko, a ja odetchnąłem z ulgą. Wreszcie się jakoś dogadali. – A mogę ci mówić „Gabryś”? – zapytał bezczelnie. Gabriel roześmiał się cicho, a ja westchnąłem, przewracając oczami.


            Ze szpitala wypuścili mnie na drugi dzień, kazali cały czas leżeć w łóżku i regularnie zażywać leki. Robiłem więc, co mi kazali i powoli dochodziłem do siebie. Gabriel spędzał ze mną każdą wolną chwilę. Nawet przytargał do mnie cały stos kartkówek, sprawdzianów i matur, aby sprawdzać je, siedząc jednocześnie przy mnie. Alex bezczelnie to wykorzystywał, w wolnej chwili naśmiewając się z niektórych uczniów i z ich niewiedzy.
   - Jak można nie znać daty rozpoczęcia II wojny światowej? – westchnął, zupełnie załamany. Właśnie przed chwilą Gabriel na tej samej kartce napisał ładne zero. W szkole Alexa mieli punktowy system oceniania*.
   - Widocznie można – westchnął Gabriel, kręcąc głową i skreślając błędne informacje na kolejnej kartkówce.
   - Dobra, ale… jak można pomylić Hitlera ze Stalinem? Matko kochana, przecież to aż grzech, taka niewiedza…
   - Lub raczej obojętność na historię – skwitował Gabriel, wpisując kolejne zero. Wziął do ręki kartkówkę Alexa. Szatyn o tym nie wiedział, zbyt zajęty przeglądaniem już tych sprawdzonych, ale ja dostrzegłem nazwisko przez ramię mojego chłopaka. Po chwili na kawałku papieru widniała ładna dziewiątka. – Nie napisałeś, kiedy USA odbudowało się po załamaniu się gospodarki i w jaki sposób. Na maturze musisz zwracać uwagę na takie szczegóły. Gdybyś zwrócił teraz, miałbyś dziesięć – podał mu pracę do ręki i zabrał się za sprawdzanie kolejnej. No tak, krótkie formy sprawdzające były maksymalnie na właśnie dziesięć punktów.
   - No tak, dzięki – odłożył kartkę na miejsce.
   - A, właśnie, jutro macie kolejną kartkówkę.
   - Dzięki, ale… czemu mi mówisz? – Alex spojrzał zdziwiony na Gabriela.
   - Hm… Może dlatego, że chodzę z twoim bratem? – mruknął, a ja roześmiałem się cicho. – A tak naprawdę, to zależy mi na twoich dobrych ocenach i na tym, żebyś dobrze napisał maturę. Mógłbyś też trochę douczyć Konrada, bo właśnie dostał kolejną dwójkę.
   - Jasne, dzięki – uśmiechnął się szatyn.


~Alex~

         Tak, jak obiecałem Gabrielowi, zacząłem douczać Konrada z historii. Rezultaty były widoczne od razu, co ucieszyło mnie, mojego chłopaka i Piechockiego. Tak w sumie to całkiem fajny facet z tego mojego wychowawcy. Michał dostaje przy nim motyli w żołądku, choć myśli, że tego nie widać. Ale widać, już na pierwszy rzut oka. Wodzi za nim wzrokiem, uśmiecha się. A Gabriel odpowiada mu tym samym, patrząc na niego z czułością. W sumie to nawet fajna ta ich miłość. Jak na nich patrzę, to i mi samemu humor się poprawia. A co do Konrada, to nasz związek rozwijał się jak najbardziej prawidłowo. Spotkania, seks, trzymanie za ręce, seks, czułości, seks, pocałunki, seks… Wspominałem już o seksie?
   - Zamyśliłeś się – usłyszałem tuż przy uchu głos Karoliny. Rozejrzałem się dookoła przytomnie. Właśnie siedziałem na jakże wspaniałej lekcji języka polskiego. Przed chwilą skończyliśmy czytać jakiś tekst, o czym poinformowała mnie uprzejmie moja koleżanka. Zerknąłem przelotnie do podręcznika, aby wiedzieć, o co chodzi, jeśli ta straszna baba spytałaby mnie, co omawiamy. No i jak zawsze, byłem nieomylny.
   - Alex, co mi powiesz o bliźniakach? – spojrzała na mnie wyczekująco, a ja powiedziałem to, co akurat przyszło mi do głowy:
   - Że są z totalitarnego jaja.
         Cała klasa momentalnie się roześmiała, ja razem z nimi, a polonistka pokręciła głową ze sceptyczną miną.
   - No co? Tak jest tutaj napisane. O, proszę: „Z tego jednego totalitarnego jaja urodziły się bliźniaki, które z naszego stulecia uczyniły na długi czas gigantyczną jatkę”*.
  - Tak, masz rację, ale na przyszłość postaraj się inaczej formułować swoje myśli – poradziła mi i zajęła się dyktowaniem nam notatki do zeszytu.


         - Alex, to było świetne! – zaśmiała się Karolina, siadając obok mnie na ławce i wyjmując drugie śniadanie. – Gratuluję – uśmiechnęła się do mnie.
   - Dzięki – odwzajemniłem uśmiech. Oparłem się wygodnie o ścianę i przymknąłem oczy.
   - Boże, jaki pozer… - usłyszałem po dłuższej chwili. Leniwie uniosłem powieki i spojrzałem pytająco na dziewczynę.
   - Kto?
   - Konrad. Wkurwia mnie od czasu, jak pojechał ci przy całej klasie na wychowawczej – warknęła. Gdyby tylko wiedziała…
   - E tam, nie przejmuj się – spróbowałem uciąć temat, jednak blondynka nie dała się tak łatwo zbyć.
   - No, ale popatrz na niego! – machnęła gwałtownie ręką w jego stronę. – Śmieje się z kolegami, jakby nigdy nic, a ciebie nawet nie przeprosi. Alex, jak ty sobie z tym radzisz? – spojrzała na mnie z troską.
   - A dlaczego pytasz? – zapytałem, nie bardzo wiedząc, o co jej chodzi.
   - No… Bo ty czujesz coś do niego, nie? – wypaliła.
   - Yyy… Skąd ten pomysł?
   - No bo… zerkasz na niego, a dzisiaj na polskim napisałeś „K” na marginesie. Dorysowałeś serduszko – dodała. Cholera, musiałem zrobić to bezmyślnie.
   - Wiesz, ja… - spojrzałem na nią niepewnie. – Bo Konrad i ja jesteśmy razem – szepnąłem, a ona w pierwszej chwili nie wiedziała chyba, co powiedzieć.
   - Ale… jak? – spytała po dłuższej chwili.
   - Normalnie – i pochylając się nad nią, opowiedziałem po kolei, co i jak. Uśmiech na jej twarzy świadczył o tym, że chyba nie uważa już Konrada za głupiego pozera, co z kolei mnie bardzo ucieszyło.
_____________________________________________________________
* - w Ratajach jest, niestety, punktowy system oceniania.
* - przytoczone zdanie pochodzi z fragmentów "Dziennika pisanego nocą. 1997-1999" autorstwa Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. no i podobna sytuacja z tym totalitarnym jajem faktycznie miała miejsce na dzisiejszym polskim, tyle, że wyglądała trochę inaczej:
polonistka: tak, bliźniaki się urodziły.
ja na cały głos: z totalitarnego jaja! XD
notka szybko, bo mam wenę i miejmy nadzieję, że tak zostanie :). a, i znowu niesprawdzana, bo mi się nie chce.. mam cichą nadzieję, że nie ma żadnych błędów (nadzieja matką głupich XD).
linki pouzupełniam, jak mi się będzie chciało, bo na razie to lenia mam XD.



7 komentarzy:

  1. Oby ci wena dobra była i na zawsze pozostała, bo od dawna nie było tutaj notki, od ostatniej, tak szybko. :D

    Właśnie się przekonuję, ze dobrze by było mieć brata geja, który spotykałby się z moim nauczycielem. Wiedziałbym dużo wcześniej o kartkówkach, a i nie tylko o tym. :D

    Jak miło się czyta o dwóch fajnych, dobrze rokujących związkach. :D
    I scenka w szpitalu świetna. Nareszcie Alex przestał się rumienić przy Gabrysiu. I obaj się dogadali. W sumie łączy ich osoba, która obaj bardzo kochają. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hoshi-chan przeprasza za poprzednii brak notki, ale Hoshi-chan była na studniówce i zgonowała sobie w łóżeczku parę dni.
    Za każdym razem jak czytam twoje notki leże na ziemi ze śmiechu!
    scena w szpitalu mnie rozwaliła, Alex jest niesamowity :D
    *zaciera łapki i czeka na więcej*
    O. Mogłabyś powiadamiać zboczoną Hoshi o notkach? Z góry dziękuje (7967966)
    Hoshizora-chan

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć krótko to przyjemnie :D Bardzo pozytywna notka ;) Czekam na kolejną ^^

    vampirka_15

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet jeśli już wcześniej czytałam akcje w szpitalu, to teraz i tak się śmiałam xD A z głupot na kartkówkach też się śmieje, jak mama jakieś sprawdza xD
    Czekam na kolejną notkę ^^ bardzo szybko i przyjemnie się je czyta (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chcę nowy rozdział. Tak długo nic nowego nie ma. T_T

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    och Michaś nam zachorował ale miał bardzo fachową opiekę... Karolina teraz wpadła na myśl, że go kocha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, och Michaś nam zachorował... ale za to miał bardzo fachową opiekę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń