~Michał~
Do klubu doszliśmy dokładnie o
dwudziestej pierwszej. Dzisiaj wstęp był wolny, ponieważ było to otwarcie.
Zdziwiło mnie, że Chodzież szarpnęła się na klub dla mniejszości seksualnych,
ale cóż… widocznie cuda się zdarzają. Bo szczerze, nigdy nie słyszałem, żeby w
małych miastach budowali takie miejsca.
- To będzie świetny wieczór – uśmiechnąłem
się od ucha do ucha zaraz po tym, jak weszliśmy do środka.
- Na pewno, Kochanie – Gabriel odwzajemnił
uśmiech. Od razu skierowaliśmy się do baru i zamówiliśmy sobie po drinku.
- Ciekawe, kiedy wszystko się rozkręci –
mruknąłem, kiedy już siedzieliśmy przy jednym ze stolików. Wnętrze było dosyć przytulne.
Czerwone ściany z jakimiś czarnymi zawijasami, bar, przy nim wysokie krzesła.
Parkiet był wyłożony ciemnymi panelami, resztę podłogi pokrywały czarne
kafelki. Stoliki były prostokątne, a zamiast krzeseł stały przy nich czarne,
skórzane kanapy. Kiedy już przyjrzałem się wnętrzu, zacząłem ogarniać wzrokiem
gości. Było kilku nawet przystojnych facetów. O, ten jest nawet, nawet… zaraz…
TO MÓJ SZEF?!
- O Boże… - jęknąłem słabo. Na całe
szczęście mnie nie zauważył.
- Co?
- Mój szef – kiwnąłem głową w stronę bruneta
o zielonych oczach, prostym nosie i ładnie wykrojonych ustach.
- Nie taki zły – stwierdził szatyn, kiedy
już mu się przyjrzał.
- Też tak sądzę – kiwnąłem głową i obaj się
roześmialiśmy.
Czas mijał przyjemnie na rozmowie, całowaniu
i tańczeniu. Przyjemnie szumiało mi w głowie i co chwilę uśmiechałem się głupio
do każdego, kogo spotkały moje oczy. Kilku osobom nawet pomachałem, na co
reakcją był śmiech lub popukanie się palcem w czoło. Wtuliłem się mocniej w
Gabriela. On nie był pijany tak samo mocno, jak ja, bo stwierdził, że dziś się
nie upije. W sumie chyba nawet lepiej…
- Idę do toalety – powiedział w pewnym
momencie, podnosząc się z kanapy.
- Wracaj szybko – posłałem mu całusa, na co
on pokręcił głową z rozbawieniem. Kiedy znikł mi z oczu, przysiadł się do mnie
jakiś chłopak. Przyjrzałem mu się. Na oko jakieś dwadzieścia lat, blondyn o
granatowych oczach. Przystojny, bardzo.
- Cześć – uśmiechnął się do mnie.
- Cześć – odwzajemniłem owy uśmiech. Chłopak
przysunął się nieco bliżej. No dobra, bardzo blisko. Nasze uda się stykały.
- Igor – wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Michał – ścisnąłem jego dłoń i chciałem
puścić, ale on mi nie pozwolił.
- Sam tu jesteś? – zapytał, patrząc mi w
oczy. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Było w nim coś… magnetycznego.
- N-nie… Z chłopakiem – odpowiedziałem. – A
ty? – przełknąłem ślinę.
- Sam. Ale, och, jaka szkoda, że ty nie
jesteś sam… Moglibyśmy się zabawić – mrugnął do mnie, a ja się zarumieniłem.
- Tak… Pewnie masz rację – co ja, do
cholery, gadam?! Przecież mam Gabriela. Jego spojrzenie przesunęło się na moje
wargi, a nasze twarze dzieliła coraz mniejsza odległość.
- Ładny jesteś, wiesz? – polizał moją dolną
wargę, a ja wstrzymałem oddech, zaciskając nerwowo palce na materiale swoich
spodni. Druga dłoń wciąż tkwiła w uścisku dłoni blondyna. Puścił ją dopiero
wtedy, kiedy przywarł do moich warg swoimi. Rękoma objął mnie za kark.
Otworzyłem szerzej oczy. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale… Ale
Gabriel nie widzi, prawda? Rozchyliłem wargi, a on wsunął swój język do środka,
zaczynając błądzić nim po wnętrzu moich ust. Odetchnąłem cicho i oddałem
pocałunek, przesuwając dłońmi po bokach chłopaka. Poczułem, jak jego dłonie
dostają się pod moją bluzkę, przesuwając się po brzuchu, a potem wyżej,
wreszcie zahaczając o sutki. Jęknąłem cicho, a Igor oderwał się od moich ust.
- W drugiej części są darkroomy… Mogę zrobić
ci dobrze – uśmiechnął się drapieżnie, ściskając dłonią moje krocze. Byłem już
twardy. Dyskretnie zerknąłem w dół. Wypukłość w jego spodniach świadczyła tylko
o tym, że był nie mniej podniecony ode mnie. Skinąłem tylko głową, a on wstał i
skierował się w głąb sali. Wstałem za nim i wtedy… i wtedy zobaczyłem Gabriela.
Podniecenie natychmiast opadło, a ja chyba chciałem coś powiedzieć, ale szatyn
już kierował się do wyjścia. Ból w jego oczach był straszny… Nie żegnając się
nawet, ruszyłem za Gabrielem. Gdy wyszedłem z klubu, nigdzie go nie było.
Chciałem zadzwonić, iść do niego… cokolwiek. Jednak postanowiłem zaczekać do
jutra. Może… może w nocy to przemyśli? Powlokłem się powoli do domu. Boże, jaki
ja głupi jestem…
Nie wiem, jakim cudem udało mi się w
nocy zasnąć. Rano obudziłem się z potwornym bólem głowy. Kiedy zdarzenia z
minionego wieczoru stanęły mi przed oczami, głowa rozbolała mnie jeszcze
bardziej. Podniosłem się z cichym jękiem z łóżka i od razu poszedłem do
łazienki. Po wyjściu z niej, już trochę bardziej przytomny, ubrałem się i
rozważyłem zjedzenie śniadania, ale mój żołądek na sam ten pomysł się zbuntował
i zrobiło mi się niedobrze, więc zrezygnowałem. Postanowiłem, że pójdę do
Gabriela. Ciekawe, czy mi w ogóle otworzy… Nie miałem też pewności, że wrócił
na noc do domu. Stanąwszy przed drzwiami jego mieszkania, wziąłem głęboki
oddech i nacisnąłem dzwonek do drzwi. Już po chwili drzwi zaczęły się otwierać,
a ja nabrałem powietrza do płuc, aby za chwilę wypuścić je z głośnym świstem.
Gabriel… wyglądał koszmarnie. Oczy miał zapuchnięte od płaczu… Serce boleśnie
zabiło mi w piersi.
- Gabriel, ja… - ale nim zdążyłem powiedzieć
cokolwiek więcej, poczułem silny cios na policzku. Odrzuciło mnie trochę do
tyłu. Usłyszałem trzask. Drzwi ponownie były zamknięte, a ja syknąłem z bólu.
Dobra, należało mi się… Ponownie zadzwoniłem do drzwi, nie dając za wygraną.
- Idź sobie! – usłyszałem po drugiej
stronie.
- Nie chcę… Gabriel, ja wiem, że jestem
skończonym idiotą…
- Jesteś.
- Ale porozmawiajmy chociaż! Proszę!
Po chwili ponownie otworzył drzwi, a
potem bez słowa skierował się w głąb mieszkania. Wszedłem do środka, zamknąłem
za sobą, ściągnąłem buty i poszedłem za nim. Siedział na kanapie.
- Mogę usiąść…? – zapytałem niepewnie.
Skinął głową, więc zająłem miejsce obok niego. – Gabriel, ja… przepraszam. To
brzmi banalnie, ale… Nawet nie wiem, co mogę ci powiedzieć. To, że żałuję,
wiesz…
- No właśnie nie wiem – przerwał mi.
- Ale… ale żałuję. Kocham cię i nie mam
pojęcia, dlaczego… Nie chciałem tego. To on mnie pocałował, a ja byłem pijany
i…
- Ta, wy wszyscy zawsze albo jesteście
pijani albo to nie wasza wina.
- Słucham? – nie za bardzo wiedziałem,
dlaczego mówi w liczbie mnogiej.
- Powiem ci to po to, aby jeszcze dobitniej
uświadomić cię, jak bardzo jestem zraniony przez to, co wczoraj zrobiłeś.
Wiesz, dlaczego się tutaj przeprowadziłem? Bo w Warszawie miałem dosyć łamania
mi serca. Byłem w kilku związkach, ale każdy z nich kończył się tak, że oni ode
mnie odchodzili. Bo się im znudziłem, bo znalazł się ktoś lepszy ode mnie.
Heterycy byli ciekawi, jak to jest być z facetem, ale chodziło im wyłącznie o
seks. Po wszystkim odchodzili. Jeden nawet zostawił mi pieniądze – skrzywił
się. – Teraz już wiesz, dlaczego tak mnie to boli? W żadnym z nich nie byłem
zakochany. Jasne, czułem coś więcej, jednak po tym, jak już się kilka razy
sparzyłem, w następne związki nie chciałem angażować się bardziej. Ale ciebie
pokochałem. Naprawdę pokochałem i miałem nadzieję, że chociaż ty jesteś inny.
Ale myliłem się i bardzo mi z tego powodu przykro.
Przez chwilę nie wiedziałem, co
powiedzieć. To, co przed chwilą usłyszałem, było… straszne. Chętnie bym
opieprzył tych wszystkich idiotów, którzy skrzywdzili Gabriela, ale… ale ja mu
zrobiłem dokładnie to samo, co oni wszyscy. Poczułem, jak oczy szklą mi się
niebezpiecznie.
- Gabriel, ja… przepraszam. Tak cholernie
mocno cię przepraszam… Nie wiedziałem – pociągnąłem nosem, czując łzy na
policzkach. – Chcę, żebyś wiedział, że ja naprawdę cię kocham. I jeśli tylko
jesteś w stanie mi wybaczyć, to obiecuję, że sytuacja z wczoraj nigdy więcej
się nie powtórzy. Tylko mi wybacz… Proszę… - spojrzałem na niego błagalnie.
Patrzył na mnie zaskoczony. Ale czym zaskoczony? Tym, że płakałem? Po chwili
odwrócił wzrok.
- Spróbuję, ale daj mi czas.
- Ile? – zapytałem z nadzieją, czując
chociaż odrobinę ulgi i szczęścia. Nie zostawił mnie…
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – I nie
spotykajmy się przez jakiś czas. Nie dzwoń, nie pisz. Potrzebuję czasu, aby to
przemyśleć, ale bez ciebie.
- Jasne, rozumiem – zapewniłem go, ocierając
łzy z policzków.
- A teraz wyjdź. Chcę zostać sam.
I zabrzmiało to tak sucho i obco, że
mimo tej odrobiny ulgi znowu poczułem bolesne ukłucie w sercu.
~Alex~
Od dwóch tygodni mieszkam razem z
Konradem. I jest cudownie. Dzielimy się obowiązkami. Całe dnie spędzamy razem,
a noce… Oczywiście, nie kochamy się co wieczór, bo czasami robimy to w dzień.
- Konrad, herbata na wodę się gotuje –
upomniałem go ze śmiechem, czując jego dłonie pod moją koszulką. Oderwał się
ode mnie na chwilę i podszedł do czajnika, aby go wyłączyć.
- To teraz mamy czas dla siebie – uśmiechnął
się, patrząc na mnie, a mi zrobiło się gorąco. Szybko się przy mnie znalazł i
od razu ściągnął ze mnie koszulkę. Wpił się ustami w moją szyję, zaczynając
ssać i podgryzać skórę.
- Kochanie, tyłek mnie jeszcze boli… - o
tak, w nocy urządziliśmy sobie istny maraton seksualny.
- Mm… - oderwał się od mojej szyi. – No
dobrze – westchnął, uśmiechając się. Ubrałem koszulkę i ponownie wstawiłem wodę
na herbatę.
- Potem idziemy na zakupy, bo wszystko
powoli nam się kończy – zarządziłem, zaglądając do lodówki.
Wyszliśmy z domu i poszliśmy dalej,
trzymając się za ręce. Krzywe spojrzenia ludzi lub niewybredne komentarze już
dawno przestały nas jakkolwiek ruszać. Oczywiście, nie wszyscy tacy byli, ale i
tak… trochę tolerancji.
- Zrobiłeś listę? Bo znowu zapomnimy połowy
i będziemy musieli się wracać – mruknął Konrad, rzucając chłodne spojrzenie
krzywo patrzącej na nas staruszce, którą mijaliśmy.
- Mm, tak. Mam kartkę w kieszeni –
uśmiechnąłem się. – Nie zwracaj na nią uwagi – pocałowałem go w policzek.
- Kochanie, ale nie sądzisz, że mogliby
chociaż jakoś ukrywać swoją niechęć? Równie dobrze ja mógłbym warczeć na każdą
mijaną parę hetero.
- Co przecież robisz – zauważyłem ze
śmiechem.
- Tylko wtedy, jak laska klei się do faceta,
jak kotka w rui! – rzucił obronnie. – Na takie coś nawet inni heterycy nie mogą
patrzeć, a co dopiero geje. Trochę zrozumienia, Słoneczko – przyciągnął mnie
bliżej siebie, obejmując ręką w pasie.
- A dzisiaj jakieś święto? Bo tak ładnie się
do mnie zwracasz… - nie mogłem się powstrzymać, żeby go trochę nie podrażnić.
Uwielbiałem, jak się złościł. Był wtedy naprawdę… uroczy.
- W łóżku mówię do ciebie równie ładnie. Za
to nie powiem, jak ty mówisz do mnie – spojrzał na mnie wyzywająco, a ja się
zarumieniłem. O Boże…
- Nie przypominaj mi.
- Czekaj, jak to było… Ah, już mam: „Jak
mnie zaraz nie przerżniesz, to się wyprowadzę!”. I wiesz, to chyba
najłagodniejsze, co do mnie ostatnio powiedziałeś – roześmiał się, widząc, że już
cały czerwony na twarzy jestem.
- Ty mnie nazywasz swoją prywatną dziwką –
uśmiechnąłem się kpiąco, patrząc mu prosto w oczy.
- Sam się kazałeś tak w łóżku nazywać, bo to
cię przecież podnieca – przypomniał mi. Cholera, czy on zawsze musi mieć rację?
- Dobra, koniec! – zarządziłem. – Bo zaraz
spalę się ze wstydu – na te słowa Konrad tylko roześmiał się jeszcze bardziej.
Nawet nie zauważyliśmy, kiedy weszliśmy na pasy.
- Kocham cię – pocałował mnie w policzek, a
ja uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
- Ja ciebie też kocham – ja go pocałowałem
krótko w usta. Mogłem sobie na to pozwolić, bo właśnie przeszliśmy na drugą
stronę.
- Dobra, pokazuj, ile mamy do kupienia, bo
nie wiem, czy nam kasy starczy – zarządził, a ja sięgnąłem dłonią do kieszenie
spodni, ale nic tam nie było.
- Hm… Chyba ją zgubiłem. Musiała mi się
wysunąć – westchnąłem w końcu po przeszukaniu pozostałych kieszeni. Szatyn się
rozejrzał.
- Tam chyba leży – wskazał na coś białego
leżącego na drugiej stronie ulicy. – Pójdę, zaczekaj tu – ponownie cmoknął mnie
w policzek, a ja ponownie uśmiechnąłem się szeroko. Patrzyłem, jak Konrad
przechodzi przez ulicę i schyla się po białą karteczkę. Zaczął iść w moją
stronę, czytając to, co jest na niej zapisane. Uśmiechnąłem się do siebie,
patrząc na niego. Mam wielkie szczęście, będąc z nim. Moje zaufanie już w pełni
odzyskał. Teraz nie pozostało nam już nic innego, jak cieszyć się sobą nawzajem
każdego dnia. To, co stało się po chwili, widziałem, jak w zwolnionym tempie. W
Konrada uderzył samochód, a on przeleciał po jego dachu, jak szmaciana lalka.
Poczułem bolesne ukłucie w piersi. W oczach pojawiły mi się łzy. Chyba coś
krzyknąłem, a potem podbiegłem do niego, klękając przy nim.
- Kochanie… - spojrzałem na niego. Boże, ile
krwi… To się nie dzieje naprawdę? To tylko mój sen, prawda? Jednak rozpacz,
która powoli we mnie rosła, upewniała mnie w tym, że to rzeczywistość.
- A…Alex – z trudem wycharczał moje imię.
Wziąłem go w ramiona, patrząc mu w oczy. – Nie… Nie płacz, Słoneczko… -
pogładził mnie lekko po policzku, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej.
- Konrad, trzymaj się…
- Zaraz tu będzie pogotowie – usłyszałem
gdzieś z boku, jednak nawet nie spojrzałem w tamtą stronę.
- Alex, kocham cię… pamiętaj o tym – ścisnął
lekko moją dłoń.
- Ja ciebie też kocham… tylko mnie nie
zostawiaj, błagam – szepnąłem roztrzęsionym głosem. Patrzyłem, jak blask w jego
oczach powoli gaśnie, a on zamyka oczy. Jego ciało nagle stało się bezwładne. –
Konrad… Kochanie! – krzyknąłem, tuląc go do siebie. Przecież… przecież on nie
mógł umrzeć. Nie teraz i nie tutaj! – Kochanie… kocham cię – przytuliłem go
jeszcze mocniej.
_______________________________________________
no dobra, to jest nowy rozdział.. przyczynę śmierci Konrada zostawiłam sobie na kolejny rozdział, bo chciałam, aby ten zakończył się jego śmiercią.
pragnę również powitać nowe czytelniczki! i dziękuję wszystkim za komentarze, naprawdę zachęcają do pisania! :*
"Ale Gabriel nie widzi, prawda?" Ja ci dam, że nie widzi! Jak już nie widzi to może robić co chce? Och Michaś, wszystko zepsułeś. Ale wiadomo ciekawość, ktoś inny do tego alkohol mógł mu pomieszać w głowie. Biedny Gabi, ma za sobą paskudne doświadczenia, które go bolały mimo tego, że nie kochał tamtych facetów. A tu kochał i co? Łatwo nie przełknie tego co widział, a i pewnie słyszał. Tylko czas może im pomóc.
OdpowiedzUsuńA u Alexa... i co mam Ci powiedzieć, że nie płaczę? Płaczę. :( Jak mogłaś go zabić? No, jak? Ja wiem, że masz tam swój plan, ale chłopcy mieli tak mało czasu dla siebie. Alex strasznie przeżyje śmierć ukochanego. Nie wyobrażam sobie jego cierpienia. Miał tak wiele i jedna chwila... Gdyby nie zgubił tej głupiej kartki, a Konrad patrzył na ulicę zamiast ją czytać, mogło być inaczej. Ale to zawsze tak się mówi. Gdyby to, gdyby tamto. Tak miało po prostu być. :(
Weny. :D
Ale, że co? No jak tak można??? Ale dlaczego?
OdpowiedzUsuń/Chwilowo na nic bardziej sensownego mnie nie stać/ Ja nie chcę! Czemu zaraz "śmiercią"? Przecież jeszcze mogą go uratować...
Proszę kolejną część migiem bo tak nie można zostawiać czytelnika!
Nyu
Jak można? Co teraz z moją ukochaną parą Alexa i Konrada? D: Uee~
OdpowiedzUsuńOn jeszcze może żyć ;-; W każdym razie weny życzę :*
Nieeee. Jak mogłaś to zrobić? Mój Konrad. :((
OdpowiedzUsuńNie będę płakać.... Nie będę... Nie...
OdpowiedzUsuńMa ktoś chusteczki?
Michał idioto, zęby ci wybić powinnam.
Alex, moje ty maleństwo :* *tuli*
Nie wiem co napisać.
Kiedy kolejny rozdział?
płaczę! :( Nawet na chwilkę nie może być spokojnie :( :_( Ujjjjj weny i nie pozwól mu umrzeć! :( bo cię znajdę ;P
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtak właśnie podejrzewałam, że coś się spieprzy u Michała i Gabriela... ale znów będą razem? a jak była scena z tą listą zakuów to moja myśl, że zostanie potrącony... ale przeżyje, prawda?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, właśnie podejrzewałam, że coś się zaraz spieprzy u Michała i Gabriela... ale będą razem? i jeszcze ta scena z tą listą zakupów, a moja myśl... zostanie potrącony... przeżyje, prawda?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga