środa, 18 lipca 2012

"Nikolas"


~Alex~

         Samotny wieczór spędzony sam na sam w domu, który tak bardzo przypominał mi Konrada, był okropny. Snułem się z kąta w kąt, zjadłem jakąś kanapkę, wypiłem herbatę. Przeglądałem nasze wspólne zdjęcia, jego zdjęcia z dzieciństwa i płakałem. Było mi zimno, bo akurat tej nocy na zewnątrz była burza, a ja siedziałem w samych bokserkach. I było mi wszystko jedno, naprawdę. Nie dbałem o to, że mogę zachorować, kiedy w pewnym momencie wyszedłem na kilka minut na deszcz, żeby jakoś wyrwać się od ciągle powracających wspomnień. Jak przewidywałem, nic to nie dało. Potem wróciłem do domu, zamknąłem drzwi na klucz i poszedłem do naszej sypialni. Nawet nie dbałem o to, żeby się wytrzeć, po prostu położyłem się do łóżka i zasnąłem z głową pełną wspomnień. I mimo, że to wszystko tak bardzo mnie bolało, wiedziałem, że moje wcześniejsze słowa były prawdą: chciałem mieszkać w tym domu. Mimo bólu, mimo tęsknoty.


         Rano obudziłem się półprzytomny. Zanim się całkowicie rozbudziłem, czułem, jak coś liże mnie po nodze… Zaraz, że co?! Poderwałem się gwałtownie do pozycji siedzącej i ze zdziwieniem zobaczyłem, że wpatruje się we mnie… pies. Z rasy Golden, jeszcze szczeniak. Szczeknął wesoło i przednimi łapkami wszedł mi na kolana, obwąchując mnie. Po chwili wahania zacząłem go głaskać, a przyjął z radością, zaczynają mocniej merdać ogonkiem. Roześmiałem się, kiedy polizał mnie po twarzy. Po chwili usłyszałem gwizdanie z korytarza, a zaraz potem wołanie:
   - Luffy!
         Szczeniak natychmiast wybiegł na korytarz, ślizgając się na łapkach. No cóż, panele… Wstałem i poszedłem do łazienki wziąć prysznic, umyć zęby i się uczesać. No dobra, może gdybym mieszkał sam, nie przeszkadzałby mi mój wygląd, ale skoro ten cały Nikolas już tu jest… Mimo wszystko, nie chcę wyjść przy nim na ofiarę losu. Po ogarnięciu się wróciłem do sypialni i się ubrałem. Potem wyszedłem na korytarz, a w moje nozdrza natychmiast uderzył zapach kawy. Boże, kawa… Sam do tej pory nie wiedziałem, jak jest mi teraz potrzebna. Zajrzałem niepewnie do kuchni. Nikogo w niej nie było, ale na blacie stał kubek z parującym napojem. Nie był naruszony, więc wziąłem go do rąk i upiłem łyk. Posłodzona i z mlekiem. Idealna. Przymknąłem oczy, ogrzewając sobie dłonie. Nawet się nie zorientowałem, kiedy kubek był już pusty. Odstawiłem go do zlewu, a zaraz po tym usłyszałem za plecami:
   - Wypiłeś mi kawę.
         Podskoczyłem gwałtownie, odwracając się. Nikolas stał w drzwiach kuchni, a Luffy siedział przy jego nodze, wpatrując się we mnie ciekawsko.
   - Yy… Sorry, nie chciałem – nie za bardzo wiedziałem, co powiedzieć.
   - Spoko, przecież nic się nie stało – roześmiał się, wchodząc głębiej do kuchni. – Jesteś może głodny? Zrobiłem kanapki, a sam ich nie zjem, bo jest tego za dużo. Co prawda, liczyłem na pomoc Luffiego, ale zorientowałem się, że wyżarł mi chrupki z otwartej paczki, więc głodny nie będzie. To jak?
   - Nie, raczej nie, ale dzięki, że pytasz – uśmiechnąłem się lekko.
   - Ej, ej, ej! Słuchaj, ja wiem, że Konrad… że go już nie ma i mi też jest z tym ciężko. Ale trzeba żyć dalej, tak? Nie możesz się głodzić, bo w końcu zemdlejesz i wylądujesz w szpitalu. A jak będziesz osłabiony, szybko cię stamtąd nie wypuszczą. Chyba wolisz zostać tutaj niż przeleżeć kilka dni w białym pokoju, co? – spojrzał na mnie uważnie. I nie wiedziałem, co to dokładnie za uczucie, ale przez chwilę… Przez jedną maleńką chwilę wydał mi się podobny do Konrada. I miał rację. Wolałem zostać tutaj.
   - Dobra, zjem – powiedziałem po chwili, a on się uśmiechnął. Usiedliśmy przy stole.


         Po śniadaniu wyszedłem z Luffym na spacer. Szybko mnie polubił, ja go też. Całkiem fajny z niego szczeniak, taki radosny i pełen życia. W zasadzie z Konradem też chcieliśmy mieć w przyszłości psa… Pewnie spałby z nami w łóżku i budziłby nas, co rano szczekaniem albo skakaniem po nas. Uśmiechnąłem się do siebie na tę myśl. Byłoby cudownie… ale już nie będzie. Poczułem, jak pies ciągnie mnie za nogawkę.
   - Co? – spojrzałem na niego. Szczeknął, zupełnie tak, jakby mówił: „Chcę trochę uwagi!”. Pochyliłem się i podrapałem go za uchem. – Hej, maluchu, chcesz iść nad jezioro? – zapytałem i poszedłem z nim w stronę plaży. O tej porze nie powinno tam nikogo być, przeważnie ludzie schodzili się dopiero po południu. Już po chwili usiadłem na miękkim i ciepłym piasku, a Luffiego spuściłem ze smyczy, żeby sobie trochę pobiegał. Szczeniak od razu poszedł napić się wody, aby zaraz potem do niej wejść. Uśmiechnąłem się. Michał miał rację… niby minęło dopiero tylko kilka dni, ale obecność Nikolasa i Luffiego sprawiła, że było mi tak jakoś lepiej. Nie myślałem tyle o tym wszystkim. A co do Nikolasa… Prawie wcale go nie znam, tylko tyle, co pogadałem z nim przed i podczas śniadania. Ale chyba nie jest jakimś nadętym idiotą, bo jest całkiem miły. Teraz tak się zastanawiam, czy Konrad mi o nim nie wspominał, ale wszystko jest możliwe. Dosyć dużo mówił o swojej rodzinie. Najlepiej będzie zapytać Nikolasa. Zobaczyłem, jak Luffy wychodzi z wody i otrząsa się z niej. Roześmiałem się, bo po chwili zaczął tarzać się w piasku. No cóż, do domu wróci brudny…


         Na powrót wybrałem dłuższą drogę, aby dłużej pocieszyć się Słońcem. Akurat mijaliśmy cmentarz, ale wiedziałem, że tam nie pójdę. Jeszcze nie teraz, nie dzisiaj… To dla mnie za szybko. Przyspieszyłem. Zwolniłem dopiero wtedy, kiedy cmentarz był już kilkanaście metrów za mną.
   - To co, do domu? – uśmiechnąłem się do szczeniaka, na co on szczeknął wesoło. Do domu doszliśmy w miarę szybko. Kiedy weszliśmy do środka, Nikolas wyjrzał z salonu.
   - Gdzieś ty był? – spojrzał na Luffiego, kręcąc głową. Westchnął głośno i spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami, po czym powiedziałem:
   - Byłem z nim na plaży, wszedł do jeziora, a potem wytarzał się w piasku.
   - Trzeba go wykąpać, bo potem cały dom będzie brudny. Za dobrze go znam. Weź go do ogródka, ja przyniosę szampon. Trzeba też wyciągnąć wąż ogrodowy.


         Po kąpieli Luffy poszedł spać, a my zjedliśmy obiad. Kiedy zmywaliśmy naczynia, zadzwonił Michał.
   - No? – odebrałem.
   - Nie „no”, tylko „słucham” – pouczył mnie, na co ja przewróciłem oczami. – I nie przewracaj oczami!
   - No okej, okej. To po co dzwonisz? Jak słyszysz, żyję, nie zabiłem się, nikt mnie nie porwał, od rana jestem na nogach.
   - Cieszę się. Gabriel się do mnie wprowadził. Dzisiaj. I już jest idealnie – czułem po jego głosie, że się uśmiechał.
   - To super – również się uśmiechnąłem.
   - A jak tam z Nikolasem? – zapytał, a ja spojrzałem na wymienionego chłopaka. Akurat wstawiał wodę na herbatę.
   - Mi też możesz zrobić – zwróciłem się do niego, a potem do Miśka: - Dobrze. Jest lepiej, serio. I, Michał… - nagle mi się o czymś przypomniało.
   - No?
   - Ha! Nie mówi się „no”, tylko „słucham” – upomniałem go z satysfakcją.
   - Kurde. Dobra, mów, o co chodzi, bo Gabriel woła na obiad.
   - Gdyby dziadkowie znowu wpadli na wspaniały pomysł, żeby nas odwiedzić, to powiedz, że nie. Nie mam ochoty, a babcia wspominała na koniec swojego ostatniego przyjazdu, że niedługo znowu do nas wpadną. Dobra?
   - Myślisz, że to jest takie łatwe? Mówimy o naszej babci. Powiem, żeby do ciebie zadzwoniła i ty ją będziesz przekonywał, że teraz naprawdę nie mamy czasu.
   - Misiek, bądź dobrym, opiekuńczym, starszym bratem i coś wymyśl. Proszę? – powiedziałem z nadzieją.
   - No dobra – westchnął cicho. – Powiem, że nas porwali kosmici i żądają okupu w postaci nie przyjazdu dziadków do nas.
   - Skąd ci się biorą takie pomysły, co? – pokręciłem głową.
   - Nie zapominaj, że jestem mądry.
   - W to, to ja nigdy nie uwierzę – roześmiałem się.
   - No wiesz? Dobra, kończę. Wpadniemy niedługo z Gabim.
   - Jasne, pa.
   - Pa – rozłączył się, a ja schowałem telefon do kieszeni.
   - Idziesz do salonu? – zapytał Nikolas, a ja kiwnąłem głową i wziąłem kubek ze swoją herbatą. Usiedliśmy na kanapie.
   - Jakie miałeś kontakty z Konradem? – zapytałem po chwili ciszy. Nikolas spojrzał na mnie, po czym napił się herbaty i odpowiedział:
   - Dobre. Często gadaliśmy na gg, przez telefon. Czasami jeździł do mnie na wakacje, czasami ja do niego. No i widzieliśmy się na wszystkich imprezach rodzinnych. Najbardziej potrzebował mnie wtedy, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jest gejem.
   - Dlaczego? – zapytałem niemal od razu.
   - To proste – wzruszył ramionami. – Sam nim jestem, więc miał z kim o tym pogadać. Wiesz, też chyba przechodziłeś przez to, że się strasznie bałeś i byłeś niepewny, co? Najgorzej jest powiedzieć rodzinie. Ale moi rodzice przyjęli to dobrze, bez większego zdziwienia. Powiedzieli, że się domyślali. No, a jeśli wiedzieli oni, to już nie czułem strachu przed tym, że reszta rodziny się ode mnie odwróci. A ty? Jak zareagował twój brat?
   - Powiedział, że przecież świat się nie zawalił czy jakoś tak… Wtedy jeszcze myślałem, że jest hetero. Teraz ma chłopaka, Gabriela. Na początku było mi trochę dziwnie, bo był w końcu moim nauczycielem i wychowawcą, a teraz jest fajnie.
   - Cieszę się – uśmiechnął się do mnie.
   - A ty masz kogoś?
   - Nie. Mój ostatni i jedyny związek trwał cztery lata. Potem z nim zerwałem – skrzywił się nieznacznie.
   - Mogę zapytać, co się stało?
   - Zdradzał mnie. Od dłuższego czasu. Potem, jak już się o tym dowiedziałem, powiedział, że kocha tylko mnie i więcej tego nie zrobi, ale już mu nie ufałem. Osoba, która zdradziła raz, zdradzi i drugi.
   - Przykro mi – westchnąłem cicho. – Pamiętam, jak zerwałem z Konradem i snułem się po domu, a Michał próbował zrobić wszystko, żeby mnie jakoś pocieszyć.
   - A dlaczego z nim zerwałeś? – spojrzał na mnie zdziwiony.
   - Chodziło o ten wyjazd do Krakowa. Wiesz o tym, że miał się przeprowadzić, nie? – spojrzałem na niego. Kiwnął głową, więc kontynuowałem: - Powiedział, że nie jest pewny tego, czy mnie nie zdradzi albo ja tego nie zrobię. Zranił mnie wtedy, pokłóciliśmy się, no i… Potem do mnie przyszedł po paru tygodniach, pogodziliśmy się i na drugi dzień wprowadziłem się do niego. No a dwa tygodnie później… - zamilkłem, a Nikolas poklepał mnie po kolanie.
   - Znajdziesz jeszcze kogoś. Może teraz nie masz na to ochoty i nie chcesz, ale przecież jeszcze będziesz szczęśliwy. Nie możesz w to wątpić – uśmiechnął się do mnie, a ja kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Nie chciałem nic mówić, bo co mu miałem powiedzieć? Że i tak w to wątpię, mimo jego słów? – A jak się poznaliście z Konradem? – zapytał po chwili. Zacząłem mu więc wszystko opowiadać, przywołując w głowie te wszystkie obrazy. Nie przerywał mi, nie pytał o nic, co było mi na rękę. Nie chciałem, żeby mi przerywał, tak było mi łatwiej. Kiedy skończyłem, mój i jego kubek były już puste. Nikolas uśmiechnął się do mnie i odniósł je do kuchni. Po chwili wrócił do salonu, a zaraz za nim wszedł Luffy. Od razu wskoczył na kanapę i usiadł blisko mnie. Zacząłem go głaskać, a Nikolas zajął miejsce obok niego.
   - Skąd go masz? – zapytałem, drapiąc szczeniaka za uchem.
   - Jakiś czas temu znalazłem w lesie młode szczeniaki, to jeden z nich. Były wyziębione i wychudzone, ich matka leżała pod drzewem, była do niego przywiązana łańcuchem. Zawiozłem je do weterynarza. Suka nie przeżyła, miała poważne obrażenia wewnętrzne i nie dało się jej uratować. Prawdopodobnie została mocno skopana. Potem jednego ze szczeniaków wziąłem do siebie, a reszcie znalazłem domy – skończył, głaszcząc Luffiego po grzbiecie.
   - Ludzie są okrutni – podsumowałem.
   - Niestety. Nie rozumiem, jak można porzucić psa? Bo co, bo im się oszczeniła i mieli problem z małymi? Gdybym wtedy ich nie znalazł, nie przeżyłyby. A Luffy to taki fajny psiak – uśmiechnął się do szczeniaka.
   - Masz rację.
   - No dobra, ja teraz idę poprzeglądać oferty pracy – westchnął cicho.
   - A tak właściwie, to po jakich studiach jesteś?
   - Grafika komputerowa. Fajnie by było pracować w jakiejś agencji reklamowej lub przy grach.
   - Jeśli chcesz, to jutro możemy się przejść do Chodzieży, idzie się naprawdę niedługo. Mogę ci pomóc szukać – zaproponowałem.
   - Serio mógłbyś? Będę bardzo wdzięczny. Wiesz, bywałem u Konrada, ale Chodzieży to ja za bardzo nie znam, często tam nie chodziliśmy.
   - Spoko, nie ma sprawy – uśmiechnąłem się do niego.
   - Okej, to ja idę do siebie – odwzajemnił uśmiech i wyszedł z salonu.


         Po kolacji Nikolas zaproponował film, na co przystałem z ochotą, wiedząc, że to ponownie pomoże mi oderwać się od bólu i smutku. Chłopak wybrał komedię, więc było dużo śmiechu i głupich komentarzy. I było naprawdę w porządku. To dopiero pierwszy dzień, a mi, dzięki niemu, już jest lepiej. Ale wieczorem znowu zostałem sam w naszej sypialni. W sypialni mojej i Konrada. I powróciły wspomnienia. I znowu były łzy.
______________________________________________
witam nowe czytelniczki :*
okej, jest więcej Nikolasa, jak obiecałam. mam nadzieję, że go polubiliście :).
ten rozdział pisałam w poniedziałek i dzisiaj. w zeszłym tygodniu nie pisałam w ogóle, ponieważ była u mnie kuzynka na wakacjach. było super ;D.
z tym rozdziałem opowiadanie zaczyna zbliżać się ku końcowi. mam kilka pomysłów, co do następnego, ale nie mogę się zdecydować. na razie mam tylko tytuł: "Chłopak moich marzeń".

a oto i Luffy. zdjęcie nie jest wzięte z netu, ponieważ ja je robiłam i jest na nim mój psiak, Bary :). zdjęcie zostało zrobione dosyć dawno, ponieważ Bary ma już osiem miesięcy i cztery dni.

6 komentarzy:

  1. Ja chcę więcej! Więcej!
    Nikolas wydaje się być naprawdę spoko, a cieszę się, że Gabrielowi i Michałowi też się układa.
    Jednak nigdy nie wybaczę ci śmierci Konrada. T^T

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodki rozdzialik. Chłopak pomaga mu wyjść z depresji, choć pusta sypialnia nie jest za szczęśliwym miejscem. Piesek śliczny. Czekam niecierpliwie na nową notkę

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Eterną "pusta sypialnia nie jest szczęśliwym miejscem" Tam wracają wspomnienia. A te bolą. Dobrze, że chociaż w dzień dzięki obecności Nikolasa, Alex opuszcza ten pokój. Na pewno pomaga mu w tym Luffy. Chłopak dzięki psiakowi wychodzi z domu, spaceruje. A z takim fajnym szczeniakiem nie można się smucić. Usta same się uśmiechają patrząc na takiego pieska i jego zabawy.
    Widać, że chłopcy się dogadają. A Ty wiesz, że Nikolasa uwielbiam. :D
    I ja bym takich ludzi, co zostawiają psy w wyżej opisanej sytuacji i nie tylko sama przywiązała do drzewa, skopała, nie dała wody, jeść i niech powoli umierają w mękach. Nienawidzę takich ludzi. Jak ktoś nie chce psa, niech go nie bierze lub odda w dobre ręce. A nie maltretuje. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio przypadkowo wpadłam na twojego bloga i wow blog jest super. Mam nadzieję że Aleks się jakoś pozbiera i że Nikolas mu w tym pomoże;P Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  5. super rozdział! :) Mimo wszystko mam nadzieję, że Misiek znajdzie szczęście, może nawet z Nicolasem? Fajny z niego chłopak i zajmie się Mikiem.... ;)
    A co do psiakaaaaaaa, takich ludzi to kurwa trzeba zabić!!!! też ich tak przywiązać i kurwa mać skopać!!!!!!!!!!!! ja takich bym zabiła, nie żartuje. Dobrze że Nicolas je uratował i znalazł dom...szkoda że ich mama umarła.... :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    cierpi, ale towarzystwo chyba robi swoje, czyli wspiera, jest lepiej...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń