czwartek, 28 czerwca 2012

"Nie zostawiaj mnie, błagam..."


~Michał~

         Do klubu doszliśmy dokładnie o dwudziestej pierwszej. Dzisiaj wstęp był wolny, ponieważ było to otwarcie. Zdziwiło mnie, że Chodzież szarpnęła się na klub dla mniejszości seksualnych, ale cóż… widocznie cuda się zdarzają. Bo szczerze, nigdy nie słyszałem, żeby w małych miastach budowali takie miejsca.
   - To będzie świetny wieczór – uśmiechnąłem się od ucha do ucha zaraz po tym, jak weszliśmy do środka.
   - Na pewno, Kochanie – Gabriel odwzajemnił uśmiech. Od razu skierowaliśmy się do baru i zamówiliśmy sobie po drinku.
   - Ciekawe, kiedy wszystko się rozkręci – mruknąłem, kiedy już siedzieliśmy przy jednym ze stolików. Wnętrze było dosyć przytulne. Czerwone ściany z jakimiś czarnymi zawijasami, bar, przy nim wysokie krzesła. Parkiet był wyłożony ciemnymi panelami, resztę podłogi pokrywały czarne kafelki. Stoliki były prostokątne, a zamiast krzeseł stały przy nich czarne, skórzane kanapy. Kiedy już przyjrzałem się wnętrzu, zacząłem ogarniać wzrokiem gości. Było kilku nawet przystojnych facetów. O, ten jest nawet, nawet… zaraz… TO MÓJ SZEF?!
   - O Boże… - jęknąłem słabo. Na całe szczęście mnie nie zauważył.
   - Co?
   - Mój szef – kiwnąłem głową w stronę bruneta o zielonych oczach, prostym nosie i ładnie wykrojonych ustach.
   - Nie taki zły – stwierdził szatyn, kiedy już mu się przyjrzał.
   - Też tak sądzę – kiwnąłem głową i obaj się roześmialiśmy.


         Czas mijał przyjemnie na rozmowie, całowaniu i tańczeniu. Przyjemnie szumiało mi w głowie i co chwilę uśmiechałem się głupio do każdego, kogo spotkały moje oczy. Kilku osobom nawet pomachałem, na co reakcją był śmiech lub popukanie się palcem w czoło. Wtuliłem się mocniej w Gabriela. On nie był pijany tak samo mocno, jak ja, bo stwierdził, że dziś się nie upije. W sumie chyba nawet lepiej…
   - Idę do toalety – powiedział w pewnym momencie, podnosząc się z kanapy.
   - Wracaj szybko – posłałem mu całusa, na co on pokręcił głową z rozbawieniem. Kiedy znikł mi z oczu, przysiadł się do mnie jakiś chłopak. Przyjrzałem mu się. Na oko jakieś dwadzieścia lat, blondyn o granatowych oczach. Przystojny, bardzo.
   - Cześć – uśmiechnął się do mnie.
   - Cześć – odwzajemniłem owy uśmiech. Chłopak przysunął się nieco bliżej. No dobra, bardzo blisko. Nasze uda się stykały.
   - Igor – wyciągnął rękę w moim kierunku.
   - Michał – ścisnąłem jego dłoń i chciałem puścić, ale on mi nie pozwolił.
   - Sam tu jesteś? – zapytał, patrząc mi w oczy. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Było w nim coś… magnetycznego.
   - N-nie… Z chłopakiem – odpowiedziałem. – A ty? – przełknąłem ślinę.
   - Sam. Ale, och, jaka szkoda, że ty nie jesteś sam… Moglibyśmy się zabawić – mrugnął do mnie, a ja się zarumieniłem.
   - Tak… Pewnie masz rację – co ja, do cholery, gadam?! Przecież mam Gabriela. Jego spojrzenie przesunęło się na moje wargi, a nasze twarze dzieliła coraz mniejsza odległość.
   - Ładny jesteś, wiesz? – polizał moją dolną wargę, a ja wstrzymałem oddech, zaciskając nerwowo palce na materiale swoich spodni. Druga dłoń wciąż tkwiła w uścisku dłoni blondyna. Puścił ją dopiero wtedy, kiedy przywarł do moich warg swoimi. Rękoma objął mnie za kark. Otworzyłem szerzej oczy. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale… Ale Gabriel nie widzi, prawda? Rozchyliłem wargi, a on wsunął swój język do środka, zaczynając błądzić nim po wnętrzu moich ust. Odetchnąłem cicho i oddałem pocałunek, przesuwając dłońmi po bokach chłopaka. Poczułem, jak jego dłonie dostają się pod moją bluzkę, przesuwając się po brzuchu, a potem wyżej, wreszcie zahaczając o sutki. Jęknąłem cicho, a Igor oderwał się od moich ust.
   - W drugiej części są darkroomy… Mogę zrobić ci dobrze – uśmiechnął się drapieżnie, ściskając dłonią moje krocze. Byłem już twardy. Dyskretnie zerknąłem w dół. Wypukłość w jego spodniach świadczyła tylko o tym, że był nie mniej podniecony ode mnie. Skinąłem tylko głową, a on wstał i skierował się w głąb sali. Wstałem za nim i wtedy… i wtedy zobaczyłem Gabriela. Podniecenie natychmiast opadło, a ja chyba chciałem coś powiedzieć, ale szatyn już kierował się do wyjścia. Ból w jego oczach był straszny… Nie żegnając się nawet, ruszyłem za Gabrielem. Gdy wyszedłem z klubu, nigdzie go nie było. Chciałem zadzwonić, iść do niego… cokolwiek. Jednak postanowiłem zaczekać do jutra. Może… może w nocy to przemyśli? Powlokłem się powoli do domu. Boże, jaki ja głupi jestem…


         Nie wiem, jakim cudem udało mi się w nocy zasnąć. Rano obudziłem się z potwornym bólem głowy. Kiedy zdarzenia z minionego wieczoru stanęły mi przed oczami, głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Podniosłem się z cichym jękiem z łóżka i od razu poszedłem do łazienki. Po wyjściu z niej, już trochę bardziej przytomny, ubrałem się i rozważyłem zjedzenie śniadania, ale mój żołądek na sam ten pomysł się zbuntował i zrobiło mi się niedobrze, więc zrezygnowałem. Postanowiłem, że pójdę do Gabriela. Ciekawe, czy mi w ogóle otworzy… Nie miałem też pewności, że wrócił na noc do domu. Stanąwszy przed drzwiami jego mieszkania, wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem dzwonek do drzwi. Już po chwili drzwi zaczęły się otwierać, a ja nabrałem powietrza do płuc, aby za chwilę wypuścić je z głośnym świstem. Gabriel… wyglądał koszmarnie. Oczy miał zapuchnięte od płaczu… Serce boleśnie zabiło mi w piersi.
   - Gabriel, ja… - ale nim zdążyłem powiedzieć cokolwiek więcej, poczułem silny cios na policzku. Odrzuciło mnie trochę do tyłu. Usłyszałem trzask. Drzwi ponownie były zamknięte, a ja syknąłem z bólu. Dobra, należało mi się… Ponownie zadzwoniłem do drzwi, nie dając za wygraną.
   - Idź sobie! – usłyszałem po drugiej stronie.
   - Nie chcę… Gabriel, ja wiem, że jestem skończonym idiotą…
   - Jesteś.
   - Ale porozmawiajmy chociaż! Proszę!
         Po chwili ponownie otworzył drzwi, a potem bez słowa skierował się w głąb mieszkania. Wszedłem do środka, zamknąłem za sobą, ściągnąłem buty i poszedłem za nim. Siedział na kanapie.
   - Mogę usiąść…? – zapytałem niepewnie. Skinął głową, więc zająłem miejsce obok niego. – Gabriel, ja… przepraszam. To brzmi banalnie, ale… Nawet nie wiem, co mogę ci powiedzieć. To, że żałuję, wiesz…
   - No właśnie nie wiem – przerwał mi.
   - Ale… ale żałuję. Kocham cię i nie mam pojęcia, dlaczego… Nie chciałem tego. To on mnie pocałował, a ja byłem pijany i…
   - Ta, wy wszyscy zawsze albo jesteście pijani albo to nie wasza wina.
   - Słucham? – nie za bardzo wiedziałem, dlaczego mówi w liczbie mnogiej.
   - Powiem ci to po to, aby jeszcze dobitniej uświadomić cię, jak bardzo jestem zraniony przez to, co wczoraj zrobiłeś. Wiesz, dlaczego się tutaj przeprowadziłem? Bo w Warszawie miałem dosyć łamania mi serca. Byłem w kilku związkach, ale każdy z nich kończył się tak, że oni ode mnie odchodzili. Bo się im znudziłem, bo znalazł się ktoś lepszy ode mnie. Heterycy byli ciekawi, jak to jest być z facetem, ale chodziło im wyłącznie o seks. Po wszystkim odchodzili. Jeden nawet zostawił mi pieniądze – skrzywił się. – Teraz już wiesz, dlaczego tak mnie to boli? W żadnym z nich nie byłem zakochany. Jasne, czułem coś więcej, jednak po tym, jak już się kilka razy sparzyłem, w następne związki nie chciałem angażować się bardziej. Ale ciebie pokochałem. Naprawdę pokochałem i miałem nadzieję, że chociaż ty jesteś inny. Ale myliłem się i bardzo mi z tego powodu przykro.
         Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. To, co przed chwilą usłyszałem, było… straszne. Chętnie bym opieprzył tych wszystkich idiotów, którzy skrzywdzili Gabriela, ale… ale ja mu zrobiłem dokładnie to samo, co oni wszyscy. Poczułem, jak oczy szklą mi się niebezpiecznie.
   - Gabriel, ja… przepraszam. Tak cholernie mocno cię przepraszam… Nie wiedziałem – pociągnąłem nosem, czując łzy na policzkach. – Chcę, żebyś wiedział, że ja naprawdę cię kocham. I jeśli tylko jesteś w stanie mi wybaczyć, to obiecuję, że sytuacja z wczoraj nigdy więcej się nie powtórzy. Tylko mi wybacz… Proszę… - spojrzałem na niego błagalnie. Patrzył na mnie zaskoczony. Ale czym zaskoczony? Tym, że płakałem? Po chwili odwrócił wzrok.
   - Spróbuję, ale daj mi czas.
   - Ile? – zapytałem z nadzieją, czując chociaż odrobinę ulgi i szczęścia. Nie zostawił mnie…
   - Nie wiem – wzruszył ramionami. – I nie spotykajmy się przez jakiś czas. Nie dzwoń, nie pisz. Potrzebuję czasu, aby to przemyśleć, ale bez ciebie.
   - Jasne, rozumiem – zapewniłem go, ocierając łzy z policzków.
   - A teraz wyjdź. Chcę zostać sam.
         I zabrzmiało to tak sucho i obco, że mimo tej odrobiny ulgi znowu poczułem bolesne ukłucie w sercu.


~Alex~

         Od dwóch tygodni mieszkam razem z Konradem. I jest cudownie. Dzielimy się obowiązkami. Całe dnie spędzamy razem, a noce… Oczywiście, nie kochamy się co wieczór, bo czasami robimy to w dzień.
   - Konrad, herbata na wodę się gotuje – upomniałem go ze śmiechem, czując jego dłonie pod moją koszulką. Oderwał się ode mnie na chwilę i podszedł do czajnika, aby go wyłączyć.
   - To teraz mamy czas dla siebie – uśmiechnął się, patrząc na mnie, a mi zrobiło się gorąco. Szybko się przy mnie znalazł i od razu ściągnął ze mnie koszulkę. Wpił się ustami w moją szyję, zaczynając ssać i podgryzać skórę.
   - Kochanie, tyłek mnie jeszcze boli… - o tak, w nocy urządziliśmy sobie istny maraton seksualny.
   - Mm… - oderwał się od mojej szyi. – No dobrze – westchnął, uśmiechając się. Ubrałem koszulkę i ponownie wstawiłem wodę na herbatę.
   - Potem idziemy na zakupy, bo wszystko powoli nam się kończy – zarządziłem, zaglądając do lodówki.


         Wyszliśmy z domu i poszliśmy dalej, trzymając się za ręce. Krzywe spojrzenia ludzi lub niewybredne komentarze już dawno przestały nas jakkolwiek ruszać. Oczywiście, nie wszyscy tacy byli, ale i tak… trochę tolerancji.
   - Zrobiłeś listę? Bo znowu zapomnimy połowy i będziemy musieli się wracać – mruknął Konrad, rzucając chłodne spojrzenie krzywo patrzącej na nas staruszce, którą mijaliśmy.
   - Mm, tak. Mam kartkę w kieszeni – uśmiechnąłem się. – Nie zwracaj na nią uwagi – pocałowałem go w policzek.
   - Kochanie, ale nie sądzisz, że mogliby chociaż jakoś ukrywać swoją niechęć? Równie dobrze ja mógłbym warczeć na każdą mijaną parę hetero.
   - Co przecież robisz – zauważyłem ze śmiechem.
   - Tylko wtedy, jak laska klei się do faceta, jak kotka w rui! – rzucił obronnie. – Na takie coś nawet inni heterycy nie mogą patrzeć, a co dopiero geje. Trochę zrozumienia, Słoneczko – przyciągnął mnie bliżej siebie, obejmując ręką w pasie.
   - A dzisiaj jakieś święto? Bo tak ładnie się do mnie zwracasz… - nie mogłem się powstrzymać, żeby go trochę nie podrażnić. Uwielbiałem, jak się złościł. Był wtedy naprawdę… uroczy.
   - W łóżku mówię do ciebie równie ładnie. Za to nie powiem, jak ty mówisz do mnie – spojrzał na mnie wyzywająco, a ja się zarumieniłem. O Boże…
   - Nie przypominaj mi.
   - Czekaj, jak to było… Ah, już mam: „Jak mnie zaraz nie przerżniesz, to się wyprowadzę!”. I wiesz, to chyba najłagodniejsze, co do mnie ostatnio powiedziałeś – roześmiał się, widząc, że już cały czerwony na twarzy jestem.
   - Ty mnie nazywasz swoją prywatną dziwką – uśmiechnąłem się kpiąco, patrząc mu prosto w oczy.
   - Sam się kazałeś tak w łóżku nazywać, bo to cię przecież podnieca – przypomniał mi. Cholera, czy on zawsze musi mieć rację?
   - Dobra, koniec! – zarządziłem. – Bo zaraz spalę się ze wstydu – na te słowa Konrad tylko roześmiał się jeszcze bardziej. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy weszliśmy na pasy.
   - Kocham cię – pocałował mnie w policzek, a ja uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
   - Ja ciebie też kocham – ja go pocałowałem krótko w usta. Mogłem sobie na to pozwolić, bo właśnie przeszliśmy na drugą stronę.
   - Dobra, pokazuj, ile mamy do kupienia, bo nie wiem, czy nam kasy starczy – zarządził, a ja sięgnąłem dłonią do kieszenie spodni, ale nic tam nie było.
   - Hm… Chyba ją zgubiłem. Musiała mi się wysunąć – westchnąłem w końcu po przeszukaniu pozostałych kieszeni. Szatyn się rozejrzał.
   - Tam chyba leży – wskazał na coś białego leżącego na drugiej stronie ulicy. – Pójdę, zaczekaj tu – ponownie cmoknął mnie w policzek, a ja ponownie uśmiechnąłem się szeroko. Patrzyłem, jak Konrad przechodzi przez ulicę i schyla się po białą karteczkę. Zaczął iść w moją stronę, czytając to, co jest na niej zapisane. Uśmiechnąłem się do siebie, patrząc na niego. Mam wielkie szczęście, będąc z nim. Moje zaufanie już w pełni odzyskał. Teraz nie pozostało nam już nic innego, jak cieszyć się sobą nawzajem każdego dnia. To, co stało się po chwili, widziałem, jak w zwolnionym tempie. W Konrada uderzył samochód, a on przeleciał po jego dachu, jak szmaciana lalka. Poczułem bolesne ukłucie w piersi. W oczach pojawiły mi się łzy. Chyba coś krzyknąłem, a potem podbiegłem do niego, klękając przy nim.
   - Kochanie… - spojrzałem na niego. Boże, ile krwi… To się nie dzieje naprawdę? To tylko mój sen, prawda? Jednak rozpacz, która powoli we mnie rosła, upewniała mnie w tym, że to rzeczywistość.
   - A…Alex – z trudem wycharczał moje imię. Wziąłem go w ramiona, patrząc mu w oczy. – Nie… Nie płacz, Słoneczko… - pogładził mnie lekko po policzku, a ja rozpłakałem się jeszcze bardziej.
   - Konrad, trzymaj się…
   - Zaraz tu będzie pogotowie – usłyszałem gdzieś z boku, jednak nawet nie spojrzałem w tamtą stronę.
   - Alex, kocham cię… pamiętaj o tym – ścisnął lekko moją dłoń.
   - Ja ciebie też kocham… tylko mnie nie zostawiaj, błagam – szepnąłem roztrzęsionym głosem. Patrzyłem, jak blask w jego oczach powoli gaśnie, a on zamyka oczy. Jego ciało nagle stało się bezwładne. – Konrad… Kochanie! – krzyknąłem, tuląc go do siebie. Przecież… przecież on nie mógł umrzeć. Nie teraz i nie tutaj! – Kochanie… kocham cię – przytuliłem go jeszcze mocniej.
_______________________________________________
no dobra, to jest nowy rozdział.. przyczynę śmierci Konrada zostawiłam sobie na kolejny rozdział, bo chciałam, aby ten zakończył się jego śmiercią.
pragnę również powitać nowe czytelniczki! i dziękuję wszystkim za komentarze, naprawdę zachęcają do pisania! :*

8 komentarzy:

  1. "Ale Gabriel nie widzi, prawda?" Ja ci dam, że nie widzi! Jak już nie widzi to może robić co chce? Och Michaś, wszystko zepsułeś. Ale wiadomo ciekawość, ktoś inny do tego alkohol mógł mu pomieszać w głowie. Biedny Gabi, ma za sobą paskudne doświadczenia, które go bolały mimo tego, że nie kochał tamtych facetów. A tu kochał i co? Łatwo nie przełknie tego co widział, a i pewnie słyszał. Tylko czas może im pomóc.

    A u Alexa... i co mam Ci powiedzieć, że nie płaczę? Płaczę. :( Jak mogłaś go zabić? No, jak? Ja wiem, że masz tam swój plan, ale chłopcy mieli tak mało czasu dla siebie. Alex strasznie przeżyje śmierć ukochanego. Nie wyobrażam sobie jego cierpienia. Miał tak wiele i jedna chwila... Gdyby nie zgubił tej głupiej kartki, a Konrad patrzył na ulicę zamiast ją czytać, mogło być inaczej. Ale to zawsze tak się mówi. Gdyby to, gdyby tamto. Tak miało po prostu być. :(
    Weny. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale, że co? No jak tak można??? Ale dlaczego?
    /Chwilowo na nic bardziej sensownego mnie nie stać/ Ja nie chcę! Czemu zaraz "śmiercią"? Przecież jeszcze mogą go uratować...
    Proszę kolejną część migiem bo tak nie można zostawiać czytelnika!

    Nyu

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak można? Co teraz z moją ukochaną parą Alexa i Konrada? D: Uee~
    On jeszcze może żyć ;-; W każdym razie weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieeee. Jak mogłaś to zrobić? Mój Konrad. :((

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie będę płakać.... Nie będę... Nie...
    Ma ktoś chusteczki?
    Michał idioto, zęby ci wybić powinnam.
    Alex, moje ty maleństwo :* *tuli*
    Nie wiem co napisać.
    Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. płaczę! :( Nawet na chwilkę nie może być spokojnie :( :_( Ujjjjj weny i nie pozwól mu umrzeć! :( bo cię znajdę ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    tak właśnie podejrzewałam, że coś się spieprzy u Michała i Gabriela... ale znów będą razem? a jak była scena z tą listą zakuów to moja myśl, że zostanie potrącony... ale przeżyje, prawda?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, właśnie podejrzewałam, że coś się zaraz spieprzy u Michała i Gabriela... ale będą razem? i jeszcze ta scena z tą listą zakupów, a moja myśl... zostanie potrącony... przeżyje, prawda?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń